Pora roku:

Pora roku: Początek Zimy.
Jeśli śnieg utrzymuje się dłużej niż kilka dni, możemy zacząć mówić o początku zimy. Temperatura powietrza jest coraz niższa, należy uważać na poranne przymrozki. Cienka warstwa śniegu przyjemnie skrzypi na każdym kroku lecz aura nie zachęca do wyjścia – cały czas jest pochmurnie i pada, czy to deszcz czy to śnieg. Życie w lesie zamarło na czas zimy – jedynie kilka gatunków zwierząt, nie udających się w cieplejsze rejony, zostały wśród gołych drzew, żyjąc jak gdyby nigdy nic. Nawet niektóre niebezpieczne stworzenia, nawet te z Djevelskogu, ograniczyły swoją aktywność, co nie znaczy, że należy tracić czujność. Nie zaleca się wycieczki w wysokie góry, nawet skrzydlatym wilkom, ze względu na ryzyko zejścia lawiny i silne, północne fronty powietrza niosące masę zimnego powietrza.

Menu pionowe i populacja (na samym dole)

Informacje
Oficjalna data otwarcia: 08.03.2021

POPULACJA: 9
W tym NPC: 3

Wadery (♀): 5
Basiory (♂): 4
Szczenięta: 0

LICZBA ZMARŁYCH WILKÓW: 0
LICZBA PAR: 0

Następne postarzenie: 21-23.02.22

wtorek, 27 lipca 2021

Brak komentarzy

Od Dusjera CD. Vinysa ,,Ciemne Serce''

Zmęczony Dusjer usiadł pod cienistym schronieniem, jakie zapewniało mu drzewo swą koroną, by choć na moment odpocząć od trudu wędrówki. Już od zdecydowanie dłuższego czasu, błądził po nieznanym terenie. Od momentu, w którym ocknął się w jaskini, minęło już ponad pół dnia. W tym zdecydowanie nie ułatwiał mu wędrówki. Jednak wydawało mu się, iż ten niebieski kamień, jedyna rzecz, która wydająca się jego związkiem z przeszłością, będzie mu jeszcze potrzebny. Do tej pory natknął się tylko na wiewiórkę oraz kilka zajęcy. Okolica wydawała się spokojna oraz niezwykle urokliwa. Zamknął oczy i zaczął się wsłuchiwać w spokojne odgłosy lasu, by zebrać myśli. Nie wiedział, gdzie obecnie się znajduję, a nawet gdyby wiedział to, czy był pewny, że ma dokąd wracać? Miał nawet lepsze pytanie: czy ma do kogo wracać? Nie znał jednak na nie odpowiedzi. Oparł głowę o drzewo, pod którym się zatrzymał i uciszył myśli. Wiedział, że to mu w tej chwili nie pomoże, a jego głównym celem w tej chwili było znalezienie kogoś, kto by mógł odpowiedzieć na jego pytania. Zorientował się nagle, że najbliższe ptaki zaprzestały swych śpiewów. W tym momencie spostrzegł stojącego, kilka metrów od niego, basiora. Wydawał się dość potężny oraz miał on bardzo pewny chód. Jego ciemne futro, połyskiwało kontrastowo w promieniach słońca, nadając mu niesamowity wygląd. Nim Dusjer zdążył zareagować, ten zadał pytanie:
- Kimże jesteś wędrowcze i czegóż to szukasz w tych stronach?
- Nie mam najmniejszego pojęcia – odparł szczerze. Widząc wyraz pyska swojego rozmówcy, postanowił sprostować: - Mówię prawdę, straciłem swoją pamięć i zdecydowanie nie wiem, co ja tu robię.
Basior spojrzał na wędrowca z pewnym wyrazem współczucia zmieszanym z niepewnością.
- A czy chociaż masz jakieś imię? – spytał go.
-Na imię mi Dusjer! – powiedział z dumą, iż w końcu może odpowiedzieć na jakieś pytanie. Uświadomił sobie jednak, że wciąż nie wie, kim jest jego rozmówca więc spytał:
-Jeśli można wiedzieć to, kim jesteś ty?
-Me imię Akos. Miło cię poznać Dusjer. – powiedział uprzejmie.
Przez chwilę trwali w milczeniu, po czym ciszę przerwał Dusjer:
- Czy nie należysz może do jakiegoś klanu? A jeśli tak to czy mógłbyś mnie zaprowadzić do swojego alfy? Wiem, że to dosyć dziwne, ale podejrzewam, iż nie dam rady przetrwać sam na terytorium obcego klanu. Po za tym było by to dość niemiłe.. – Akos chciał mu udzielić odpowiedzi, jednak Dusjer dopiero się rozgrzewał – O nie, ale nie mam pojęcia co by się nadawało. Mógłbym spróbować coś upolować albo wygrzebać jakiegoś skorupiaka z dna jeziora, ale czy to by się nadało? – Akos znów próbował coś powiedzieć, lecz gadatliwy wilk nawet tego nie zauważył – Wiem! Muszę dać coś ważnego, co by pokazało mój szacunek i chęć poświęcenia się klanowi. Dam kamień, który niosę ze sobą. Może to nie jest dużo, ale jest ładny, ma starannie zrobiony glif oraz wydaję mi się, że jest czymś cennym. Jak myślisz, czy alfa twojego stada przyjąłby ten kamień jako dar?
Ciemny wilk tylko spoglądał na niego przez moment, upewniając się, iż tym razem już skończył, po czym powiedział:
- Odpowiadając na twoje pytania, tak, należę do klanu. Tak mogę cię zabrać do alfy i jestem pewien, że ten kamień będzie wystarczającym darem. Pozwól, że najpierw dokończę – powiedział, widząc, iż Dusjer już chce coś powiedzieć – Jeśli zastanawiasz się skąd mam taką pewność to dlatego, iż Alfa tego klanu stoi przed tobą. Przyjmuję twój dar Dusjerze, jedyne czego jeszcze potrzebuję od ciebie to przysięga wierności.
Mimo tego, iż gadatliwego wilka na moment zamurowało, gdy dotarło do niego, ile razy przerwał alfie stada, jakoś jednak zdołał wypowiedzieć przysięgę wierności. Gdy już to zrobił, Akos powiedział:
-Cieszę się, iż mamy już to za sobą. Witaj w Klanie Wilczej Paszczy w takim razie. Czuj się jak u siebie. A teraz wybacz mi, lecz obowiązki wzywają. Mam nadzieję, iż jeszcze się kiedyś zobaczymy.
To powiedziawszy, odszedł, zostawiając Dusjera samego. Ten, długo się nie zastanawiał. Postanowił iż to świetna okazja by zacząć zwiedzać okolicę. Przez jakiś czas spacerował zapamiętując co, jak i gdzie, zapoznając się z terenem. Przechodził akurat obok jakiegoś pagórka, gdy nagle usłyszał jakiś rumor. Zdążył tylko spojrzeć w górę, nim wleciał w niego jakiś wilk.
-Hej! – zdążył tylko wykrzyknąć nim został przygnieciony przez w miarę małego basiora.
Przez moment Dusjer dochodził do siebie, jednak szybko dotarło do niego że coś mogło się stać temu drugiemu, szybko zwrócił więc on swoją uwagę na poszkodowanego i zapytał: - Czy wszystko w porządku? Żadnych poważnych obrażeń? Trzymasz się w całości?
Obcy wilk wstał i tylko przytaknął. Wyglądał jakby chciał dodać coś jeszcze, ale Dusjer mu na to nie pozwolił:
Obcy wilk wstał i tylko przytaknął. Wyglądał, jakby chciał dodać coś jeszcze, ale Dusjer mu na to nie pozwolił: -Oj wybacz to moja wina, nie miałem pojęcia, że ktoś będzie turlał się z tego pagórka. Chwila robisz tak często czy to był wypadek? Oh, prawie bym zapomniał, nie masz zielonego pojęcia, kim jestem! - powiedział entuzjastycznie – Na imię mi Dusjer! Bardzo miło cię poznać, białawo-szarawy oraz drobny nieznajomy! Nieznajomy, który pewnie ma imię… Mogę wiedzieć, jakie nosisz? Jestem pewien, iż jest ono odpowiednie dla ciebie, może dam radę je zgadnąć? Smastein! Nie, czekaj to nie to. Może Dverg? Dobra to chyba też nie to. Poddaję się, ale byłem chociaż blisko?
Siadł, czekając na odpowiedź i radosny uśmiech rozświetlił jego pyszczek. Tymczasem nieznany wilk patrzył na niego mocno skonfundowany. Cała ta sytuacja wyraźnie go zmieszała i sprawiła, że czuł się niezbyt komfortowo, jednak Dusjer zupełnie niczego nie zauważył, cały czas uważnie przyglądając się swojemu rozmówcy w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Chwileczkę, może za mocno uderzyłeś się w głowę i nie możesz mówić? Słyszałem, że tak może się stać, a właśnie spadłeś z w miarę stromego pagórka… Wiem! Jeśli nie możesz mówić, mrugnij trzy razy! – Powiedział.
Zaczął wpatrywać się intensywnie w oczy obcego. Czas jakby nagle zwolnił dla drugiego wilka. Nieznajomy był jeszcze bardziej zmieszany niż wcześniej, wyraźnie nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Nim się spostrzegł, już zostały mu tylko dwa mrugnięcia. Zaraz potem już tylko jedno.
-V-vinys! - powiedział szybko, po czym dodał ciszej: - Imię m-moje…
-Hura, czyli jesteś cały! Miło cię poznać Vinysie – odparł podekscytowany Dusjer - Czyli nie byłem aż tak blisko… O, a co do bliskości, to jest tu może blisko jakaś jaskinia lub nora wolna? Nikt mi nic jeszcze nie powiedział i liczyłem, że w końcu na kogoś wpadnę, kto tu mieszka i się na tym zna… No i wpadłem na ciebie! Bo jesteś z tutejszego klanu prawda? Musisz być, przecież co innego, mógłbyś tu robić. O, może jesteś szpiegiem! – wykrzyknął nagle, odskakując, lekko wystraszywszy swym nagłym wybuchem Vinysa. Patrzył na niego wnikliwie przez moment, po czym się uspokoił – Nieee, nikt by nie wysłał takiej ciapy jako szpiega. Bez urazy oczywiście. O, jeśli znasz jakąś ładną wolną jaskinię, która wpada w oko, mógłbyś mi ją pokazać? Najlepiej by było, gdyby była blisko jakiegoś jeziorka czy czegoś w tym rodzaju… Wiem, że to brzmi dziwnie, ale w ten sposób czuję się bezpieczniej… Uwielbiam wszelkie miejsca z wodą! Są cudowne, a szczególnie świat pod nią. Znajdując się na dnie, patrząc na otaczający cię błękit, możesz podziwiać prawdziwe piękno życia. Znów mnie poniosło! To jak, pomożesz, mój nowy najlepszy przyjacielu?
-C-co? Ymm... – odparł mocno zmieszany wilk - Ja-ja-jaskinia? Jest... Jakaś przy, przy plaży... Chyba?
- To wspaniale! – krzyknął Dujser z entuzjazmem – A więc prowadź, ku nowej przygodzie! Będę szedł tuż za tobą i opowiem ci o wszystkich przydatnych zastosowaniach kamieni wapiennych w codziennym życiu. A jak nie lubisz takich tematów, to można porozmawiać o drzewach. Po drodze widziałem w okolicy bardzo ładne olchy, ale jestem prawie pewien, że sosny prezentowały się lepiej. Dodatkowo…
I tak o to dwójka nowych przyjaciół ruszyła przed siebie, jeden cicho we własnym świecie, drugi paplając w najlepsze.
Brak komentarzy

Powitajmy Dusjer'a!

 

Autorskie

,,Życie jest warte śmiechu, więc się śmieje.''

WŁAŚCICIEL: Dusiek#0666 | tojadusiek@gmail.com
IMIĘ: Dusjer
WIEK: 3 lata
OPIS FIZYCZNY: Dusjer jest dosyć zwyczajnym wilkiem jeśli chodzi o wygląd, dobrze wtapia się w tłum. Nie jest on jakoś specjalnie muskularny, lecz nie czyni go to także słabym. Jego sierść jest w różnych odcieniach szarości, lecz w niektórych miejscach jest zabarwiona w różne odcienie błękitu. Można go rozpoznać po jasno niebieskim pasemku na ogonie oraz lekko zabarwionych łapach w tym samym kolorze. Jego oczy są koloru letniego nieba w bezchmurny poranek z małą zieloną plamką w lewym oku.
OSOBOWOŚĆ: Dusjer cechuje się niezwykle optymistycznym podejściem do życia, uśmiech rzadko kiedy znika na stałe z jego pyska. Bardzo łatwo wybacza innym, często służy pomocną łapą i miłym słowem. Ma problemy z naruszaniem przestrzeni osobistej, bardziej spokojnych i zdystansowanych wilków. Bardzo ciężko go zezłościć, jednak zezłoszczony potrafi być stanowczy oraz czasem przerażający. Zawsze stara się bronić słabszych oraz zranionych. Jest on gapowaty oraz czasami dziecinny, lubi niekiedy płatać drobne psikusy innym wilkom, jednak zawsze stara się by nie przekroczyć granicy i nie sprawić komuś krzywdy. Bywa naiwny, jednak zdecydowanie nie należy myśleć iż jest to objawem głupoty. Jego największą zaletą jest współczucie, którym dzieli każdą istotę która go potrzebuje.
ŻYWIOŁ: Woda
MOCE:
  • Poprzez zbiorniki wodne Dusjer może zanurzyć się w jednym a wynurzyć się w drugim. Musi jednak upuścić chociaż kroplę swej krwi do sadzawki by móc użyć tej mocy. Duże odległości wymagają jednak daru dla Egira.
  • Potrafi kontrolować wodę, może nią swobodnie poruszać na różne strony a nawet unosić w powietrzu. Ta umiejętność jednak jest wyczerpująca jeśli używana zbyt długo lub na zbyt dużej ilości wody.
  • Dusjer doskonale odnajduję się w wodzie, może bez problemu pod nią oddychać, jednakże ma problemy z zrozumieniem mieszkańców podwodnego świata. Z trudem potrafi im przekazać podstawowe komunikaty.
  • Ta moc jest jedną z największych zalet basiora. Poprzez kontakt z wodą, rany Dusjera zaczynają się szybciej niż normalnie zasklepiać. Dzięki temu, dopóki w pobliżu jest woda, żadne wypadki są mu niegroźne. Jednakże moc ta nie pozwala na regeneracje straconych kończyn oraz nie działa na trucizny, zapewne ma także granicę jak poważne obrażenia może uleczyć.
PARTNER: Brak
ZAUROCZENIE: Na ten moment jego serce należy jedynie do szczeniaków którymi się opiekuje.
RODZINA: Brak
STANOWISKO: Opiekun szczeniąt
PATRON: Egir
HISTORIA: Pewnego dnia, Dusjer obudził się na kamienistym żwirze w jaskini, obok małego jeziorka skalnego. Na jego futrze było sporo krwi, jednakże nie był on w żaden sposób zraniony. Jedyne co było z nim mały niebieski kamień z symbolem wody wyrytym w nim. Próbował sobie przypomnieć jak tu się znalazł i zorientował się, przerażony, iż nie może sobie nic z tego przypomnieć. Zdenerwowany zaczął przeglądać swą pamięć i zorientował się że nie umie sobie przypomnieć żadnego wydarzenia, miejsc czy nawet pysków innych wilków. Pamiętał wciąż rzeczy takie jak polowanie czy swoje talenty, ale wszystkie szczegóły dotyczące jego przeszłości były dla niego niedostępne. Po dłuższej chwili doszedł do siebie i zaczął szukać wyjścia z jaskini. Gdy w końcu wyszedł z jaskini, stał na terenie którego wcześniej na oczy nie widział. Przez jakiś czas błąkał się po okolicy, zwiedzając jednakże nie minęło dużo czasu nim natknął się na tajemniczego czarnego wilka, emanującego swego rodzaju siłą oraz pewnością siebie, który złożył mu propozycję nie do odrzucenia. Właśnie w ten sposób Dusjer dołączył do klanu w którym znajduję się dziś.
CIEKAWOSTKI:
  • Jest z natury zbieraczem , zbiera wszystko co tylko uzna za ciekawe i przechowuje w swoim miejscu, lecz oczywiście nie kradnie, przynajmniej nie świadomie.
  • Nie przyzna się do tego, lecz nie znosi dużych wysokości
  • Boi się czerwonych motyli.
  • Lubi w wolnym czasie wybierać się na wędrówki w najróżniejsze miejsca.

MANA: 50 many.
INNE ZDJĘCIA:




poniedziałek, 26 lipca 2021

Brak komentarzy

Od Úrfearn cd. Akos "Nauka to potęgi klucz?"


Już miałam rzucić się na królika by zadać mu ostateczny cios, gdy ten nagle został złapany w silne, dobrze znane mi łapy. Zaskoczona i przerażona wilkiem, którego zobaczyłam, stałam osłupiała w miejscu, w którym właśnie kucałam. Szary basior o płonących, złotych oczach zwrócił się w moją stronę.
-Witaj Wrzosiku - powiedział przesłodzonym głosem po czym splunął w trawę obok z obrzydzeniem. - Nawet nie wiesz ile nieszczęścia sprowadziłaś na swoją... - przerwał na chwilę, budując tym samym napięcie - ...watahę. - Znowu urwał po czym robiąc krok w moją stronę dodał - A teraz będziesz musiała za to zapłacić. - Uśmiechnął się podle, zrobił kolejny krok w moją stronę i kolejny, a ja, niewiele myśląc, odzkoczyłam w tył i zawróciłem w kierunku, gdzie, kilkaset metrów dalej, miał być Akos. Niestety na mojej drodze stanęły dwa inne wilki, które mnie złapały, nie dając mi nawet możliwości na użycie skrzydeł, czy raczkującego jeszcze żywiołu, którego nie potrafiłam używać w kryzysowych sytuacjach. Zaskomlałam gdy Rufus- kakaowy, masywny wilk obdarzony żywiołem ziemi, przygwoździł mnie do podłoża, utrudniając mi przy tym oddychanie, a co dopiero krzyk. Drugi wilk- Frei, która to była znana z żywiołu materii, miała śnieżnobiałą sierść i szmaragdowe oczy. Ów oczy "gasły" na chwile przed tym, jak miała teleportować siebie lub grupę wilków w ściśle określone i przygotowane wcześniej miejsce. Już po zaledwie kilku sekundach przede mną stanęła kolejna wilczyca. Mięta - rok starsza ode mnie błękitna niczym niezapominajka wadera, potrafiąca kontrolować specyficzny gaz usypiający. Wilczyca jest ślepa i posiada białe, zamglone oczy, które w czasie wytwarzania dymu zmieniają barwę na soczystą, miętową zieleń. Uśmiechnęła się ona do mnie przepraszająco i używając swojego daru sprawiła, że moje drogi oddechowe wypełnił ów gaz. Rufus ze mnie zszedł, po czym on, Żar, dwie wadery i jeden nieznany mi basior, stojący po prawej stronie ojczyma i pokryty czarną mgłą, zaczęli mi się rozmazywać przed oczyma. Mięta sprawiła, że straciłam kontakt z rzeczywistością i odpłynęłam.


*~*~*~*~*~*~*


Szum płynącej wody odbijał się echem po niewielkim skalnym pomieszczeniu, w którym za szklanymi kratami wykonanymi przez Rufusa, leżała nieprzytomna Úrfearn. Była to boczna komnata jednej z jaskiń znajdujących się gdzieś za Wodospadem Fiellkrystal. Niedaleko wschodniej granicy klanu. W owej jaskini znajdowało się ledwie 5 wilków pozostałych z Watahy Cieni, która praktycznie zniknęła z powierzchni ziemi, po ataku grupy lampartów śnieżnych, które z nią to dzieliły granice. Ów atak nastąpił dokładnie tydzień po ucieczce Úr. Ojczym, który nienawidził wilczycy, wmówił pozostałym członkom watahy, że to właśnie ona nasłała na nich lamparty, aby się mściły za to, że chcieli ją wydać na śmierć zgodnie z prawem watahy. Mięta i Frei nie uwierzyły w słowa obłąkanego basiora, ale przez to że nie miały by z nim żadnych szans w walce, poddały się i stały się mu posłuszne. Wilki okrzyknęły Żara nowym alfą Watahy Cieni.


~*~*~*~*~*~*~


Ocknęłam się w chłodnym miejscu. W uszach dudniła mi krew. Potrzebowałam dłuższej chwili by przyzwyczaić się do dość nieciekawej sytuacji. Ledwo wstałam i aby utrzymać się na łapach musiałam sobie pomóc skrzydłami. Poczłapałam w kierunku jedynego wyjścia z jaskini. Było zablokowane kamiennymi prętami. Usiadłam przy nich zrezygnowana. Nawet jakby udało mi się użyć swojego żywiołu to nic by mi nie dał. Byłam wykończona i nawet zwykłe kroki sprawiały mi trudność. Gaz Mięty, był nadwyraz wyczerpujący dla organizmu, a ponadto skała jest kontrą mojego żywiołu. Usłyszawszy szmer i zbliżające się kroki, cofnęłam się i skupiłam swój wzrok na odwiedzającego mnie wilka. Zaskomlałam cicho i cofnęłam się pod najdalszą ścianę swojego więzienia, gdy zobaczyłam płonące złote oczy.
- Pewnie się domyślasz, co Cię czeka - zaczął. ~Śmierć o zachodzie słońca.~ pomyślałam. Serce mi się krajało, na myśl, że ledwo zaczęłam nowe życie, to już musiałam je skończyć. Jedno co mogłam zrobić w tej chwili, to patrzeć się na moje oprawcę.
- Jednak, postanowiliśmy dać Ci wybór... - przyznał nie ukrywając nie zadowolenia z tego powodu
- Słucham?! - poderwałam się gwałtownie i podeszłam chcąc upewnić się, czy się nie przesłyszałam.
-możesz wrócić do watahy, albo, co bardziej popieram, poddać się karze. - powiedział jakby to było coś oczywistego.
- Nigdy nie wrócę do Waszej przeklętej watahy! - warknęłam. - Wolę umrzeć tutaj, niż dać Ci się stopniowo otruć - syknęłam, na co Żar się zaśmiał.
- Niech tak się stanie. - Odwrócił się i zaczął wychodzić z mojej celi. Przeszedł ledwie metr, po czym, stojąc tyłem do mnie powiedział
- Pozdrów ode mnie Olchę. - Odszedł, a we mnie wezbrały gniew i rozpacz. ~Jak on śmie?!~


~*~*~*~*~*~*~


Stałam plecami do krawędzi klifu, na szczycie wodospadu. To były dosłownie dwa kroki od przepaści. Na brzegu walały się moje pióra - lotki, przez co nie byłam już w stanie latać. Rufus sklecił dla mnie kamienne bransolety na łapy, których nie miałam nawet siły zdjąć, chodź wiedziałam, że była drobna szansa na to, że się skruszą pod wpływem gwałtownego uderzenia. Dodatkowo mnie one obciążały i utrudniały chodzenie. Westchnęłam cicho. Miałam podkulony ogon i uszy położone po sobie. byłam nieco zgarbiona. Nie miałam ochoty patrzeć na piękno gasnącego nieba.
Pierwsze promienie słońca zaczęły zachodzić. Cztery wilki stały w rzędzie oczekując egzekucji, a ich Alfa stał tuż przede mną i z wyższością oraz swego rodzaju, okrutną radością, szczerzył się do mnie.
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytał, jakby to była zwykła formalność.
- Oby Rodhevn o mnie pamiętał - powiedziałam. W tym momencie zawiał gwałtowny wiatr. Porywając moje pióra w dół wodospadu. Pierze zawirowało w powietrzu, ale nie dotknęło wody. Pióra straciły się gdzieś w przybrzeżnych krzakach i skałach. W powietrzu wyczułam słaby zapach Akosa. Jeśli się nie myliłam, był jakiś kilometr ode mnie i zbliżał się. Nie zdąży, nawet jeśli się postara. ~Dziękuję za chęci~ Uśmiechnęłam się ze łzami w oczach i odwróciłam pyskiem do przepaści. Żar stał za mną. Musiał poczekać z wepchnięciem mnie jeszcze jakieś 5 minut, a potem... no cóż. nadejdzie pora na mój ostatni lot.

To było najdłuższe pięć minut w moim życiu. Gdy tylko ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem, zostałam popchnięta, przez co straciłam grunt pod łapami. Pisnęłam przerażona, gdy tylko uświadomiłam sobie, że nawet skrzydła nie złagodzą mojego upadku z wysokości i mogę roztrzaskać się o ostre skały, ukryte gdzieś pod pianą wzburzonej wody. Na moje szczęście, albo i nie, ominęłam wszelkie skalne przeszkody i wpadłam do wody z głośnym pluskiem. Bransolety ciągnęły mnie na dno, a płuca powoli zaczęły wypełniać się wodą. Szarpałam się przez chwilę, ale ze strachu nie zdążyłam nabrać nawet porządnie powietrza. Piekły mnie całe drogi oddechowe. Zaczęło mnie mroczyć, a już po chwili otoczyła mnie ciemność. Zamykałam już oczy, gdy nagle dostrzegłam jakąś smugę, która ruszyła w moim kierunku. Ruszyła się woda, rzucając mną w jakąś stronę. Po chwili zostałam szarpnięta, a potem nic więcej już nie czułam i nie widziałam. Straciłam przytomność.



Akosie?
<To Ty mnie ratujesz, czy ktoś inny? Ma dobre zamiary, czy będziesz musiał mnie dalej szukać?>

środa, 21 lipca 2021

Brak komentarzy

Od Vinysa "Szukając wiatru w polu" cz. 2


Nocne straże i patrole były jego krwią i kośćmi. Weszły mu w nawyk przespane poranki i budzenie się kiedy słońce sięgało swojego zenitu. Nie przeszkadzało mu dłużej poczucie zagrożenie, gdyż dziwny dotyk miękkiego futra nie pojawił się już nigdy. Minęły tygodnie, nie jakieś długie lata, ani nie za wiele dni w kupie, ale jednak. Vinys doświadczał specyficznej więzi z wilkami z klanu, na którą nie do końca wiedział jak reagować. Nie przywykł do troskania się innymi, a teraz rozpoznawał każdego po zapachu. Wiedział jak stąpa Akos i jak jego masa ciała rozkłada się na ziemi, a powietrze powoli omiata jego gęstej sierści. Doskonale wyczuwa Yareena, który zawsze ma na sierści charakterystyczny zapach Pandory, zbierającej zioła. Chociaż w jego umyśle najmocniej ziołami pachnie Antilia, która dodatkowo kojarzy mu się z bezpieczeństwem i lekami, co nie dziwiło go ani trochę. Spokojne i ciche kroki Yrsy także wyczuwał już z daleka i kiwał jej głową delikatnie. Na koniec dochodziła mała Urferan, której skrzydełka zawsze rozwiewały silnie wiatr. Jednak noce różniły się od dni, które przepełnione rozmowami i polowaniami biegły swoim rytmem. Noce zatapiały wszystkich z ciemnościach, które on postrzegał za coś sobie znanego, przyjemnego i spokojnego.

Zmiana Vinysa zaczęła się jak zwykle, kiedy księżyc świecił już na niebie, tego dnia zasłonięty chmurami , a powietrze ochłodziło się znacznie. Niewielki wilk wstał ze swojego prowizorycznego posłanka i wymknął się na zewnątrz. Drzemka jaką przed chwilą zażył dostarczyła mu energię, którą mógł wykorzystać na całonocne spacery i obserwację okolicy swoim słuchem i mocą. Powoli niosąc swoje stopy nisko nad ziemię przedzierał się przez kolejne zarośnięte z powodu lata, leśne ścieżynki. Gałęzie drapały jego boki i kręciły się w furto irytując niewielkiego basiora. Dlatego pierwszym jego celem była plaża. Zanurzając łapy w piachu czuł już na pysku bryzę morza, które burzyło się tej nocy wyjątkowo. Ogólnie, Vinys dostrzegał że wszystko buczało i szumiało, a z dala dochodził do niego wiatr pełen zapowiedzi deszczu. Jednak nie uważał aby musiał chować się jeszcze przed kroplami. Nie był pewien czy ulewa dogoni go tej nocy i jak silna będzie. Może na razie to tylko ciche zapowiedzi nadchodzącej burzy, która przysłoni światło dnia i zasnuje błękity nieba. Z głębokim wdechem Vinys wszedł na brzeg wody, pozwalając aby chłód wstrząsnął jego skórą. Szybko jednak pierwsze wrażenie przerodziło się w dozę przyjemności. Nie często fale aż same chciały się z tobą bawić. Dlatego wilk korzystał z tej nietypowej kąpieli.

Vinys

Biały basior zastrzygł uszami prostując się i spinając. Odruchowo jego ciało wykonało kilka ruchów głową, jakby rozglądał się wokół. W rzeczywistości łapał więcej dźwięków w swoje uszy, aby zidentyfikować obcego. Zaskoczony jednak odkrył, że niczego nie słyszy. Znowu także niczego nie widział. Skupił się więc chwilowo na głosie. Był to cichy, ale męski i łagodny ton. Zero chrypki, zawahania czy elementów charakterystycznych dla kogokolwiek w jego pamięci. A jednak! Znał go skądś. Jego umysł burzył się, dwoił i troił, jednak odpowiedź nie była w stanie do niego przyjść. Zrezygnowany wyszedł z wody poszukując właściciela głosu. Skoro go wołał, musiał go znać, a to go niepokoiło. Mógł być to obcy, wróg, który obserwował ich już jakiś kawałek czasu. Przeszedł parę kroków zanim zawęszył. Nic.

Vinysku?

Warknął ostrzegawczo stając w pozie obronno atakującej. Był gotów walczyć, pomimo swojej miernej postury. Wystarczyłby jeden skok, tylko jeden. Jednak nic nie nastąpiło. Najeżony wilk nieco sie uspokoił i wsłuchał ponownie w świat. Wiatr dalej huczał w koronach drzew, a morze przerzucało pianę przez kamienie z impetem. Nic nie świadczyłoby o obecności obcej osoby. Przestraszony jednak odszedł z plaży. Nieco zestresowany skończył patrol szybciej niż zazwyczaj i ułożył się w swojej jaskini. Wtedy też naszły go refleksje o słowach wypowiadanych przez głos, który przez resztę nocy milczał. Vinysku. Tak niewiele osób mówiło tak do niego. Najczęściej gdy był mały używał tego jego dzidek, przyszywany, ale nadal dzidek. Jedna z niewielu osób, które wierzyły w jego umiejętności i dawały mu pochwały. Była jeszcze babcia, ale zmarła przedwcześnie, więc pamiętał ją jak zza mgły. Podobnie było ze wspomnieniami rodziny. Zaśniedziałe i zamazane obrazy białych wilków, pośród białych pustyń.
Zamknął oczy i nie śniło mu się nic, ukołysany do snu dudniącym o kamienie deszczem, nie wiedząc jeszcze jak wiele znaczyło jego własne imię.

<CDN>
Brak komentarzy

Od Yareen'a Cd Antilii ,,Śniezny Onyx''

Robienie sobie żartów z innych wilków nie leży w jego naturze, ale Pandora zawsze twierdziła, że w ten sposób można sprawdzić innych. Zobaczyć ich zachowanie, ich nastawienie i minimalnie ich poznać – ale tak naprawdę chodziło o pośmianie się z innych, nie ukrywajmy. Samica była pełna energii, zawsze było jej wszędzie pełno i wciskała każdemu swoje pięć groszy, to by było dziwne, gdyby nie lubiła żartować z innych. A teraz miała na to idealną okazje, wystarczyło spojrzeć na kuzyna i rzucić „Można dołączyć do waszego klanu?”. Z własnej woli czy też nie, tyle wystarczyło, aby on sam włączył się do zabawy. Nie mógł już się wycofać i zepsuć zabawy siostrze (nigdy nie użył słowa „ciocia” w stosunku do Pandory), jedyne co mógł, to kontynuować tę cała szopkę.

Gdyby komuś bardziej się chciało przypatrzeć tej dwójce, może by zauważył ten ułamek sekundy, podczas którego przez pyski Yareena i Pandory przeszło niezadowolenie. „Będziecie chyba musieli opuścić nasze tereny. Nie jesteście wrogo nastawieni, jednak jesteście nadal obcymi.”. Obcymi zawsze będą, nawet, jeśli Pandora będzie twierdzić, że kiedyś staną się rodziną, dla niego oni wszyscy zawsze będą obcy, a on im – a mimo tego słowo wypowiedziane przez nowo poznaną jakoś dziwnie go uderzyło. Oboje zresztą poczuli de ja vu.

Ruszyli na północ, w kierunku jaskini Alfy, aby „nowe” wilki mogły dołączyć. Szli rozmawiając, głównie Pandora z Antilią. Yareen szedł nieco z tyłu i tylko je śledził, przysłuchując się jej rozmowom, które znał na pamięć. Jego opiekunka za każdym razem opowiadała albo o przedziwnych roślinach, albo miejscach, które spotkała w swoim krótkim życiu. W niektórych historiach pojawiał się biały basior, ponieważ gdy się nim zajęła, nie zrezygnowała z marzeń o podróżowaniu i poznawaniu świata. Szkoda, że on sam nie mógł opisać tego, co można było zobaczyć.

- Czym obdarujecie Alfę? – zapytała skrzydlata wilczyca, kiedy Pandora na moment zamilkła i przyglądała się orłowi na niebie. Przez moment panowała cisza. Kiedy rogata samica zdała sobie sprawę, że zadano jej pytanie, przystanęła na moment i się rozejrzała.

- To – podeszła do niebieskiego kwiatu i go zerwała. Radośnie potruchtała do swoich towarzyszy. Biały samiec patrzył w dal niewidzącym wzrokiem, ignorując jej zachowanie, a Antilia posłała jej zdziwione spojrzenie.

- Kwiat?

- Nie taki zwykły – wysepleniła. – Trzymaj to Yareen – podała mu do pyska roślinę. – To przegorzan kulisty. Przy odpowiednim spreparowaniu, gdy wilk całkowicie opadnie z sił i nie może używać swych mocy, przegorzan odnawia energię. Jeśli chcesz, mogę ci zrobić – nie kłamała. Już kilka razy przygotowywała napój z niebieskiej rośliny bratu. Smakował kiepsko, ale energię odzyskiwał w zaskakującym tempie.

Po dotarciu do jaskini alfy, Antilia sama weszła do środka, a po dłuższej chwili, prawdopodobnie po opowiedzeniu co się stało w lesie, Alfa wyszedł do czekającej dwójki.

- To oni. Chcieli by dołączyć – przez moment panowała cisza. Akos spoglądał na uśmiechającą się Pandorą, na Yareena, który patrzył w ziemie oraz na Antilie, która po chwili się dowiedziała, że jednak należeliśmy do klanu. Zamrugała kilka razy.

- Nie rozumiem…

- Zażartowali z ciebie – wyjaśnił Alfa. - Dołączyli niedługo po tobie – spojrzał na dwójkę wilków. – Mało śmieszny żart – skomentował.

- Nie chodzi o żart, ale o reakcje – odparła rogata wilczyca. Alfa wzruszył ramionami zamykając temat.

- A co do spłoniętego lasu… - odwrócił się do Antilii.

 

<Antilia? Co robimy z lasem?>

poniedziałek, 12 lipca 2021

Brak komentarzy

Od Antilii cd. Yareen "Śnieżny onyx".

Śniły mi się wilki, a raczej… rodzina wilków. Piękny, ciemny samiec o szmaragodwej sierści i lodowych oczach, w których nie było zimna i złowrogości lecz przyjemne ciepło milości. Obok niego była wadera – miała delikatne rysy twarzy oraz ciepłe odcienie sierści a jej pióra miały miodowy kolor. Bursztynowe oczy patrzyły wprost na mnie lub na niewielkiego szczeniaka, który biegał tam i z powrotem. Miał białą sierść, lecz przez jego grzbiet przebiegała jasna pręga. Niewielkie skrzydełka próbowały unieść resztę ciała, lecz nadal nie wzbił się wyżej niż na kilkanaście centymetrów od ziemi.
– Antilia, wstawaj! Miałaś uczyć mnie latać! Obiecałaś!
– Skarbie, obudź się – powiedziała wadera. – Pora ruszać w drogę.
– Jaką drogę? – zapytałam wysokim, szczenięcym głosem, który mnie zaskoczył. 
– W drogę powrotną… 



Wzięłam głęboki wdech, szeroko otwierając oczy. Zakaszlałam a ktoś dotknął mojego barku. Obróciłam się i zobaczyłam waderę o wesołych, miłych oczach oraz porożach jelenii na jej głowie. Zamrugałam kilka razy, myśląc, że mam zwidy. 
– Obudziłaś się! – powiedziała uradowana. – Yareen, obudziła się! – zawołała zza swojego ramienia.
– Csoo się stałoo? – zapytałam lekko zdezorientowana. Spróbowałam wstać, lecz nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zamknęłam oczy, starając się przypomnieć jak się znalazłam w jaskini z rogatą waderą. 
– Nie wstawaj jeszcze. Jesteś bardzo osłabiona… – powiedziała, po czym podała mi pewne zioło, prosząc abym je zjadła. Z początku chciałam odmówić, myśląc, że podaje mi jakieś trujące ziele, lecz jej oczy nie zdradzały wrogości ani chęci mordu. Liście były paskudne w smaku, ale udało mi się je przełknąć. Nagle dostrzegłam znajomą postać.
– Yareen? – zapytałam, nadal będąc lekko oszołomiona.
– Tak, jestem. – Podszedł do mnie i usiadł naprzeciwko mnie. – Jak się czujesz?
– Jakby staranowało mnie stado grubych jeleni… - mruknęłam, po raz ponownie próbując wstać. Wadera obok znowu chciała mnie powstrzymać, lecz tym razem nic nie powiedziała. Udało mi się usiąść, choć kosztowało mnie to wiele wysiłku. – Powie mi ktoś co się stało?
Śnieżnobiały wilk pokrótce opisał mi wydarzenia sprzed kilkunastu godzin. Powoli nastał zmierzch, lecz promienie słońca jeszcze oświetlały naszą krainę. W miarę słuchania opowieści odzyskiwałam pamięc z tamtych zdarzeń. 
– Ktoś podpalił las, jestem tego pewna… – powiedziałam, gdy wilk skończyć opowiadać. 
– Kto to mógł zrobić? – zapytała Pandora, którą Yareen przedstawił mi w trakcie wyjaśniania sytuacji. Była jego kuzynką i również była zielarką, jak on. 
– Nie mam pojęcia ale podpalenie lasu Lysskog to nie byle przewinienie – mieszka tam i rośnie wiele magicznych gatunków, które występują wyłącznie tam – wyznałam. Będę musiała poinformować Akosa o tym pożarze – pomysłałam. Być może był to zwykły wypadek ale może to być również atak ze strony wroga… 
Yareen patrzył gdzieś w dal swoimi zamglonymi oczami, gdy nagle się odezwał.
– To nie nasza sprawa. 
– Ale sprawa mojego Klanu, do którego należę – odparowałam, tym razem stając na czterech łapach. Nogi mi się trzęsły a w brzuchu głucho zaburczało. O bogowie, ile ja mocy zużyłam? – mruknęłam w myślach. Będę musiała poprosić Egira o zesłanie odpowiedniego błogosławieństwa, bo w tym stanie daleko nie zajdę. Lecz powoli, krok za krokiem, szłam w wyznaczonym przez siebie kierunku.
– Gdzie idziesz? – zapytała Pandora, lekko zaniepokojona.
– Zawiadomić Alfę – powiedziałam, zatrzymując się. – Będziecie chyba musieli opuścić nasze tereny. Nie jesteście wrogo nastawieni, jednak jesteście nadal obcymi – dodałam.
Już chciałam zejść w dół, kierując się na zachód, kiedy usłyszałam swoje imię. 
– Można dołączyć do waszego klanu? – zapytała Pandora.
– Oczywiście, o ile nasz przywódca przyjmie Wasz dar.
– Dar? – zapytał Yareen.
– Tak. Należy go przekazać, jeśli Alfa ma was przyjąć. Może to być cokolwiek, lecz najlepiej, aby było to coś wyjątkowego lub coś, co ma dużą wartość na przykład sentymentalną, lub moc.
Dwa wilki spojrzały po sobie – wyglądało tak, jakby porozumiewali się bez słów. 
– Chyba wiem co możemy przekazać Alfie… Ruszajmy – powiedział Yareen i podszedł do mnie. Razem ruszyliśmy w drogę, jednak kierując się bardziej na północ niż na wschód.


Yareen? Jaki prezent wymyślisz?
Brak komentarzy

Od Akosa cd. Yrsy – "Na łasce bogów"


Popatrzyłem na dar – pięknie rzeźbiony kawałek lodu w kształcie księzyca w pierwszej kwarcie. Na jego powierzchni dostrzegłem delikatne żłobienia wewnątrz półprzeźroczystej bryły odcieniu śnieżnej bieli – tworzyły one subtelny wzór złożony z różnego rodzaju zawijasów, co wyglądało przepięknie. Wziąłem owy podarunek do łap, sprawdzając jego wagę oraz temperaturę. Lód był przyjemnie chłodny w dotyku a ważył tyle co nic. 
Spojrzałem na urodziwą waderę, która nadal kłoniła się przed nim, zupełnie jakby był bogiem.
– Powstań – nakazałem władczym tonem. Piękna wadera wstała chwiejnie na swoich nogach, lecz dumnie utrzymała swoją posturę.
– Niniejszym przyjmuję Twój dar i tym samym ogłaszam, że od tej pory jesteś członkinią Klanu Wilczej Paszczy!
– Dziękuję ci, panie…
– Mów mi Akos. – I sprzedałem jej swój najlepszy uśmiech, mając nadzieję, że nie wyglądam jak głupi wilk szczerzący się do urodziwej wadery. – Chodźmy, poszukamy Ci Twojej nowej jaskini.

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•


– Co myślisz o tej? – zapytałem, wchodząc do pierwszej lepszej wolnej jaskini. Nie wyglądała na zamieszkałą, tak więc dokładnie sprawdziłem, wąchając większość powierzchni jaskini. Żadnego zapachu, zupełnie, jakby wszyscy zapomnieli o jej istnieniu. Yrsa ledwie trzymała się na nogach, lecz szła równo ze mną, zupełnie jakby nie chciała dać po sobie poznać, że kilka dni temu uniknęła śmieci, rozbijając się o skały przy wodospacjie Fjellkrystal czy z wychłodzenia. Uzdrowicielka przestrzegła mnie, abym miał na nią oko. Wziąłem sobię tą cenną radę do serca, choć Antilia nie musiała mnie o to prosić – i tak miałem ją na oku. Wadera ostrożnie weszła do środka, rozglądając się ostrożnie. Widać było, że jest niepewna i nie dziwię. Dopiero co znalazłem ją na brzegu i oprócz mnie i Antilii nie znała nikogo więcej. I z tego co wiem, rozmawiała jedynie ze mną…
Yrsa podeszła do każdego z kątów i obejrzała je, widząc swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa w jej oczach, ale również niepewność. Coś, co przypominało strach.
– Ta jaskinia będzie idealna – powiedziała, delikatnie unosząc wargi do góry na znak uśmiechu.
– Dobrze, pójdę po jakieś jelenie skóry żebyśmy nie spali na surowej ziemi. – Już miałem wyjść z jaskini, kiedy wadera zawołała mnie po imieniu. Odwróciłem się i zaczekałem na pytanie, którego się spodziewałem.
– Dlaczego powiedziałeś “spali”, w liczbie mnogiej?
– Bo nie chcę, żebyś znowu trafiła do uzdrowiciela. Dlatego, za Twoim pozwoleniem, chcę przenocować z Tobą w Twojej nowej jaskini. – Uśmiechnąłem się szeroko.


Yrsa? Tak, wiem, czterech liter nie urywa x3


Brak komentarzy

Od Akosa cd. Úrfearn "Nauka to potęgi klucz".

Popatrzyłem na młodą wilczycę, widząc w jej oczach pytanie, co źle zrobiłam.
– Przez to, że Twój ogon był za wysoko, widać Cię było zza kryjówki. Królik czekał na Twój ruch i był gotowy do ucieczki – wyjaśniłem cierpliwie. 
– Aha… – powiedziała waderka.
– Pokażę Ci jak powinnaś polować. Chodźmy, poszukamy nowej zwierzyny. – Kiwnąłem głową na znak ruszenia w drogę.

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•


Prowadziłem szczeniaka w stronę Zielonych Wzgórz Fjell, gdzie nie było dużo zwierzyny, tak jak na przykład na Błoniach, jednak w porównaniu do tych równin obfitych we wszelkiej maści zwierzyny, w lesie znajdującym się w dolinie jest mnóstwo kryjówek, które pomogą mi w demonstracji. Prowadziłem Úrfearn przez leśną ścieżkę, szukając zwierzyny, która posłuży mi za przedmiot potrzebny do przeprowadzenia pokazu. Szara waderka ostrożnie podążała za mną, uważając na przeszkody na jej drodze. Początki lata są przyjemne i z początku niepozornie chłodne, lecz z czasem robią się coraz cieplejsze – z dnia na dzień temperatura skacze coraz wyżej, przez co panują upały. Na szczęście dzisiejsza pogoda dopisywała nam – Słońce co jakiś czas skrywało się za białymi obłokami chmur, rzucając nieco cienia na nasze tereny. Podniosłem głowę, chłonąc chwilę cienia. Panował dzień, przez co wtedy byłem najzwyczajniejszym wilkiem, pozbawionym mocy. Jednak zostałem odpowiednio wyszkolony na wypadek ataku wroga, kiedy ja nie będę w stanie użyć swego żywiołu. Podobnie jest z Isobel, moją siostrą, która panuje za dnia. 
– Daleko jeszcze? – zapytała towarzysząca mi waderka. – Powoli robię się głodna… 
Zaciągnąłem powietrze do płuc powietrze, filtrując zapachy przez nos. Wyczułem charakterystyczny, lekko piżmowy zapach zwierzyny.
– Jesteśmy na miejscu – szepnąłem. – Teraz cicho, żeby nie spłoszyć naszej ofiary.
Úr kiwnęła głową, po czym zaczęła skradać, podążając za mną. Przeszliśmy tak pewien kawałek, kiedy zauważyłem nasz cel – młodego dzika. Nie miał jeszcze kłów, lecz nie lekceważyłem go – mógł posiadać siłę dorosłego samca a bez wystających zębów był w stanie wyrządzić duże szkody. Nakazałem uczennicy zostać na miejscu a sam przystąpiłem do stworzenia zasadzki. 
Okrążyłem niczego świadomego dzika, trzymając wszystko nisko – mój brzuch prawie dotykał ziemi, uszy położone przy głowie oraz nisko zawieszony ogon, będący blisko ciała. Schowałem się gęstym krzewem, lekko unosząc głowę na tyle, aby zobaczyć otoczenie. Młody knur rył w ziemi w poszukiwaniu pożywienia, zupełnie nie zwracając sobie głowy rozglądaniem się. Świetnie, mną się nie przejmuj… 
Rzuciłem się z rozwartymi szczękami. Zagryzłem zęby na jego grzbiecie a pazury wbiłem głęboko w jego ciało. Zwierzę momentalnie zaczęło wierzgać i biegać, lecz ja mocno uczepiłem się jego ciała. Kilka razy uderzył nawet w gruby pień drzewa, ale ja nadal znajdowałem się na nim. W końcu po kilku minutach i kilku następnych ugryzieniach dzik padł, a ja zawołałem Úrfearn. Waderka przybiegła, patrząc głodno na świeże mięso z dzika. 
– Kiedy zjemy, znajdziemy jakiegoś mniejszego zwierza i spróbujesz go upolować – powiedziałem, po czym zacząłem jeść. Sam byłem nieco głodny, tak więc szybko zjadłem swój przydział. Kiedy szczeniak skończył jeść, czknął, na co zareagowałem śmiechem. Szczeniaki są urocze… – pomyślałem, po czym nakazałem iść, w poszukiwaniu nowej ofiary, tym razem dla mojej uczennicy. 


•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•


– Pamiętaj, co ci mówiłem. Teraz idź.
Úrfearn zaczęła się skradać, mając na oku niewielkiego królika. Zajęczak stał spokojnie, obmywając swoje futerko, jednak nawet na najmniejszy szelest zaprzestał czynności i bacznie obserwował otoczenie. Gdy upewnił się, że ewentualne zagrożenie minęło, znów wracał do swojej toalety. Dla młodej mogło to być spore wyzwanie, jednak wierzyłem, że jej się uda. Postępowała niemal identycznie jak ja, kiedy polowałem na tego dzika – skradała się bardzo nisko i stara się zostać niezauważona. Królik w pewnym monecie ponownie zaprzestał mycia swojego futerka. Waderka postanowiła wykorzystać moment, w którym ofiara była zwrócona do niej tyłem. Wyskoczyła i już prawie zacisnęła na nim swoje szczęki, kiedy kątem oka dostrzegł ruch, po czym zaczął uciekać. Młoda waderka ruszyła za nim w pościg. Ja pobiegłem za nimi dopiero po dłuższej chwili, kiedy Úrfearn nie wracała. Przyłożyłem nos do ziemi i zacząłem węszyć za znajomą wonią. Udało mi się ją uchwycić, lecz po kilkuset metrach zapach znikł.
Zupełnie jak Úrfearn.


Úrfearn? Gdzie Cię wcięło? xD

środa, 7 lipca 2021

Brak komentarzy

Od Úrfearn do Akosa – „Nauka to potęgi klucz”

Obudziłam się wkrótce, po świcie. Rozciągnęłam się przed norą, którą znalazłam uprzedniego wieczoru i rozejrzałam się po okolicy. Temperatura była idealna. Ciepłe powietrze, chłodzone było lekkimi i orzeźwiającymi podmuchami wiatru. Stałam w głębokim cieniu, otaczających mnie wysokich drzew. Delektowałam się przez dłuższą chwilę pięknym porankiem, po czym, gdy tylko usłyszałam ciche burczenie swego brzucha, stwierdziłam, że czas na śniadanie. Wzbiłam się więc w powietrze i leciałam w kierunku polany, którą to nazwałam króliczą, przez wzgląd na to, iż jest tam spore siedlisko owych szaraków. Zaczaiłam się na sporym jagodowym krzakiem. Niemalże przykleiłam się do podłoża. Stałam pod wiatr. Dokładnie 3 długości ogona przede mną kicała sobie moja ofiara. Drgnęłam minimalnie do przodu. Uważałam by nie wydać przypadkiem żadnego dźwięku. Już miałam się rzucić na bezbronne zwierzę, gdy za mną nagle rozległ się męski głos -Masz złą pozycję… -powiedział, a gdy tylko te słowa doszły do mnie, zarówno królik, jak i ja odskoczyliśmy. Futro mi się zjeżyło, a ja sama momentalnie odwróciłam się w stronę basiora. Na początku nie bardzo skojarzyłam fakty, ale po chwili mnie olśniło. Przede mną stał Alfa we własnej osobie. Usiadł on spokojnie, z wysoko uniesioną głową. Patrzył na mnie spokojnie i przyglądał mi się.
-em… Przepraszam?- wydukałam po chwili. Stałam z położonymi po sobie uszami i ze zwieszonym ogonem. Nie bardzo wiedziałam co powinnam zrobić.
-Miałaś za wysoko ogon – Akos powiedział spokojnie. Gdy to usłyszałam to już całkiem zdębiałam


Akosie?

niedziela, 4 lipca 2021

Brak komentarzy

Od Yrsy cd. Akosa ,,Na Łasce Bogów''

Obudziła się mocno wzdrygając. Jak zwykle w snach niepokoiły ją tajemnicze, szepczące mary. W jej zaspanych oczach zniknął strach, by zawitać na nowo jak tylko się rozejrzała. Nie rozpoznawała zapachów ani miejsca w którym się znajdowała, było jej zupełnie obce. W pewnej chwili dostrzegła, że zbliża się do niej wadera, której futro było w kolorach bezchmurnego nieboskłonu, a z jej grzbietu wyrastały skrzydła. Yrsa nadal na leżąco, przybrała pozycje obronną, w której chowała brzuch, by nie mogła jej ciężko zranić. Ta jednak spokojnie podeszła, bez złych zamiarów, by opatrzyć ranną przy czym wypowiadając pierwsze słowa.

- Witaj, nazywam się Antilia. - przedstawiła się. - Słyszałam, że spadłaś z wodospadu Fjellkrystal, to cud, że przeżyłaś. - podjęła z nutą zaskoczenia w głosie. Nie było w tym ani grama podziwu, zdawała sobie sprawe z tego jakie to było niebezpieczne. - Jak Cię zwą? Skąd pochodzisz? - Skończyła na pytaniach, nienachalnie.

Yrsa nie odpowiadała. Bacznie obserwowała i analizowała każdy ruch nieznajomej wadery. Trudno się jej dziwić, była ranna, w kompletnie obcym jej miejscu, wśród obcych. Była wystraszona i nie ufała nikomu. Pozwoliła się opatrzeć, ale nie chciała z nikim rozmawiać, przynajmniej póki nie dojdzie do siebie.

- Rozumiem, nie chcesz rozmawiać. - Pokiwała głową. - No nic, ja skończyłam na dziś. Gdy tylko będziesz wystarczająco silna, będziesz mogła porozmawiać z naszym przywódcą. Na razie jeszcze odpoczywaj. - Uśmiechnęła się życzliwie po czym odwróciła się i odeszła.

,,Przywódcą?'' - pomyślała Yrsa. ,,Chyba wkroczyłam na tereny jakiejś watahy. Opatrzyli mnie, dali mi schronienie nad głową... ale jeśli tylko dadzą mi jeden powód do ucieczki, to się nie zawacham.''

Yrsa miała sporo czasu na rozmyślania, szczególnie, że nie chciała z nikim innym rozmawiać, ale nikt też nie chciał jej niepokoić. Wszyscy przechodzący wiedzieli, że czeka na rozmowę z przywdódcą stada.

Mijał dzień, zbliżał się wieczór. Powoli wstała, chcąc rozprostować zastane kości. Jeszcze nie miała za miaru nigdzie się wybierać, ale miała swój przydzielony mały kącik po którym zaczęła się przechadzać w koło. W pewnym momecnie jednak poczuła zmysłami, że ktoś jeszcze wszedł do jaskini. Minęło kilka chwil, a ujrzała zbliżającego się do niej dość dużego, postawnego basiora. Jego futro miało ciemny kolor, podobny do ciemnych szafirów. Był przystojny, to trzeba przyznać, jednak nie o tym w tej chwili myślała Yrsa. Jego postawa raczej nie wskazywała na złe zamiary, a najbardziej jej uwagę skupiło to, co trzymał w paszczy. Jej nozdrza wypełnił smakowity zapach upolowanej świerzej dziczyzny. Z jej żołądka automatycznie wydobył się dźwięk, co przypomniało jej jak bardzo jest głodna. Nie była nawet świadoma tego, że patrzy na mięso z lekko rozdziawionym pyskiem, brakowało tylko tego, by ciekła jej ślinka.

- Dzień Dobry - przywitał się, zaraz po odłożeniu kawałka mięsa na skaliste podłoże i siadając na przeciwko wadery. - Na imię mam Akos i jestem alfą Klanu Wilczej Paszczy, na terenie której się znajdujesz. Czy mogę poznać Twoje imię?

- Yrsa. Mam na imię Yrsa. - Odpowiedziała, cały czas wpatrując się w dziczyzne. Po tylu dniach bez jedzenia odpowiedziałaby na prawie każde pytanie, byle tylko móc zjeść.

- Yrsa.. Ach no tak, przepraszam, śmiało, jedz. - Zauważył jej spojrzenie i od razu podsunął kawałek pod jej łapy.

Ta tylko spojrzała na niego, po czym od razu rzuciła się na mięso i zaczęła je łapczywie pochłaniac, jakby nie jadła od wieków, a właścicie to tak było.

- A więc Yrso... ładne imię. - Uśmiechnąl się na chwilę pod nosem. - Powiedz mi, skąd pochodzisz?

- Pochodzę z Dalekiej Północy, byłam córką alf w Klanie Wilczego Pazura. - Mówiła w przerwach między kłapnięciami i przełknięciami. - Odeszłam stamtąd, a wkrótce w celu znalezienia pożywienia zapuściłam się na ludzkie tereny. Uciekając wpadłam do silnego nurtu rzeki, który porwał mnie aż do wodospadu. I tak się tu znalazłam. - Kończąc opowieść, tak samo skończyła jeść. Nie powiedziała całej prawdy, ale wyznanie, że została wygnana mogłoby tylko ją pogrążyć w tej chwili.

- Na ludzkie tereny? Musiałaś być naprawdę głodna... - Odparł nieukrywając swojego zaskoczenia. - Jeśli tego potrzebujesz możesz z nami zostać. Nie masz teraz swojego domu, nie wnikam w to dlaczego odeszłaś ze swojego Klanu, jeśli będziesz chciała, to sama mi kiedyś o tym powiesz.

Dopiero gdy skończyła się posilać dokładniej przyjrzała się basiorowi. Nagle osłupiała, jej oczy zrobiły się całkiem puste. Doznała wizji. Widziała w niej wojowników idących na polowanie, gaworzące ze sobą wadery i brykające szczenięta przy skale, a u jej szczytu postawnego basiora, a jego futro miało ciemny kolor, podobny do ciemnych szafirów. A u jego boku była Yrsa.

Nagle ocknęła się i wtedy już wiedziała. Stanęła przed nim na czterech łapach i ukłoniła się.

- Panie, uratowałeś mi życie. W podzięcie i w imię przysięgi składam Ci oto ten dar. - przesunęła łapę a spod niej ukazał się naszyjnik, amulet. Był on z lodu, w kształcie księżyca. Niewiadome jest skąd wiedziała, że powinien przybrać taki kształt, ale ona po prostu to wiedziała, tak już miała. Lód ten już nigdy się nie roztopi. - który ma być symbolem mojej lojalności. - czekała na znak, przed tym aż się wyprostuje.

Akos? 
Brak komentarzy

Od Vinys'a ,,Szukając wiatru w polu'' cz. 1

Noc. Piękna pora doby. Ciemność otacza zmęczone oczy odsyłając je w łapy bogów i tworzycieli snów. Ciało odpoczywa od męczącego dnia i swoich rozterek, zaprzestając płaczu, śmiechu czy zawiści. Na chwilę wycisza umysł swoimi kołysankami wygrywanymi przez wiatr w liściach. Jednocześnie noc pozostaje taka zastana i spokojna, cicha i nieuchwytna przez zmysły. Kto jednak potrafi słuchać nocy doskonale wie, że bywa ona głośniejsza niż najjaśniejszy dzień.

Niby wszystkie ptaki śpią, a jednak znajdzie się parę takich, które z wielką ochotą będą upiększały swoim śpiewem nocne powietrze. Dudniące hukania sów czy skrzeki zagubionych jastrzębi w locie do gniazda to jedne z wielu przykładów nocnego życia. Nietoperze także nie stanowią wyjątków. Przepychają się z upartym wiatrem za każdym razem kiedy tylko słońce skryje swoje ostatnie promienie za horyzont, polując cierpliwie, ale szybko na owady. Świsty rozbawionej bryzy nie przestają się bawić w koronach drzew, a morza nie przestają szumieć, jednak wraz z tym zastojem w życiu dla wielu stworzeń to wszystko staje się głośniejsze, wyraźniejsze i piękniejsze. Najdrobniejsze kroki wydają się odbijać echem od tysięcy pni i nagłaśniać z każdą chwilą coraz bardziej. Jednak nie to wszystko zachwycało Vinysa w nocy najmocniej. Nie. To była nieodłączna część natury. Vinys podziwiał ten spokój od lat, podróżując głównie z gwiazdami nad głową, zwłaszcza przez ludzie siedziby. Najbardziej ten biały psowaty wilk uwielbiał własny oddech, który noc ponosiła w górę z cichym, delikatnym szumem. Wiedział że żyje, czuł że żyje, bo czasem nachodziły go co do tego wątpliwości. Nowy klan, wataha czy jakkolwiek by tego nie nazwał nie stałą się mu bliska sercu od razu. Wszakże nic nie dzieje się natychmiast. Drzewa potrzebują lat, aby być potężne, szczenięta miesięcy aby dorosnąć, a rany zakłute w sercu nie są inne. Ciężko było, więc ślepemu wilkowi dostosować się do nowych warunków, podczas kiedy minęły już lata odkąd należał do sfory i zgranej rodziny. Ciężko mu było także zapomnieć zdrady i boleści własnej przeszłości, która zacierała się mu gdzieś w umyśle wraz ze łzami i cierpieniem jakie przyszło mu znosić. Noc więc była dla niego lekkim ukojeniem. Nie bez powodu też obrał stanowisko nocnego stróża. Z łatwością nawigował zmysłami między pokrytym mrokiem lądem.

Zaczynając więc historię, nie tak odległą, ale zarazem niekoniecznie nową. Był to już czas kiedy Vinys należał do klanu, świeżo i nieudolnie ale należał. Noc była wyjątkowo chłodna jak na późną wiosnę, która ogarniała świat coraz większymi upałami. Vinys nie był pewien jak wykonywać swoje obowiązki. Nieco zaspany i osowiały stał na brzegu piaszczystej plaży i wsłuchiwał się w szmery fal. Pozorny spokój i ulga zalewały jego ciało, jednak umysł spaczony latami podróży czuwał nieustannie. Uszy co chwilę przesuwały się i drgały spuszczone wzdłuż karku nasłuchując czegokolwiek niepokojącego. Jednak noc zdawała się cichnąć z każdą sekundą, wraz z całym otoczeniem. Nie było niebezpieczeństwa i Vinys przypuszczał, że długo nie będzie. Bo kto chciałby plątać się po terenach małego klanu, niezdolnego zaoferować więcej niż odrobiny czułości i domu. Wyłącznie tyran gotów by był na próbę przejęcia władzy, a tyranów nie było słychać. Ciche westchnięcie wydarło się z jego pyska. Zaskakujące, jednak nieuniknione w swojej ciężkości . Vinys powoli uniósł się z piachu otrzepując się. Nieprzyjemne uczucie zgryzoty dokuczało mu już chwilę, a spacer nie pomagał. Drzewa zdawały się jakby łączyć z nim w jego milczeniu, gdyż nawet wiatr zatrzymał swoje swawole. Zapadła cisza. Przez chwilę marszu młody wilk nie zauważał jej w ogóle, jednak po czasie wydała mu się aż nader uporczywa i męcząca. Niepokojąca wręcz. Vinys zastrzygł uchem. Nic poza skrobaniem pod ziemią i dalekim trzepotem skrzydeł. Cisza wisiała w powietrzu niczym duszące opary, które powolnym tempem zatrzymują twoje serce przed kolejnymi uderzeniami. Biały basior przestraszył się lekko. Noc nigdy dotąd nie zdała mu się tak przerażająca. Wszakże towarzyszyła mu wiele lat i darzył ją wielką miłością. Dlatego więc teraz zdało mu się, że mógłby stracić jedyną przyjaciółkę w swojej samotności, która koiła odrobinę jego ból. Ten stan zwątpienia jednak szybko odrzucić gdyż pojawiło się zagrożenie. Obce futro otarło sie o jego bok, a miękki ogon przetarł jego pyszczek. Odskoczył na bok wyraźnie gotowy do ataku, pociągnął nosem i... zastygł. Intruz nie pachniał. Jedyne co dało się wyczuć to ruch wiatru wokół jego sylwetki. Dlatego też Vinys musiał zdać się na swoje moce, które powoli nakreśliły mu zagrożenie jako coś absurdalnie niemożliwego. Gdyż go nie było. Jednak w tym samym czasie wilk był pewien, że dotyk był prawdziwy i unikatowy. Znany a zarazem dalece zapomniany.

Dalsza część nocy pozostała spokojna. Nienaruszona do czasu kiedy słońce wstało i zamknęło jego oczy posyłając umysł ku wspomnieniom. I śniła mu się rodzina, poszerzając tęsknotę.

<CDN>
Brak komentarzy

Od Akosa cd. Yrsy - "Na łasce bogów".

 Dlaczego nas nie ochroniłeś?

Obudziłem się z krzykiem, budząc się z tego samego koszmaru co zawsze. Przetarłem oczy, chcąc się pozbyć widoku zakrwawionych zwłok mojej młodszej siostry. Mineło tyle czasu a nadal miewam te koszmary. Westchnąłem. Były one uporczywe i często nie dawały mi spać. Postanowiłem wyjść na spacer, aby ukoić skołatane nocną zjawą nerwy. Może znajdę te zioła o których ostatnio mówił mi Yareen? Albo znajdę jego samego…?

Wyszedłem na zewnątrz, wciągając w płuca zimne powietrze. Mimo, że było już późna wiosna, noce bywały chłodne. Mi to jednak nie przeszkadzało. Uwielbiam takie dni, a raczej noce, w których chłodny wiatr targa moją ciemną sierść a niektóre pasma lśnią srebrnym blaskiem księżyca, który chylił się ku zachodowi. Niedługo noc, nad którą sprawuję pieczę, zostanie zastąpiona przez dzień, który należy do mojej siostry, Isobel. Spojrzałem w górę, wpatrując się w księżycową tarczę, która lśniła sreprzystym blaskiem. Czułem, jak moja moc powoli rośnie w siłę, zasilając moje zasoby. Żywioł nocy ma swoje plusy i minusy, pomyślałem, idąc przed siebie. Przede wszystkim mogę korzystać ze swoich nocy jedynie w nocy, rozmyślałem, ale za to mam większą moc od innych wilków, ponieważ jestem w stanie kontrolować inne żywioły kontrolujące noc. Minąłem wiekowe drzewa, rzucajace ciemny cień na białawą trawę. Omijałem wysokie krzewy owoców leśnych oraz inne paprocie. Natura szykowała się do wydania owoców na lato i jesień. Uśmiechnąłem się pod nosem, w myślach dziękując bogini Innhild za taki dar. Sądzę, że tegoroczne łowy będą bardzo udane. Czemu nie pousić się o modliwtę do Najwyższej Łowczyni, aby powiększyć ilość zdobytego mięsa? 

Tak się zamyśliłem, że wpadłem na jakiegoś wilka.

– Przepraszam! – wypaliłem, z hukiem wracając do rzeczywistości. Naprzeciw mnie była Antilia, podnosząca się z ziemi. Gdy wstała, otrzepała się z kurzu oraz suchej ziemi, jaka osiadła na jej białym futrze. Ostatnimi czasy nie było tutaj żadnych opadów, tak więc ziemia w niektórych miejscach jest tak sucha, że jej pył unosi się przy każdym kroku. Delikatnie uniosła swoje skrzydła i poruszała piórami, chcąc pozbyć się brudu z nich. Gdy skończyła, spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło.

– Nic się nie stało… – powiedziała. – Coś się stało?

Zastanawiałem się, czy powiedzieć jej prawdę. W końcu jest uzdrowicielką, więc może dałaby radę pomóc mi z tymi koszmarami…

– Wszystko gra. – Czułem się głupio, okłamując tak miłą waderę. Jednak wolę zachować kilka tajemnic dla siebie. – A u ciebie?

– Jest okej. Musiałam poszukać pewnego zioła a nie miałam serca budzić Yareena czy Pandory… Mam kłopoty ze snem, więc zebrałam trochę kozłka lekarskiego.

Cholera! Mógłbym poprosić ją o garść tego zioła… Teraz byłoby głupio się tłumaczyć…

– Nie będę zawracać Ci głowy. Miłej nocy!
– Nawzajem. I coś czuję, że niedługo znów się spotkamy!

– Obym znowu na ciebie nie wpadł – odpowiedziałem a po cichym lesie echem rozniósł się szczery śmiech wadery. Ruszyłem przed siebie, spacerując sobie. Dotarłem do jednej z odnóg rzeki Isfjell. Woda cicho szumiała, a płynąć dalej, niosła ze sobą energię żywiołu kontrolując równowagę w naszym świecie. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Słyszałem jedynie szum strumyka oraz delikatny wiatr poruszający zielonymi liśćmi. Skupiłem się na swojej mocy, pozwalając, by światło księżyca zwiększało ilość energii, która znajdowała się we mnie. Czułem moc wody, która przepływała obok mnie; siłę wiatru, który targał moją sierścią; wolę ziemi, po której stąpie.
Lecz nagle wyczułem coś obcego, nieznanego.

Wilk.

Szybko wstałem i uniosłem głowę do góry, zaczynając węszyć. Jednak fizyczny zmysł niczego nie wykrył. A ja jestem pewny, że wyczułem obcego…

Ponownie zamknąłem oczy, skupiając się na swoim żywiole. Czułem siłę, która niemalże rozpierała mnie od środka. Poskromiłem jednak tą szalejącą moc i przywołałem stan, w którym wcześniej się znajdowałem. Znowu poczułem tego wilka, jednak wydawało mi się, że jego ciało słabnie z każdą chwilą. Skupiłem się, chcąc odnaleźć go. Gdy widzę kogoś potrzebującego i jestem w stanie mu pomóc, robię to bez wahania. Isobel czasami marudzi, że mam za miękkie serce. 

Nagle zobaczyłam wodospad Fjellkrystal. To tam musi być ten wilk.

Skoczyłem do góry i po chwili zacząłem lewitować w powietrzu, kierując się na wschód, w stronę majestatycznych kaskad. Podczas lewitacji wyglądam jakbym biegł w powietrzu, co też robiłem. Umiem unieść swoje ciało bez żadnego ruchu, lecz takie bieganie przyspiesza lot. Dzięki temu szybko znalazłem się na miejscu.

Rozejrzałem się po brzegu w poszukaniu czegokolwiek, co miało sygnalizować obecność jakiegokolwiek wilka. Niespodziewanie coś dostrzegłem. Błysk jakiegoś metalu na drugim brzegu. Przeskoczyłem brzeg, używając lewitacji do tego, i ostrożnie podszedłem do nieznajomego.

A raczej nieznajomej.

Była drobna i bardzo chuda a jej futro miało czarno-białe kolory, przyozdobione błyskotkami, które delikatnie lśniły w srebrzystym świetle zachodzącego księżyca. Zaraz nastanie dzień, muszę się pośpieszyć. Jednak nim zabrałem ją ze sobą do jaskini uzdrowicielki, sprawdziłem, czy na pewno potrzebuje pomocy i nie udaje rannej. Miała kilka ran ciętych oraz siniaki niemalże wszędzie. Upewniwszy się, że jest nieprzytomna, wziąłem ją na grzbiet i poleciałem na zachód.


•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•

– Naprawdę nie sądziłam, że tak szybko się spotkamy – powiedziała Antilia na powitanie. Gdy tylko zobaczyła moją pasażerkę, mina z radosnej zmieniła się na poważną.

– Co się stało? – zapytała, biorą ode mnie nadal nieprzytomną wilczycę.

– Znalazłem ją przy wodospadzie Fjellkrystal – odpowiedziałem.

– Nie wygląda najlepiej… – Położyła waderę niedaleko źródełka, z którego biła źródlana woda. Strumyczek, który wypływał z jej jaskini biegł głęboko pod ziemi. Uzdrowicielka położyła czarno-białego wilka na prawym boku, po czym zaczęła dokładnie oglądać rany. Po kilku chwilach wydała werdykt.

– Powinna przeżyć, o ile bogowie jej na to pozwolą. Mam wystarczającą ilość ziół, które powinny pomóc jej wrócić do zdrowia.

– Dobrze. Informuj mnie, gdy coś się będzie z nią działo.

Biała wilczyca kiwnęła głową i zajęła się swoją pacjentką. Ja natomiast wyszłem, chcąc omówić ze swoją siostrą przebieg dzisiejszego dnia. 


•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•


Po kilku dniach nieznajoma wadera obudziła się. Była mocno wystraszona i lękliwa w stosunku do wszystkich. Nie mówiła nic, tylko bacznie obserwowała, gotowa do ucieczki. Spokojnie dała się opatrzeć Antilii, lecz czujnie badała i analizowała każdy jej ruch. Kiedy skrzydlata wadera zdecydowała, że jest już wystarczająco silna, aby ze mną porozmawiać, poprosiła, abym przyszedł. Na prezent wziąłem kawałek świeżej dziczyzny – mojego ulubionego mięsa. Jedzeniem nikt nie pogardzi. 

Wszedłem do środka jaskini, mijając Antilię, która kiwnęła głową. Zostawiła nas samych, uznając, że lepiej będzie, gdy porozmawiam z nią w cztery oczy.
– Dzień dobry – przywitałem się, siadając na przeciwko wadery lecz nie blokując całkowicie wyjścia z jaskini. – Na imię mam Akos i jestem alfą Klanu Wilczej Paszczy, na terenie której się znajdujesz. Czy mogę poznać Twoje imię?


Yrsa?


Brak komentarzy

Samica Beta Isobel!

 

,,Jeśli w ogóle ma się wybór, a nie ma się dużej wprawy, w pierwszej kolejności ocenia się nie basiora, ale leżę.'

WŁAŚCICIEL: Sali#2001 | sylwia.mendrys@gmail.com
IMIĘ: Isobel
WIEK: 5 lat
OPIS FIZYCZNY: Jest stosunkowo małą waderą, ale mimo to patrzy na innych z wyższością. Jej postura jest drobna, ale zgrabna. Zawsze chodzi dumnie wyprostowana. Futro ma dosyć proste, niewyróżniające się w kolorach, mianowicie pomieszanie czerni i brązu. No może poza głową, która jest biała, nie licząc oczodołów przez co przypomina wręcz trupią czaszkę. Sierść na większości ciała jest gładko ułożona, zaś na karku i przy głowie gęścieje. Ogon uczesany, a w niego wplecione są kwiaty. Jej oczy przenikliwie świecą, gdy używa mocy, jednak jej naturalny kolor tęczówek jest złoty. Lubi złoto i inne świecące błyskotki. Najczęściej nosi bransolety na łapach, naszyjniki i diademy.
OSOBOWOŚĆ: Serce jej jest niczym klejnot. Twarde niby diament, jak diament nieczułe, bardziej niźli obsydian ostre, kaleczące... to tak słowem wstępu. Isobel wychodzi ze słusznego założenia, że nikogo lubić nie musi. Nie jest to jednak tak, że wszystkich wokół bez przyczyny nienawidzi, jest po prostu zobojętniała. Jeśli nie zna, nie pomoże umierającemu, bo w końcu to nie jej sprawa. Inteligentna, przebiegła i bardzo zmyślna. Jest zwolenniczką dyscypliny, nie cierpi chaosu i nieładu. Nie inaczej jest z innymi istotami - niezdecydowanymi i wybuchającymi wulkanem energii. Omija takie wilki, jednak jeśli któryś stanie jej na drodze nie powstrzymuje się od reakcji, która raczej do miłych nie należy. Poza tym nie toleruje zniewag, obelg i wyzwań. Isobel nie jest dobrym materiałem na wroga, nie zapomina dawno wyrządzonej krzywdy i nie umie wybaczać. Nie zna litości dla wrogów. Co do kontaktów społecznych, to prowadzi dość swobodne życie towarzyskie i miewała wiele romansów, czego wcale nie ukrywa. Wyłapuje ofiarę (bez znaczenia czy jest to płeć męska, czy żeńska) rozkochuje, spędza upojne chwile i porzuca bez większych wyrzutów sumienia, więc lepiej na nią uważajcie, bo łatwo się w niej zadłużyć. Wadera ta bowiem jest pełna pewności siebie, zna swoje zalety i akceptuje wady. Swoją postawą i wyglądem nieco onieśmiela innych. Chociaż przez wielu uważana za nieprzewidywalną i zarozumiałą, dla bliskich jest ciepła i troskliwa.
ŻYWIOŁ: Dzień
MOCE:
  • Syklus – wpływanie na długość trwania cyklu dnia – jest w stanie skrócić lub wydłużyć dzień, lecz nie może pozwolić sobie na zbytnią manipulację dniem, gdyż może to zaburzyć kruchą równowagę, jaka panuje w naszym świecie. Najlepiej, jeśli wilk posiadający żywioł nocy “nadrobił” tą lukę, odpowiednio manipulując cyklem nocy;
  • Lys – tworzenie różnego rodzaju źródło światła – od niewielkiej kulki światła przypominającej świetlik po ogromną kulę światła. Niestety, ta moc nie działa na Najciemniejsze Mroki;
  • Solstråle – ta moc jest bardzo ogólna, lecz wymaganie zawsze jest takie samo – potrzeba światła słonecznego. Może teoretycznie wszystko – uleczyć zarówno rośliny jak i zwierzęta, lewitować w powietrzu, używać magii pomocniczych żywiołów kontrolujących żywioł dnia (ogień, energia, lód) oraz wiele więcej. Jednak stara się używać tego z umiarem, gdyż kilka razy przekonała się co się dzieje, kiedy wilk traci kontrolę nad swoim żywiołem, zwłaszcza, jeśli to jest jeden z głównych żywiołów świata.
RODZINA: Ojciec miał na imię Ulfr. Zanim poślubił jej matkę, pochodził ze swojego rodzaju szlacheckiej rodziny, która zajmowała najwyższe szczeble w strukturze wojska w jej rodzinnej watasze; sam ojciec był generałem armii sfory. Matka, Fay, była członkinią tysiącletniego rodu Alf, który kierował watahą niemalże od początku istnienia świata, po Ragnaroku. Miała również siostrę – Iossa – która miała zostać, wydana za mąż za samca Alfa sojuszniczej watahy, tak samo jak Isobel. Oraz brata, który sprawuje piecze nad Klanem razem z nią.
STANOWISKO: Samica Beta
HISTORIA: Pochodzi ze starego, wilczego rodu mieszkającego wschodnie tereny świata. Wataha, jaką prowadzili, była ogromna, a jej rodzina od pokoleń sprawowała pieczę nad tą sforą. Byli szanowaną rodziną Alfa przez inne, sąsiadujące watahy, które były również ich sojusznikami. Ją oraz jej rodzeństwo – starszego brata oraz młodszą siostrę – wychowywano w surowej dyscyplinie – dzień zaczynali gdy tylko słońce wspięło się za horyzont a skończyli, kiedy starszyzna lub ich rodzice tak decydowali. Nie mogli się sprzeciwić ich decyzjom bezpodstawnie – musieli mieć dobry argument, aby powiedzieć nie. Niemniej jednak uznaję ona swoje dzieciństwo za szczęśliwe – miała kochających rodziców, często płatała figle wraz z siostrą i bratemi, nie czuła głodu ani zimna. Wraz z rodzeństwem szybko dorastała a w miarę upływu czasu dostawała od rodziców coraz więcej obowiązków, chcąc nauczyć ich pracy pod presją oraz natłokiem takiej liczby zadań do wykonania. Wszystko układało się dobrze – jej braciszek, siostra i ona mieli wybranych partnerów, ba – nawet zaczęto przygotowania do hucznego ślubu jej brata, mającego połączyć dwie duże watahy.
Lecz wtedy stało się to, co zmieniło ich życie.
Była umówiona z Iossą, która chciała omówić pewną pilną sprawę, która dotyczy i ich i watahę. Kiedy z nią rozmawiała, była podenerwowana. Nagle podbiegł do niej Akos, który szukał ich siostry. Zaniepokoiła się. Najmłodsza z rodzeństwa słynęła ze swojej punktualności. Brat zaproponował poszukiwania, do których się dołączyła. Rozdzielili się – Akos na południe a Isobel na północ. Niestety, poszukiwania również nic nie dały. Minęło pół dnia a Akos również nie dawał znaku życia. Była coraz bardziej zaniepokojona. Powinien przynajmniej wysłać wiadomość, że wszystko w porządku lub że znalazł Iossę.
Lecz wtedy przez grzbiet wadery przebiegł dreszcz przerażenia.
A kilka godzin później zrozumiała, co zwiastuję. Ludzką hordę atakującą naszą watahę.
Rozpoczęli obronę rodzin, lecz to nic nie dało. Mimo, że mieli przewagę liczebną oraz byli na swoim terenie. ludzie posiadali żelazną broń i kawał drewna chroniące te dzikie istoty przed nimi. Podpalili las, chcąc, by ginęli w męczarniach. Isobel kazała uciekać szczeniakom oraz ich opiekunom w bezpieczne miejsce. Podobnie rozkazała tym wilkom, które nie mogły walczyć. Rodzice nie zamierzali opuścić swojego ludu i walczyli dopóki starczyło im sił i krwi. Walczyła z nimi, ciągle myślac co się stało z Akosem. Nie wierzyła, że uciekł. Wtedy przestałby być jej bratem. Musiało się coś stać…
Nagle oberwała czymś twardym w głowę i jej świadomość zaczęła spadać w ciemność.
Obudziła się jakiś czas później. Nie wiedziała jak długo była nieprzytomna lecz kiedy się ocknęła, po bujnym buszu zostały jedynie zwęglone zgliszcza a dookoła niej ciała wilków z watahy. Podbiegła do kilku wilków, lecz ich ciała były zimne i bez życia. Wtedy coś ją tchnęło aby udać się na południe. To tam znalazła rannego Akosa, który ledwie oddychał z włóczniami wbitymi w ciało. Ocuciła go i wyjęła te dziwne gałęzie z jego ciała, podczas gdy on leczył swoje rany przy pomocy boskiego żywiołu.
Opowiedziała mu co się stało. A on również wyjaśnił, co się stało z nim.
Kiedy jej brat wyleczył się na tyle, by w stanie samodzielnie chodzić, ruszyli w podróż.
Po pewnym czasie trafili na tereny, na których nie mieszkał żaden wilk. Były one na tyle urodziwe, że wraz z Akosem postanowili się osiedlić. Z czasem zaczęły się pojawiać wilki, szukając tymczasowego schronienia lub nowego domu, w którym założą swoje rodziny. Wtedy postanowili ogłosić, że na owych terenach zamieszkały wilki z Klanu Wilczej Paszczy.
INNE ZDJĘCIA:



sobota, 3 lipca 2021

Brak komentarzy

Alfa stada –Akos!

Miyukyu (lineart) & Victoria-Luna (desing)

Tylko wtedy, gdy jesteśmy na tyle odważni, by zbadać ciemność, odkryjemy nieskończoną moc naszego światła.

WŁAŚCICIEL: ΛNTILIΛ#8184 | wimi403@gmail.com
IMIĘ: Akos.
WIEK: 5 lat.
OPIS FIZYCZNY: Szczerze mówiąc, dość duży ze mnie basior – wysoki, o długich łapach oraz o mocnej budowie ciała. Silne, śnieżnobiałe łapy zawsze stąpają twardo po ziemi a stwardniała skóra na opuszkach łap nie odczuwa niemal nic. Na nadgarstkach dodatkowo zawieszone są złote bransolety z znakami runicznymi, które podobno mają moce ochronne... Mimo że posiadam atletyczną sylwetkę oraz silnie rozbudowane mięśnie, z pozoru wydaje się zwykłym wilkiem przez moją gęstą, ale krótką i miłą w dotyku sierść. Futro ma ciemny kolor, podobny do ciemnych szafirów, jakie można ofiarować Fenrirowi, ale posiada również śnieżnobiałe i złote akcenty. Białe i żółte pasy znajdują się po obu bokach tułowia oraz na udach. Dodatkowo na przedniej części szyi oraz na klatce piersiowej i brzuchu Puszysty ogon nie jest zbyt długi ani zbyt krótki a jego koniec ma charakterystyczny, złoty koniec.
Szeroka, trójkątna głowa osadzona jest na silnym karku. Szeroki i długi pysk, uzbrojony w garnitur białych zębów, spokojnie rozszarpię upolowaną ofiarę lub zada silne obrażenie innemu wilkowi. Na końcu pyska osadzony jest czarny nos a nad nim znajduje się linia białego futra. Na policzkach są gęste bokobrody zakończone białymi włosami, sprawiając, że moja głowa wydaje się większa. Duże, trójkątne uszy osadzone zostały na krawędzi czaszki. Wnętrze małżowin wyściela białe futerko. Posiadam po parze kolczyków na jedno ucho – dwa pierścionkowe kolczyki na lewym uchu oraz okrągły i pierścionkowy kolczyki. Na prawym pierścieniu mam zawieszone dwa piórka, które należały do mojej zmarłej siostry, Iossy. Oczy zostały delikatnie osadzone w czaszce, a złote, pierwotne tęczówki bacznie obserwują otoczenie. Na czole mam złoty symbol runy dziedzictwa.
OSOBOWOŚĆ: Jestem wilkiem z zasadami, których złamanie jest czymś gorszym niż śmierć. Staram się kierować nimi, lecz w sytuacjach, kiedy wartości nie mają żadnego znaczenia, poddaję się pierwotnym instynktom, które mają utrzymać mnie przy życiu. Zasady zasadami, lecz kiedy na szali leży coś, co kochamy, jesteśmy w stanie przełożyć swoje święte wartości na niższy poziom. Niestety, miałem tę przyjemność przeżycia chwil, w których moje życie zależało od tego ile wilków zabiję… Niemniej jednak staram się trzymać w wyznaczonych przez siebie regułach.
Przede wszystkim staram się być uprzejmy dla wszystkich, nawet dla wrogów. Z pozoru wydaje się to być głupie, lecz z perspektywy drugiego wilka jest to nawet pochlebiające – zyskuje się wtedy szacunek przeciwnika oraz delikatne poczucie zaufania u nowo poznanego wilka. Nadal jednak jestem czujny, pod maską uprzejmości. Nie pozwalam sobie na taki błąd. A inny wykorzystują przynętę, co pozwala mi odkryć ich prawdziwą twarz oraz zamiary. Przydatna umiejętność przy pierwszym spotkaniu z nieznajomymi.
Kolejną moją charakterystyczną cechą jest swego rodzaju zdolność do przemawiania władczym głosem. Nawet nie zauważysz, kiedy legalnie Cię obrobię z torby pełnej błyskotek czy innych darów dla bogów, mówiąc poważnym tonem, abyś mi je przekazał… Moje siostry zawsze się śmiały, że założymy wędrowną trupę, w której będę zgadywać nieświadome ofiary a one wezmą to i owo. Na szczęście, to były jedynie żarty, gdyż moją kolejną zasadą jest uczciwość – nie okradam głodnych, zabierając ich jedzenie czy biednych, odbierając dorobek życia, który chcą ofiarować naszym bóstwom, aby te przychylniej na nich patrzyły.
Mówią też, że niezły ze mnie spryciarz. Owszem, jestem inteligentnym wilkiem, nieskromnie mówiąc, i staram się korzystać z tego w rozważny sposób. To jest swego rodzaju kolejna zasada – nieść pomoc innym, korzystając ze swojej inteligencji oraz innych umiejętności. Mam dosyć dużą wiedzę z zakresu magii, a nauki otrzymałem od starych mistrzów, którzy pokazali mi jak zapanować nad swoim żywiołem oraz mocą, jaką ze sobą niesie. Oczywiście mam świadomość, że żywioł nocy, jaki posiadam, jest bardzo potężny i posiadają je jedynie wilki pochodzące ze starych rodów alf. Ciążyła na mnie duża presja, nie tylko ze strony mojej rodziny, która od wieków posiada ten lub drugi żywioł, dnia, który przyczynił się do stworzenia naszego świata, ale również ze strony mojego ludu, który oczekiwał ode mnie mocy, która uchroni ich od zła i innych niebezpieczeństw.
Dla bliskich mi wilków jestem bardziej otwarty, gdyż zaufanie, jakim obdarzyłem wybrane wilki, są godne tego zaszczytu – mogę być spokojny, że moje wyznanie, śmiech czy łzy będą naszą wspólną tajemnicą. Wbrew pozorom nie jestem ufny i nie mam przyjaciół na pęczki. Czasami lepiej, aby mieć jednego czy dwóch przyjaciół niż kilka tysięcy kolegów, którzy zmyją się, gdy przestaną zyskiwać na znajomości ze mną. Udało mi się wypracować mechanizm sprawdzający, czy dany wilk nie chce się ze mną zakumplować, żeby dostać awans na swoim stanowisku, lub chce spiknąć mnie ze swoją siostrą.
W kwestii zemsty bywa u mnie różnie, lecz jedno jest pewne – pragnę sprawiedliwości. Oko za oko, ząb za ząb. Szczerze, staram się unikać rozlewu krwi, jednak uważam, że zemsta musi być dokonana, aby harmonia zachowała swoją równowagę. Są jednak momenty, w których ktoś skrzywdzi moją rodzinę a wtedy każda z moich zasad zostaje odłożona na bok, a moim umysłem zaczyna rządzić czysty instynkt, prosząc boga Rodhevna o pomoc w jej dokonaniu.
Nie lubię kłamstw, gdyż te niszczą o wiele więcej, niż wilk jest w stanie dostrzec. Staram się być szczery, zwłaszcza z bliską mi osobą, ponieważ brak szczerości może czasami zburzyć relację budowaną latami. Szczerość to mniejsze zło, choć ono jest nieco bardziej… gwałtowniejsze? Z początku ból może być ostry, lecz z czasem łagodnieje na tyle, aby wybaczyć. Nie przepadam też za złodziejami – oni kradną wszystko, co wpadnie w ich łapy, nie zważając na los tych, których okradają. Gardzę takimi. Nie trawię również braku szacunku do innej istoty. Każdy powinien otrzymać odrobinę szacunku, a to pomaga zapobiec niepotrzebnym walkom.
Jeśli chodzi o kontakt z waderami, staram się je traktować z szacunkiem oraz manierami księcia. Nie, żebym specjalnie uganiał się za samicami, wręcz przeciwnie – najczęściej one chodzą za mną… Nadal jednak poszukuję tej jedynej, która zostanie moją królową...
ŻYWIOŁ: Noc
MOCE:
  • Syklus – wpływanie na długość trwania cyklu nocy – jestem w stanie skrócić lub wydłużyć noc, lecz nie mogę pozwolić sobie na zbytnią manipulację, gdyż może to zaburzyć kruchą równowagę, jaka panuje w naszym świecie. Najlepiej, jeśli wilk posiadający żywioł dnia “nadrobił” tą lukę, odpowiednio manipulując cyklem dnia;
  • Lys – tworzenie różnego rodzaju źródło białoniebieskiego światła – od niewielkiej kulki światła przypominającej świetlik po ogromną kulę światła. Niestety, ta moc nie działa na Najciemniejsze Mroki;
  • Se – posiadam wzrok, który jest w stanie po zmierzchu lub w innych ciemnościach ujrzeć wszystko dokładnie jak za dnia;
  • Solstråle – ta moc jest bardzo ogólna, lecz wymaganie zawsze jest takie samo – potrzebuję światła księżyca lub chociaż aby była pora nocy. Mogę teoretycznie wszystko – uleczyć zarówno rośliny jak i zwierzęta, lewitować w powietrzu, używać magii pomocniczych żywiołów kontrolujących żywioł nocy (woda, ziemia, powietrze) oraz wiele więcej. Jednak staram się używać tego z umiarem, gdyż kilka razy przekonałem się co się dzieje, kiedy wilk traci kontrolę nad swoim żywiołem, zwłaszcza, jeśli to jest jeden z głównych żywiołów świata.
  • Beskjed – kiedy panuje pora nocy, jestem w stanie wysłać swego rodzaju wiadomość do wybranych wilków. Jednak aby móc wykorzystać tą moc, muszę odprawić specjalny rytuał ku czci mojego patrona, Managarmra, oraz złożyć mu daninę w postaci krwi mojej oraz drugiego wilka, by połączyła nas swego rodzaju więź.
ZAUROCZENIE: Wpadła mi w oko pewna wilczyca, imieniem Yrsa. Nie dość, że jest piękna to jest również inteligentna, cierpliwa oraz ma ona ogromne, dobre serce. Nie wiem jednak, czy w ogóle jest mną zainteresowana równie mocno, jak ja ją.
PARTNER: O mało nie poślubiłem jedną waderę, lecz to nie była partnerka wybrana miłością a nasz związek miał charakter czysto polityczny. Na szczęście nie doszło do zawarcia związku małżeńskiego.
RODZINA: Ojciec miał na imię Ulfr. Zanim poślubił moją matkę, pochodził ze swojego rodzaju szlacheckiej rodziny, która zajmowała najwyższe szczeble w strukturze wojska w mojej rodzinnej watasze; sam ojciec był generałem armii naszej sfory. Matka, Fay, była członkinią tysiącletniego rodu Alf, który kierował tą watahą niemalże od początku istnienia świata, po Ragnaroku. Miałem również dwie młodsze siostry – Isobel, która żyje i sprawuje wraz ze mną pieczę nad Klanem, i Iossa – które miały zostać, wydać za mąż za samce Alf sojuszniczych.
STANOWISKO: Samiec Alfa oraz nauczyciel kontroli żywiołu.
PATRON: Bóg Księżyca oraz nocy – Managarmr.
HISTORIA: Pochodzę ze starego, wilczego rodu mieszkającego wschodnie tereny świata. Wataha, jaką prowadziliśmy, była ogromna, a moja rodzina od pokoleń sprawowała pieczę nad tą sforą. Byliśmy szanowaną rodziną Alfa przez inne, sąsiadujące watahy, które były również naszymi sojusznikami. Mnie oraz moje młodsze siostry wychowywano w surowej dyscyplinie – dzień zaczynaliśmy, gdy tylko słońce wspięło się za horyzont a skończyliśmy, kiedy starszyzna lub nasi rodzice tak decydowali. Nie mogliśmy się sprzeciwić ich decyzjom bezpodstawnie – musieliśmy mieć dobry argument, aby powiedzieć nie. Niemniej jednak uznaję swoje dzieciństwo za szczęśliwe – miałem kochających rodziców, często płatałem figle wraz z siostrami, nie czułem głodu ani zimna. Wraz z siostrami szybko dorastaliśmy a w miarę upływu czasu dostawaliśmy od rodziców coraz więcej obowiązków, chcąc nauczyć nas pracy pod presją oraz natłokiem takiej liczby zadań do wykonania. Wszystko układało się dobrze – moje siostry i ja mieliśmy wybranych partnerów, ba – nawet zaczęto przygotowania do hucznego ślubu, mającego połączyć dwie duże watahy.
Lecz wtedy stało się to, co zmieniło moje życie, pochłaniając inne.
Poszedłem poszukać Iossy, chcąc spytać ją o radę w pewnej kwestii. Pytałem inne wilki, czy ją widzieli, lecz nikt nie wiedział. Poszedłem nawet do rodziców z tym pytaniem. Okazało się, że Isobel również jej szuka – miała się z nią spotkać, aby omówić pewną kwestię związaną z organizacją naszej watahy. Na tamtą chwilę nasza trójka zajmowała stanowisko Beth, lecz nasze decyzje były równie ważne, jak rodziców i starszyzny. Rozpoczęliśmy poszukiwania, coraz bardziej zaniepokojeni zniknięciem najmłodszej z miotu. Isobel nigdy nie spóźniała się na umówione spotkania, w przeciwieństwie do mnie. Poprosiłem siostrę, aby ta zawiadomiła Alfy o zaistniałej sytuacji, podczas gdy ja nadal kontynuowałem poszukiwania. Udałem się na południe, na tereny niebezpiecznie blisko ludzkich siedlisk, kierowany swego rodzaju przeczuciem.
Wtedy ją znalazłem. W kałuży jej własnej krwi. Z jej boku wystawały zaostrzone kije, dziurawiąc ciało mojej młodszej siostrzyczki.
W tamtym momencie coś we mnie pękło. I nie wiem co wtedy sobie myślałem, ale ruszyłem wprost na ludzką wioskę. Zanim ruszyłem do ataku, znalazłem woń zabójcy Iossy. Postanowiłem zabić jego, jego rodzinę i każdego, kto stanie na mojej drodze. Tak więc zrobiłem. Łowcy zadałem śmiertelny cios, mierząc w gardło. Jego samicę oraz młode rozszarpałem, a kilka postronnych ludzi mocno pogryzłem w tors i kończyny. Lecz mocno oberwałem – kilka z tych kijów wbiło mi się w tors oraz w nogę, oraz zadano mi ciosy jakimś ostrym metalem. Udało mi się uciec, lecz przebiegłem kilka kilometrów w nieznanym mi kierunku, chcąc odnaleźć drogę do domu, po czym upadłem i zasnąłem.
Nagle w ciemności usłyszałem głos Isobel, wołający moje imię. Uchyliłem powieki i zobaczyłam pysk mojej siostry, nieco zakrwawiony. Od razu zapytałem, czy nic jej nie jest a ona w odpowiedzi opowiedziała mi co się stało w przeciągu ostatnich trzech dni.
Ludzie zaatakowali naszą watahę i wyrżnęli niemalże każdego w pień.
Podobno kilka wilków uciekło wraz ze szczeniętami, lecz większość poległa w walce, podobnie jak nasi rodzice. Byłem wściekły. Na siebie i swoją głupotę, na tych ludzi, którzy zabili Iosse…
Na cały ten świat.
Kiedy gniew i żal przeminął, nastał spokój. Powoli nastała noc, tak więc poprosiłem siostrę o pomoc w wyjęciu tych dziwnych gałęzi z mojego ciała, po czym uleczyłem rany jednak na tyle, abym mógł iść. Mogłem je uleczyć niemal do końca, ja jednak wolałem, aby pozostały, przypominając mi o tym, co się stało.
Po pewnym czasie trafiliśmy na tereny, na których nie mieszkał żaden wilk. Były one na tyle urodziwe, że wraz z Isobel postanowiliśmy się osiedlić. Z czasem zaczęły się pojawiać wilki, szukając tymczasowego schronienia lub nowego domu, w którym założą swoje rodziny. Wtedy postanowiliśmy ogłosić, że na owych terenach zamieszkały wilki z Klanu Wilczej Paszczy.
CIEKAWOSTKI:
  • Śni mi się ten sam koszmar – widzę w nim swoją rodzinę, zalaną krwią oraz martwą siostrę, która pyta, czemu nie ochroniłem ani jej ani naszej watahy, tak jak przysięgałem. Wtedy zdarza mi się budzić z krzykiem.
  • Uwielbiam mięso z dziczyzny.
  • Zazwyczaj śpię kilka godzin, najczęściej między wschodem słońca a południem. Jednak jestem w stanie nie przespać kilka nocy pod rząd, nie czując konsekwencji tego.
  • Czasami udaje mi się stworzyć iluzję świetlną lub kształt jakiejś istoty przy pomocy mocy Lys. Nie zawsze się to jednak udaje.
  • Jestem pracoholikiem.
  • Mam dosyć duże poczucie humoru i uwielbiam opowiadać suchary (nie zawsze udane).
MANA: 350 many.
POSIADANE MODLITWY: –
POSIADANE PRZEDMIOTY DO UŻYCIA: –
POSIADANE PRZEDMIOTY OFIARNE:
INNE ZDJĘCIA: –