Pora roku:

Pora roku: Początek Zimy.
Jeśli śnieg utrzymuje się dłużej niż kilka dni, możemy zacząć mówić o początku zimy. Temperatura powietrza jest coraz niższa, należy uważać na poranne przymrozki. Cienka warstwa śniegu przyjemnie skrzypi na każdym kroku lecz aura nie zachęca do wyjścia – cały czas jest pochmurnie i pada, czy to deszcz czy to śnieg. Życie w lesie zamarło na czas zimy – jedynie kilka gatunków zwierząt, nie udających się w cieplejsze rejony, zostały wśród gołych drzew, żyjąc jak gdyby nigdy nic. Nawet niektóre niebezpieczne stworzenia, nawet te z Djevelskogu, ograniczyły swoją aktywność, co nie znaczy, że należy tracić czujność. Nie zaleca się wycieczki w wysokie góry, nawet skrzydlatym wilkom, ze względu na ryzyko zejścia lawiny i silne, północne fronty powietrza niosące masę zimnego powietrza.

Menu pionowe i populacja (na samym dole)

Informacje
Oficjalna data otwarcia: 08.03.2021

POPULACJA: 9
W tym NPC: 3

Wadery (♀): 5
Basiory (♂): 4
Szczenięta: 0

LICZBA ZMARŁYCH WILKÓW: 0
LICZBA PAR: 0

Następne postarzenie: 21-23.02.22

poniedziałek, 14 lutego 2022

1 komentarz

Kjærlighetens Fest - Loteria Walentynkowa!

Na górze róże,
na dole fiołki,
my się kochamy
jak dwa aniołki...

Chyba każdy z Nas kojarzy ten wierszyk lub jego przekręconą wersję... Oraz każdy zna święto obchodzone 14 lutego  Dzień Epilepsji, Dzień Szaleńca, Dzień osób chorych na serce, no i ponad czasowe Walentynki... Sama jestem szczęściarą obchodzącą to święto, lecz moja druga połówka jest ode mnie oddalona o ponad 630 kilometrów... Mimo to życzę Wam dużo miłości oraz odnalezienia tej jedynej osoby, która pokocha Was do szaleństwa ❤️

•❅────✧❅✦❅✧────❅•

Zapraszam również do Walentynkowej Loterii w naszym Klanie!
Oto zasady:

~ Aby wziąć udział w Loterii, należy napisać opowiadanie z uwzględnieniem znalezienia róży, niezależnie jakiego koloru. Nie trzeba pisać nowego opowiadania, specjalnie z tej okazji, można zamieścić ten element w prowadzonym przez Was wątku. ~
~ W zależności od ilości znalezionych róż tyle otrzymacie biletów. ~
~ Na jedno opowiadanie przypada znalezienie jednej róży, nie całego bukietu!
~ Event trwa od dzisiaj, czyli 14 lutego, do 4 kwietnia! Także macie sporo czasu, aby coś stworzyć :) ~

•❅────✧❅✦❅✧────❅•

Dodatkowo mamy jednego Questa!
Za złożenie ofiary bogini Skjonnhet otrzyma się dwa razy więcej many za napisanie opowiadania oraz coś na Discordowy profil naszego serwera :)
Warunki:
~ Opowiadanie mus mieć ponad 500 słów. ~
~ Opowiadanie musi zawierać opis odnalezienia ofiary (oraz walka ze Strażnikiem - stworzeniem chroniącym ofiarę), przebieg rytuału, spotkanie z boginią oraz otrzymanie daru. ~
~ Dodatkowy bonus: można zapytać boginię czy odnalezienie swoją drugą połówkę, czy ktoś odwzajemnia naszą miłość itp. ~
Ofiary do wyboru: 
Sznur Różowych Pereł z Południowego Wybrzeża (Strażnik: Trzy Kelpie), ~
Ogromny Rubin znajdujący się w Starej Kopalni (Strażnik: Stary Krasnolud), ~
 Piękna Lillia z Zakazanego Lasu Djevelskog (Strażnik: Niohoggr) ~
~ Lodowe Serce (Strażnik: Tu możecie sobie wybrać, ewentualnie nie tworzyć bossa) ~

To tyle. Dużo miłości moje Wilczki!
~ ΛNTILIΛ
PS: Arta robiłam ja, na podstawie bazy. Kliknij w Małego Akosa, aby zobaczyć stronę z bazą.

poniedziałek, 7 lutego 2022

Brak komentarzy

Od Vegar'a Do Yrsy ,,Naznaczony''

Była późna wiosna, drzewa obdarzone już liśćmi szumiały piękną melodię. Siedzieliśmy wszyscy w jaskini, która była w górach. Czekaliśmy aż rodzice wrócą, gdy to nastąpiło ja i Søren postanowiliśmy pójść na polowanie. Pozostałe rodzeństwo nie było wyszkolone w łowach tak dobre, jak my, chodź uczyliśmy się sami. Ruszyliśmy za tropem jelenia, gdy byliśmy bardzo blisko i mieliśmy zaatakować usłyszeliby trzęsienie ziemi, byłą to lawina. Schowaliśmy się pod kopułom skalna i czekaliśmy aż minie, gdy było już po wszystkim szybko pobiegliśmy do domu, by sprawdzić co z innymi. Po dotarciu na miejsce zauważyliśmy, że sufit jaskini nie wytrzymał nadmiaru śniegu i zawalił się. Rodzice przeżyli jakimś cudem, ja razem z bratem mieliśmy nadal nadzieje, że ktoś żyje, lecz gdy odkopaliśmy troche śniegu zauważyliśmy pod skałą łapę naszej siostry oraz plamę krwi. Wtedy było już jasne, że nikt nie przeżył. Søren zaczął się modlić do bogów, by dusze naszych braci i siostry były oczyszczone. Patrząc na rodziców nie mogłem znieść, że nie pomogli swoim dzieciom. Wtedy też zacząłem słyszeć jakiś głos, nie był to zwykły głos. Czyżby to był głos samego Freki, mówił mi, że to wina rodziców. Powtarzał w kółko, że to ich wina, że przez nich oni zginęli. Musiałem zemścić się za to wszystko. Rzuciłem się na rodziców i zadałem im poważne rany, mój brat użył mocy wiatru by odsunąć mnie na bezpieczna odległość od nich.- Przestań ! - krzyknął - To nasi rodzice - dodał po chwili
- Tak samo jak byli oni rodzicami naszego rodzeństwa, lecz nie pomogli im ! - warknąłem ze złością w oczach
Søren widział jak się staczam na złą droge. Gdy ruszyłem przed siebie by znów zaatakować rodziców usłyszałem huk, a później oberwałem światłem z nieba. Leżałem nieprzytomny na trawie, a mój brat próbował mnie ocucić. Nie czułem, bym był zraniony. Ocuciłem się i wstałem na równe nogi, mój brat odsunął się ode mnie, gdyż zauważył już znaki na moim futrze.
- To znak od bogów - odparł przestraszony
Nie wiedziałem o co mu chodzi, nie było w pobliżu nigdzie wody bym przejrzał się.
- Nie dostałem obrażeń, ten znak światła nic mi nie zrobił bracie - odparłem by uspokoić go
Basior wypiął klatke piersiową na przód i stanął godnie.
- Vegar nie możesz dłużej tu być znak na twoim ciele to na pewno znak wygnańca ! - odparł - Lub co gorsza zdrajcy - dodał
Od razu pomyślałem o Frekim, to on zdradził swoich wilczych braci podczas Ragnaröku. Chodź nie widziałem znaku, to wierzyłem na słowo swojemu bratu, lecz nie mogłem znieść myśli o tym co się stało. To zdarzenie zostawiło piętno na mojej duszy. Gdy odchodziłem pożegnałem się z bratem, a na rodziców spojrzałem wzrokiem pogardy. Musiałem ruszyć przed siebie, nie wiem gdzie mnie zaprowadzą łapy, lecz może to będzie miejsce dla mnie. Nadal w głosie słyszałem jeden głos, który kazał mi robić i czynić złe, rzeczy. Nie umiałem się oprzeć pokusie, więc robiłem co głos mi kazał. Nawet jeśli były to straszne rzeczy. Na początku nie podobało mi się to, lecz po czasie wciągałem się w to tak mocno, że nie mogłem przestać i robiłem już to ze swojej woli nie głosu. Mordowanie innych, nie tylko swoich pobratymców, lecz też inne zwierzęta było przyjemne i kojące. Zamieszkałem w wielkiej jaskini, w której korytarze ciągnęły się daleko w głąb. Miałem tam zamontowane kajdany dla moich ofiar by nie uciekały. Lecz przedtem musiałem ich najpierw odurzyć, by mi nie uciekły. Gdy spały znieczulałem je i wyrywałem im zęby oraz pazury, by nie miały jak mnie zranić. Choć były przypadki, że wilk nie dawał się odurzyć i zaczął mi uciekać, wtedy zaczynał się pościg i bójka. Nie używałem mocy, gdy to nie było konieczne, na przykład, gdy ofiara również używała na mnie, by mnie od siebie odgonić. Czas mi płynął spokojnie, lecz czułem pustkę. nie wiem czemu, próbowałem ją załagodzić raniąc siebie własnymi pazurami, a później okładając ziołami, lecz nawet przyjemny ból nie pomógł mi. Postanowiłem opuścić jaskinie i poszukać watahy, która przyjmie takiego wyrzutka. Szukałem przez dobry miesiąc, być może nie chcieli mnie przyjmować, gdyż widzieli naznaczenie. Zacząłem tracić nadzieje, po łowach, oddzieliłem serce od ciała zająca. Zapaliłem dwie małe kupki drewna po bokach serca i zacząłem składać ofiarę i modlić się do Frekiego. Poczułem znów uczucie mordu, lecz też drugie. Kierowało mnie ono na zachód, po zjedzeniu ruszyłem w tamtym kierunku. W końcu natrafiłem na tereny watahy, która miała dość ładne tereny. Znalazłem główne skupisko, gdzie przesiadywał pewnie Alfa. Wiedziałem, że przed dołączeniem muszę najpierw przynieś dar. Przechodziłem się po terenach szukając pasującej zdobyczy. Musiałem pokazać swoją siłę i odwagę. Znalazłem się na bagnach, mokre oraz zamulone tereny nie wyglądały na niebezpieczne, ale i tak byłem czujny. Było tu wiele uschniętych drzew, nie miałem już nadziei, że coś już znajdę. Nagle usłyszałem trzask gałęzi, położyłem się w wysokiej trawie by obce stworzenie mnie nie zauważyło. Przez chwile nie widziałem nic przez gęste trawy, lecz gdy powoli zacząłem się podnosić ujrzałem wielkiego dzika, lecz prawdziwa nazwa był Odyniec. Zapewne nazwę pozyskał po bogu Odynie, lecz nie mi się w to wtrącać skąd jego nazwa pochodzi. Musiałem wykombinować jak zabić tą wielką bestię, powoli czołgając się postanowiłem poszukć jakiś jadalnych grzybów. Nafaszerowałem je usypiającymi kwiatami. Wróciłem na bagna, by zobaczyć czy dalej jest w tym samym miejscu, na szczęście szukał pod pniem robaków więc był zajęty. Poturlałem do niego grzyba i czekałem na reakcje. Niestety nie był zainteresowany, musiałem poczekać. Zajęło to może około pół dnia, w końcu odkleił się od kłody i wyniuchał grzyba. Zaczął go jeść, potem poszedł się napić, cały czas śledziłem go z pewnej odległości.
Zaczął się poić i odpoczywać na słońcu, mijały kolejne godziny i kwiat zaczął działać, dzik usnął. Sprawidzić musiałem, czy na pewno zasnął snem głębokim, a nie zwykłym. Rzuciłem w niego kamieniem najpierw mniejszym, a potem większym. Odyniec ani drgnął, zacząłem podchodzić do niego dalej ostrożnie, po upewnieniu się, że na pewno śpi zacząłem odcinać mu głowe od ciała. Po robocie wziąłem ją do pyska i zacząłem ją ciągnąć pod jaskinie Alfy. Zawyłem przed nią, by zwrócić jego lub jej uwagę. Wyszedł z niej błękitno-żółto- biały samiec. Bacznie obserwował mnie swoimi złotymi oczami. Rzuciłem mu pod nogi dar i od razu się wyprostowałem.
- Chciałbym dołączyć, do Twojej Watahy. Oto dar dla Ciebie. Ofiarowuje Ci swoją siłę, mądrość oraz odwagę - odparłem
-Dobrze możesz zostać, wybiorę dla Ciebie później stanowisko - odparł bez uśmiechu
Ja za to nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu Jokera. Postanowiłem rozejrzeć się jeszcze po terenach. Ruszyłem na południowy-zachód znajdował się tam las. Koło niego niedaleko zauważyłem jaskinie, więc ruszyłem zobaczyć czy ktoś tam mieszka. Wywęszyłem znajomy mi zapach, lecz nie pamiętałem skad go znałem, poszedłem za nim. Zobaczyłem, że przy jednej z jaskiń jest biało czarna samica. Znałem ją była to Yrsa, podszedłem do niej na spokojnie, nie wiedziałem, czy mnie pamięta.
- Witaj śliczna - zacząłem powolnym wzrokiem spojrzałem na nią od łap do pyska, po czym uśmiechnąłem się szelmowsko.
- Hej - odparła lekko zdziwiona - Jesteś tutaj nowy ? - zapytała
- Tak właśnie dołączyłem, a ty tutaj chyba dłużej jesteś czyż nie ? - uśmiech nie schodził mi z pyska
- Tak jeśli chcesz mogłabym Ciebie oprowadzić
- Byłbym w siódmym niebie - puściłem do niej oczko
Zachowywałem się jak nie ja, coś we mnie się znowu zmieniało. Głos w mej głowie był stłumiony przez szybko bijące serce.

Yrsa?

środa, 2 lutego 2022

Brak komentarzy

Koniec eventu Yule!

Mamy już luty, a co za tym idzie – nasz pierwszy blogowy event dobiegł końca! Ci, którzy nie zdąrzyli się załapać, nie będą musieli długo czekać – lada dzień wydamy nowy post dotyczący kolejnego eventu! Musimy tylko dopiąć wszystko na ostatni guzik ^-^

Dziękuję Yareenowi za aktywny udział w naszym święcie Yule! (Może dostaniesz mini prezent;) 

Mogę podpowiedzieć, a raczej doradzić, aby Wasze wilczki wypatrywały pięknych róż...


Pozdrawiamy!

Sali oraz ΛNTILIΛ – Admistratorki Klanu. 

wtorek, 1 lutego 2022

Brak komentarzy

Od Yareena cd. Antilii "Śnieżny Onyx".

Pomyślmy, co by się ze mną stało, gdy Pandora umarła. W teorii, nie powinno nic. Żyłbym dalej, spał, biegał, polował, zbierał zioła, może nawet znalazłbym innego medyka, któremu mógłbym pomagać. A w praktyce? Prawdopodobnie załamanie nerwowe. Spotkałem już wilki, które takie coś przeszły. Wszystkich charakteryzowała niemoc. Przypominali w zachowaniu zombie, które od dawna nie jadła mózgu i powoli umierało. Te wilki umierały wewnątrz siebie i nie chciały pomocy. Nie wierzyły, że cokolwiek im pomoże. Prawdopodobnie należałbym wtedy do ich grupy. Pandora nie była tylko moją opiekunką i chociaż nie mogłem jej nazwać matką, była czymś więcej, niż dwie te osoby w jednym. Czułem do niej ogromną miłość, ale nie taką, jaką darzą siebie zakochane wilki, chcące się pobrać i mieć dzieci. Kochałem ją jak starszą siostrę, która gdyby nawet mi kazała oddać za nią życie, prawdopodobnie bym to wykonał. Ktoś by pomyślał, że jestem szalony, ale kiedy ktoś, kto powinien cię kochać całym sercem, porzuca cię niemal od razu i skazuje na śmierć, a wtedy spotykasz kogoś, kto walczy ze śmiercią, aby cię ocalić, darzysz tę osobę nie tylko ogromnym szacunkiem i miłością, ale powierzasz swój los w jego – przynajmniej tak było w moim przypadku.
Nie lubiłem donosić o żadnych rzeczach nikomu i nie z tego względu, że nie chciałem być kapusiem, ale dlatego, że sądziłem, że to nie są moje problemy. Jeśli sobie z jakimiś poradziliśmy, uniknęliśmy ich i dalej żyjemy, problemy te dla mnie znikały i nie odczuwałem przymusu powiadamiania o nich kogokolwiek, aby ktoś był bezpieczny. Każdy powinien sobie sam radzić i odnaleźć rozwiązanie. Ta sytuacja jednak była inna. Jakimś cudem staliśmy się częścią tej społeczności, więc ucieczka w inne miejsce stała się niemożliwa – ale tylko moralnie, w praktyce łatwo jest wziąć nogi za pas, potem tylko należy sobie poradzić z własnym sumieniem. Skoro w jakimś stopniu należeliśmy do tego miejsca i do tych wilków, chciałem, aby Pandora była bezpieczna. Jeśli mieliśmy gdzieś zostać na stałe, to tylko w bezpiecznym miejscu. Drugi problem leżał w tym, że należało spłacić dług. Antilia wcale nie musiała nam pomagać, mogła nas zostawić w każdej chwili, a mimo to była z nami do końca. Chociaż byłem ślepy, widziałem w niej kogoś bardzo dobrego i godnego szacunku innych.
Po dotarciu do jaskini alfy, głos zabrała samica. Rozmawiała z Akosem, wyjaśniając całą sytuacje od samego początku; od pożaru w lesie, mówiąc o ludzkiej wiosce, a kończąc na naszych ranach, pomijając fakt, że użyła mocy – tak, wyczułem to, kiedy krople wody zaczęły przemieszczać się niezgodnie z kierunkiem wiatru. Nie odezwałem się jednak w tej kwestii, jedynie przytaknąłem i dodałem, że raczej nikogo innego nie przetrzymują w tamtej dziurze, ale w każdej chwili może się to zmienić. Samiec podziękował za raport, po czym wrócił do jaskini, aby to wszystko przemyśleć i podjąć odpowiednie działania, w celu ochrony watahy. Razem z Antilią skierowaliśmy się w stronę jej jaskini, gdy zaproponowałem, że ją odprowadzę.
- Chciałem ci jeszcze raz podziękować za to, że nam pomogłaś – przerwałem ciszę.
- Nie musisz – zapewniła, ale pokręciłem głową.
- Muszę i chce. W każdej chwili mogłaś bezpiecznie wrócić do watahy i udawać, że nic nie wiesz. Dzięki tobie Pandora żyje. Nie mam pojęcia co bym zrobił, gdyby coś jej się stało – powiedziałem, utrzymując poważną minę. 
- Rozumiem. Więc nie ma za co – powiedziała radośnie, na co przez krótką chwilą uśmiechnąłem się prawie niewidocznie. – To twoja siostra? 
- Kuzynka – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – I jednocześnie opiekunka – dodałem. Antilia pokiwała głową.
Reszta drogi przebiegła w ciszy, nie była jednak ona niekomfortowa. Oboje odpoczywaliśmy jeszcze po tej całej sprawie, więc wsłuchaliśmy się w naturę. W świergoczące ptaki, świst wiatru i szum liści, a kiedy odprowadziłem samicę do jej jaskini, jeszcze raz podziękowałem, zapewniając, że kiedyś się odwdzięczę i ruszyłem do siebie. 
Byłem już zmęczony, dlatego droga bardzo mi się dłużyła. Kiedy wreszcie dotarłem do groty, spostrzegłem, że Pandory nie było na swoim miejscu. Rozejrzałem się po wnętrzu i zdałem sobie sprawę, że jej tu nie było. Zawołałem ją. Raz, drugi. Gdy już miałem wybiec z jaskini i zacząć jej szukać, skrzydlata wadera pojawiła się w progu, z bladą miną. 
- Poszłam się tylko napić wody – mimo zmęczenie uśmiechnęła się rozbawiona moim zachowaniem.
- Dobra dobra – wymamrotałem, podchodząc do niej i ją przytulając.


<Antilia? Może niech odpoczną przed walką z ludźmi>

czwartek, 20 stycznia 2022

Brak komentarzy

Od Antilii cd. Yareena "Śnieżny Onyx".

Nie miałam czasu ani chęci kłócić się z Pandorą. Wiedziałam, że donikąd prowadzi dyskusja z nią, tak więc kiwnęłam głową, po czym chwyciłam dotkliwie pogryzionego przrz szczury Yareena za kark i po kilku mocnych uderzeniach skrzydeł wzniosłam się w powietrze. Nie chciałam lecieć zbyt daleko, aby w razie czego szybko wrócić po rogatą waderę. Najdelikatniej jak tylko mogłam postawiłam Yareena na ziemi, ja natomiast nadal wisiałam w powietrzu. 
– Ja lecę po Pandorę – powiedziałam, ufając mu, że zostanie tam, gdzie go zostawiłam. Leciałam najszybciej, na tyle ile mogłam w tej pogodzie. Deszcz dalej padał, na szczęście mniej intensywniej niż wcześniej, lecz dalej utrudniał lot. Zniżyłam lot, lądując w leśnej połaci kilka metrów od miejsca, w którym się rozdzieliliśmy. Zaczaiłam się, obserwując sytuację. Ludzie zarzucili na wilczycę jakiś kolejny swój wynalazek, który krępował jej ruchy – im bardziej się szamotała tym bardziej zaplątywała się w to coś. Zacisnęłam zęby i już chciałam rzucić się na te istoty, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się. Wpadłam na lepszy pomysł, dzięki którym ludzie zapamiętają, żeby nie zadzierać z naszym Klanem… 
Przy pomocy mocy Skaperen i wody zbierającej się na powierzchni ziemi, która była już nasycona, ostrożnie stworzyłam dużego niedźwiedzia tuż za plecami ludzi. Gdy jeden z nich dostrzegł jakimś cudem ruch, mój niedźwiedź był już gotowy – stanął na tylnych łapach i otworzył swą paszczę, niemo rycząc. Na szczęście to wystraszyło te dwunożne istoty, które porzuciły swoje dziwne patyki i zaczęli uciekać w popłochu. Ja wykorzystałam moment – skoczyłam do przyjaciółki, po czym zaczęłam przygryzać te dziwne liany. Wodny niedźwiedź również opuścił swoje płynne cielsko, opadając na cztery łapy i również zaczął gryźć. 
Gdy udało nam się uwolnić Pandorę z pułapki, sprawdziłam jej stan. Nie mogła latać ale na szczęście mogła biec. Uciekłyśmy razem w stronę kryjówki jej kuzyna, aby razem wrócić na bezpieczne ziemie naszego klanu. Zostawiłam jednak wodnego niedźwiedzia, aby jeszcze narozrabiał w wiosce ludzi. Isobel nie musi o tym wiedzieć… – uśmiechnęłam się w myślach. 

•❅─────✧❅✦❅✧──────❅• 

–Nie rzucaj się! – zawołałam, gdy opatrywałam rany Yareena. Basior stęknął coś w odpowiedzi, ale podłożył się do wygodniej, przestając się wiercić. Wzięłam jego łapę i obejrzałam dokładnie w promieniach porannego słońca, które zawitało do mojej jaskini. Większość nocy opatrywałam Pandorę, choć to drugi zielarz był bardziej poraniony. On jednak upierał się, abym zaczęła od rogatej wilczycy. Jej gadzie skrzydła miały porozrywane błony międzypalcowe a tors mocno potłuczony. Nie wykluczałam połamanych żeber… Westchnęłam. 
Byłam zmęczona i marzyłam o długiej drzemce ale na razie musiałam z tego zrezygnować… Zaczęłam nakładać kojącą maść z rumianka, aby nieco złagodzić świąd oraz zaczerwienienie, a potem mocniejszą, składającą się z mirry, kozłówka lekarskiego oraz rozmarynu. Miałam nawet spory zapas leków, tak więc nie musiałam prosić ich o przygotowanie tychże lekarstw. 
Trochę mi zajęło znalezienie wszystkich ukąszeń ale się udało. Drugie tyle natomiast zajęło mi opatrzenie tych ran i zastosowanie odpowiedniego leku. Pandora bardzo mi pomagała, podając co trzeba, co przyśpieszyło moją pracę. Koniec końców, udało się. Nareszcie… – pomyślałam, wstając. Łapy mi zdrętwiały… Zaczęłam je masować, aby pozbyć się nieprzyjemnego uczucia… 
– I co teraz zrobimy? – zapytał Yareen, gdy i on wstał. 
– Dobre pytanie… – przyznałam, szczerze zastanawiając się. Nie miałam jednak żadnego sensownego pomysłu. – Przede wszystkin musimy przedstawić sytuację Bethcie… Oba wilki kiwnęły głową. Pandora chciała iść z nami, ale obrażenia jej na to nie pozwalały. Poprosiłam, aby została, a ta przytaknę, obiecując, że zostanie. My natomiast ruszyliśmy w stronę Skały Alf, gdzie mieliśmy się spotkać z Isobel. 

Yar? Pandora może zniknąć w tajemniczych okolicznościach ;)

piątek, 14 stycznia 2022

Brak komentarzy

Od Yareena – Quest #2 (Gwiazdka Yule)

Niech ktoś mi wyjaśni, dlaczego niektórzy rodzą się w stu procentach zdrowi, a inni mają jakąś wadę? Geny? Podły los? A może mieszka gdzieś na świecie jakaś wredna wiedźma, rzucająca na przypadkowe szczeniaki jakieś klątwy? Gdyby tak było, dopadłbym ją i rozerwał na strzępy. Czy nie mogłem się urodzić jako normalny, widzący na oczy wilk? Teraz muszę kombinować, co tu zrobić, aby nie wpaść przypadkiem do rzeki.
Kto by pomyślał, że nocując po środku lasu, który potem okazało się, znajdował się w dolinie, obudzę się ze wszystkich stron otoczony wodą? Dzień wcześniej złapała mnie potężna burza, która wzięła się znikąd. Byłem zmuszony odnaleźć jakąś przypadkową kryjówkę, którą okazała się być stara, lisia nora. Była nadzwyczaj duża, jak dla tego rudego chytrusa, którego czułem słabnący już zapach. Nie zastanawiając się długo, wszedłem do środka. Tam po kilku godzinach czuwania, zasnąłem. Obudził mnie szum wody oraz mokra ciecz, w której byłem zanurzony tylko po łapy. Kiedy szum się pogłębił, a ja wyczuwałem silne drgania z tyłu mnie, natychmiast biegiem skierowałem się do wyjścia z nory. Woda płynęła wąskimi korytarzami z mocnym ciśnieniem, tuż pod mną. Gdy wyskoczyłem na zewnątrz, zimna ciecz wręcz wyskoczyła z nory. Pobiegłem przed siebie, ale po chwili się zatrzymałem. Wyczuwałem kilka… paręnaście nurtów rzeki. Ostrożnie skierowałem się w kierunku watahy, szybko się przekonując, że wczorajsza burza pozostawiła po sobie spory ładunek wody, aktualnie wypływający ze wszystkich nor i formułujących się w szybkie, ale jeszcze płytkie rzeczki. Musiałem byś ostrożny.
Po chwili coś mi spadło na głowę, kiedy z kolejnej dziury wypadła woda. Było to coś małego, ale… szklanego? Nie, nie było szklane. Miało przedziwną strukturę, którą pierwszy raz dotykałem. Zaciekawiony zabrałem ją ze sobą, a gdy w końcu udało mi się wrócić do jaskini, pokazałem ją Pandorze.
- Co to jest? – samica zaczęła się głośno zastanawiać.
- Wygląda jak gwiazda. Skąd ją wziąłeś?
- Spadła mi na głowę – oboje się zaśmialiśmy.
- Więc masz szczęście, gwiazda ci spadła z nieba. I to w dzień – powiedziała żartobliwie, szybko zmieniając temat, gdzie byłem wczorajszej nocy i niemal od razu karcąc mnie za głupotę oraz chwaląc bogów, że jestem żywy. 
- I wykończony. Zdrzemnę się – powiedziałem. Zabrałem swoją „gwiazdkę z nieba” i położyłem się w głębi jaskini.
Miałem przedziwny sen, w którym pojawił się bóg Managarmr, przynajmniej tak się przedstawił. Na moje nieszczęście, sny również miałem „ciemne”. Powiedział mi, że szuka czegoś, co znalazłem. Wyjaśniając mu, że ostatnio „spadła mi gwiazdka z nieba”, samiec poprosił, abym mu ją oddał. Westchnąłem, bo pierwszy raz trafiło mi się takie cudeńko, a bogowie mi to już odbierają, a nawet się tym nie nacieszyłem. Trochę niechętnie oddałem mu ją.
Gdy się obudziłem, nigdzie nie było gwiazdy, Pandora również jej nie widziała. Czy ja naprawdę oddałem ją bogu? Sądziłem, że to zwyczajny sen. 
- Nie wiem gdzie twoja gwiazdka, ale za tobą leży jakiś woreczek – odparła. Czyżbym jednak nie został z niczym?

wtorek, 11 stycznia 2022

Brak komentarzy

Od Yareena - Quest #1 (Polowanie na Odyńca)

Odyniec – świnia, jak każda inna. Wyróżniał ją tylko zapach, charakteryzujący się przez te kilka ważnych dni, wśród wszystkich innych leśnych zapachów. Niektóre trzymały się w grupach, niektóry spędzały czas samotnie. Na te drugie ciężej było zapolować, były bardziej ostrożniejsze i chociaż nie miały znikąd pomocy, jakimś dziwnym trafem „znikały” w lesie. Już trzeci raz próbowałem któregoś upolować. Wyczuwałem, że były odrobinę wyższe i masywniejsze od zwykłego dzika, ale nie przejąłem się tym. Myślałem, że to zwierzęta jak każde inne, niczym się nie wyróżniające. A jednak okazały się inne – dopiero potem Pandora mi wyjaśniła, że były to odyńce Fenrira. 
Pierwszy raz był najkrótszy i chyba najdziwniejszy. Wyczuwałem ich zapach oraz zlokalizowałem ich położenie. Znajdowały się w środku lasu. Ukrywałem się w cieniu, szedłem pod wiatr, a kiedy już znalazłem się na miejscu ich „leżakowania”, po wyskoczeniu z ukrycia, okazało się, że żadnego tam nie było. Gdzie mogły się wszystkie podziać? Dopiero potem ktoś mi powiedział, że zrobiły sobie ze mnie żarty i umknęły bezdźwięcznie, nim dotarłem na miejsce. 
Druga szansa pojawiła się wiele godzin później, gdy na nowo je zlokalizowałem i tym razem upewniłem się, że były na miejscu – usłyszałem ich głosy. Byłem bardziej ostrożniejszy niż wcześniej i one prawdopodobnie też. Wyskoczyłem z ukrycia i podążyłem najpierw za węchem, a potem za dźwiękiem. Wyobraziłem sobie biegnące przede mną odyńca. Chociaż wszystkie ruszyły razem, ja wybrałem jednego, losowego. Kiedy już miałem na niego skoczyć i wbić mu pazury w żebra, on nagle „pofrunął”. Mimo, że to dziwnie brzmi, postaram się to wyjaśnić, w sposób logiczny. Z powodu mojej ślepoty, to, co zobaczyłem przez wiatr, było niczym latanie ptaka. Dzik, najprościej rzecz ujmując, skoczył na pień drzewa, odbił się od niego i momentalnie przeleciał nade mną, lądując sobie wygodnie na czterech kopytach, kiedy to ja uderzyłem głową w drzewo. Zabawne, prawda?
Trzeci raz był przypadkowy, wydawało mi się wtedy, ze one same mnie odnalazły i chciały się pośmiać – a mimo tego ponownie spróbowałem. Nie przyczajałem się, nie podkradałem. Widziały mnie, a mimo to, kiedy zacząłem na nie biec, nie ruszyły się. Gdy byłem blisko, rozproszyły się we wszystkie strony. Ponownie pobiegłem za losowym. Tym razem pogoń była dłuższa, przebiegliśmy dobry kawał drogi i kiedy zaczynałem myśleć, że tym razem go złapie, zwierzak się zatrzymał, odwrócił i zaczął we mnie biec. Myśląc, że to samobójca, nie przestraszyłem się. Zaprzestałem jednak ataku, kiedy wyczułem, że w moją stronę nie zmierza jeden dzik, ale całe stado. Okrążyli mnie i zamierzali zmiażdżyć potężnymi kłami… nie chcąc ryzykować życia, wzleciałem w górę i uniknąłem ciosu. Zwierzęta po raz trzeci triumfalnie machając swoimi ogonkami, ruszyły w las. 
- Co masz taką skwaszoną minę? – zapytała Pandora, kiedy wszedłem do jaskini.
- Te wstrętne dziki robią sobie ze mnie żarty – wyjaśniłem.
- Bo źle się do tego zabierasz – wyjaśniła, grzebiąc w swoich roślinach. Zwróciłem łeb w jej kierunku.
- A jak powinienem? – przez moment się nie odzywała. Usiadłem i spojrzałem na jej zapasy. Były spore.
- To dziki tego boga, są bardzo sprytne. To jest jak łapanie innego, inteligentnego wilka – wyjaśniła. Prychnąłem.
- Skoroś taka mądra, może mi pomożesz? – Pandora spojrzała na mnie. Poczułem, że się uśmiecha. 
Nasz plan był prosty i może nawet zabawny. Szybko wdrożyliśmy go w życie. Pandora zlokalizowała zwierzęta, które poruszały się u podnóża góry. Samica wzleciała w niebo i skierowała się na zbocze, a ja pognałem do lasu. Ukryłem się w zaroślach, nie daleko stada dzików, a Pandora rozpoczęła nasz dziwaczny plan. Stanęła na zboczu i skryła swoje ciało pod skalna kulą, która natychmiast zaczęła się toczyć w dół stoku. Spłoszone dziki, nie wiedząc, skąd przybyła „lawina” pognały w strachu przed siebie, do lasu – w moim kierunku. Kiedy stado było blisko, skoczyłem. Żaden jednak nie wpadł mi w łapy, zdołały uskoczyć, wiec przeszliśmy do drugiej fazy. Zatrzymałem jednego z nich. Stanął w miejscu i mnie obserwował. Prawdopodobnie myślał, że zacznę uciekać, gdy zobaczę skałę, ale gdy samica była już blisko nas, skała się rozpadła, a ona skoczyła na zwierzę odwrócone tyłem. Kiedy wbiła się w jej zad, odyniec zaczął szaleń. Również skoczyłem w jego kierunku, wgryzając mu się w przednie kopyta. Był silny, nawet za bardzo jak na zwykłego dzika. Zaraz pojawiła się reszta zwierząt, które pomogły mu nas zrzucić. Skubane były nad wyraz sprytne i rozumne. Przeszliśmy więc do ostatniej fazy (mając nadzieje, że to wystarczy). Pandora ponownie wzleciała w górę i zamieniła się w skalną kulę, która runęła z impetem na ziemie, wznosząc w górę pył. Razem z wiatrem przyniosłem więcej piachu, który po chwili zatrzymałem. Cała przestrzeń wokół nas była teraz siwo-brązowa. Korzystając z kamuflażu, skoczyłem na rannego odyńca, wgryzając mu się wpierw w pysk, a potem w krtań. 
Pył opadł na ziemie, a reszta zwierząt widząc swojego martwego brata, uciekła. Spojrzałem na Pandorę, która właśnie wygrzebywała się spod kamieni.
- Nie sądziłam, że to będzie aż tak boleć – zaśmiała się, dodając, że kręci się jej przez to w głowie.
- Dzięki – odparłem i położyłem na ziemie dzika. – Jestem ciekawy, czy jest smaczniejszy od zwykłych dzików.