Niby wszystkie ptaki śpią, a jednak znajdzie się parę takich, które z wielką ochotą będą upiększały swoim śpiewem nocne powietrze. Dudniące hukania sów czy skrzeki zagubionych jastrzębi w locie do gniazda to jedne z wielu przykładów nocnego życia. Nietoperze także nie stanowią wyjątków. Przepychają się z upartym wiatrem za każdym razem kiedy tylko słońce skryje swoje ostatnie promienie za horyzont, polując cierpliwie, ale szybko na owady. Świsty rozbawionej bryzy nie przestają się bawić w koronach drzew, a morza nie przestają szumieć, jednak wraz z tym zastojem w życiu dla wielu stworzeń to wszystko staje się głośniejsze, wyraźniejsze i piękniejsze. Najdrobniejsze kroki wydają się odbijać echem od tysięcy pni i nagłaśniać z każdą chwilą coraz bardziej. Jednak nie to wszystko zachwycało Vinysa w nocy najmocniej. Nie. To była nieodłączna część natury. Vinys podziwiał ten spokój od lat, podróżując głównie z gwiazdami nad głową, zwłaszcza przez ludzie siedziby. Najbardziej ten biały psowaty wilk uwielbiał własny oddech, który noc ponosiła w górę z cichym, delikatnym szumem. Wiedział że żyje, czuł że żyje, bo czasem nachodziły go co do tego wątpliwości. Nowy klan, wataha czy jakkolwiek by tego nie nazwał nie stałą się mu bliska sercu od razu. Wszakże nic nie dzieje się natychmiast. Drzewa potrzebują lat, aby być potężne, szczenięta miesięcy aby dorosnąć, a rany zakłute w sercu nie są inne. Ciężko było, więc ślepemu wilkowi dostosować się do nowych warunków, podczas kiedy minęły już lata odkąd należał do sfory i zgranej rodziny. Ciężko mu było także zapomnieć zdrady i boleści własnej przeszłości, która zacierała się mu gdzieś w umyśle wraz ze łzami i cierpieniem jakie przyszło mu znosić. Noc więc była dla niego lekkim ukojeniem. Nie bez powodu też obrał stanowisko nocnego stróża. Z łatwością nawigował zmysłami między pokrytym mrokiem lądem.
Zaczynając więc historię, nie tak odległą, ale zarazem niekoniecznie nową. Był to już czas kiedy Vinys należał do klanu, świeżo i nieudolnie ale należał. Noc była wyjątkowo chłodna jak na późną wiosnę, która ogarniała świat coraz większymi upałami. Vinys nie był pewien jak wykonywać swoje obowiązki. Nieco zaspany i osowiały stał na brzegu piaszczystej plaży i wsłuchiwał się w szmery fal. Pozorny spokój i ulga zalewały jego ciało, jednak umysł spaczony latami podróży czuwał nieustannie. Uszy co chwilę przesuwały się i drgały spuszczone wzdłuż karku nasłuchując czegokolwiek niepokojącego. Jednak noc zdawała się cichnąć z każdą sekundą, wraz z całym otoczeniem. Nie było niebezpieczeństwa i Vinys przypuszczał, że długo nie będzie. Bo kto chciałby plątać się po terenach małego klanu, niezdolnego zaoferować więcej niż odrobiny czułości i domu. Wyłącznie tyran gotów by był na próbę przejęcia władzy, a tyranów nie było słychać. Ciche westchnięcie wydarło się z jego pyska. Zaskakujące, jednak nieuniknione w swojej ciężkości . Vinys powoli uniósł się z piachu otrzepując się. Nieprzyjemne uczucie zgryzoty dokuczało mu już chwilę, a spacer nie pomagał. Drzewa zdawały się jakby łączyć z nim w jego milczeniu, gdyż nawet wiatr zatrzymał swoje swawole. Zapadła cisza. Przez chwilę marszu młody wilk nie zauważał jej w ogóle, jednak po czasie wydała mu się aż nader uporczywa i męcząca. Niepokojąca wręcz. Vinys zastrzygł uchem. Nic poza skrobaniem pod ziemią i dalekim trzepotem skrzydeł. Cisza wisiała w powietrzu niczym duszące opary, które powolnym tempem zatrzymują twoje serce przed kolejnymi uderzeniami. Biały basior przestraszył się lekko. Noc nigdy dotąd nie zdała mu się tak przerażająca. Wszakże towarzyszyła mu wiele lat i darzył ją wielką miłością. Dlatego więc teraz zdało mu się, że mógłby stracić jedyną przyjaciółkę w swojej samotności, która koiła odrobinę jego ból. Ten stan zwątpienia jednak szybko odrzucić gdyż pojawiło się zagrożenie. Obce futro otarło sie o jego bok, a miękki ogon przetarł jego pyszczek. Odskoczył na bok wyraźnie gotowy do ataku, pociągnął nosem i... zastygł. Intruz nie pachniał. Jedyne co dało się wyczuć to ruch wiatru wokół jego sylwetki. Dlatego też Vinys musiał zdać się na swoje moce, które powoli nakreśliły mu zagrożenie jako coś absurdalnie niemożliwego. Gdyż go nie było. Jednak w tym samym czasie wilk był pewien, że dotyk był prawdziwy i unikatowy. Znany a zarazem dalece zapomniany.
Dalsza część nocy pozostała spokojna. Nienaruszona do czasu kiedy słońce wstało i zamknęło jego oczy posyłając umysł ku wspomnieniom. I śniła mu się rodzina, poszerzając tęsknotę.
<CDN>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz