Obudziłam się wkrótce, po świcie. Rozciągnęłam się przed norą, którą znalazłam uprzedniego wieczoru i rozejrzałam się po okolicy. Temperatura była idealna. Ciepłe powietrze, chłodzone było lekkimi i orzeźwiającymi podmuchami wiatru. Stałam w głębokim cieniu, otaczających mnie wysokich drzew. Delektowałam się przez dłuższą chwilę pięknym porankiem, po czym, gdy tylko usłyszałam ciche burczenie swego brzucha, stwierdziłam, że czas na śniadanie. Wzbiłam się więc w powietrze i leciałam w kierunku polany, którą to nazwałam króliczą, przez wzgląd na to, iż jest tam spore siedlisko owych szaraków. Zaczaiłam się na sporym jagodowym krzakiem. Niemalże przykleiłam się do podłoża. Stałam pod wiatr. Dokładnie 3 długości ogona przede mną kicała sobie moja ofiara. Drgnęłam minimalnie do przodu. Uważałam by nie wydać przypadkiem żadnego dźwięku. Już miałam się rzucić na bezbronne zwierzę, gdy za mną nagle rozległ się męski głos -Masz złą pozycję… -powiedział, a gdy tylko te słowa doszły do mnie, zarówno królik, jak i ja odskoczyliśmy. Futro mi się zjeżyło, a ja sama momentalnie odwróciłam się w stronę basiora. Na początku nie bardzo skojarzyłam fakty, ale po chwili mnie olśniło. Przede mną stał Alfa we własnej osobie. Usiadł on spokojnie, z wysoko uniesioną głową. Patrzył na mnie spokojnie i przyglądał mi się.
-em… Przepraszam?- wydukałam po chwili. Stałam z położonymi po sobie uszami i ze zwieszonym ogonem. Nie bardzo wiedziałam co powinnam zrobić.
-Miałaś za wysoko ogon – Akos powiedział spokojnie. Gdy to usłyszałam to już całkiem zdębiałam
Akosie?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz