-O Bogowie. – zaczęłam - Wierzę, że mnie słyszycie i widzicie. Nie mogę niestety ofiarować Wam wiele… – pogładziłam trzymaną w łapach muszelkę i kontynuowałam – Wierzę, jednak żeście miłosierni proszę więc Was o Bogowie, o pomoc i wsparcie. Pozwólcie mi żyć i cieszyć się życiem, a będę Wam niezwykle wdzięczna. Błagam Was, dajcie mi drugą szanse!- zawołałam łamiącym się głosem, który rozniósł się po okolicy mimo szalejącej śnieżycy. Zakończyłam tym samym swoje modły. Nagle poczułam niezwykle przyjemne uczucie ciepła, a z łap, zniknęła gdzieś muszelka. Uchyliłam delikatnie oczy i dalej leżąc obserwowałam tyle otoczenia, na ile pozwalała mi obecna pozycja. Wiatr nieco zwolnił, a płatki śniegu zaczęły delikatnie wirować. Miałam wrażenie, że zataczają koła nad moją głową. Miałam rażenie, że usłyszałam szept kogoś o łagodnym i dobrodusznym głosie „Zaśnij”, nie czułam potrzeby, by obawiać się tego głosu. Posłuchałam go i ufając tutejszym bogom, którym się zawierzyłam zasnęłam zmęczona, ale z nową nadzieją.
Nie mam pojęcia ile spałam, ale obudziło mnie szturchnięcie. Otworzyłam oczy, które zabłyszczały z podziwu, gdy zobaczyłam przed sobą wielkiego, silnego wilka. Po moim ciele przeszedł dreszcz, ale sama nie wiedziałam, czy to z zimna, czy z emocji. Nie czułam strachu, jednak nie ufałam jeszcze stojącej przede mną postaci.
-Dobrze, że się obudziłaś - powiedział stojący przede mną wilk. Miał kojący i spokojny głos. Obserwował mnie uważnie, ale nie wyczuwałam od niego wrogości - Możesz wstać?- zapytał. A ja próbowałam się podnieść. Nie wyszło mi to, jakbym chciała, ale po chwili stałam już na chwiejnych łapach, trzymając skrzydłem ostatnią z muszelek, przeznaczona dla specjalnego Alfy, który okazałby mi swoje miłosierdzie i przyjął by mnie do swojego stada. Lekko zadzierałam pysk do góry, aby lepiej móc przyjrzeć się osobnikowi. Stwierdziłam, że miałam do czynienia z silnym basiorem, od którego emanowało coś budzącego szacunek i ogólny respekt. –Jak się nazywasz i co robisz na terenach Klanu Wilczej Paszczy maluchu? – zapytał
- Úrfearn, inaczej Wrzosowa Olcha- powiedziałam, jednakże mój głos był cichy i słaby. – Poszukuję nowego domu, ponieważ z poprzedniego zmuszona byłam uciekać. - wyjaśniłam spuszczając przy tym głowę.
-Nazywam się Agnar i – nie pozwoliłam dokończyć basiorowi, gdyż mnie olśniło. Bowiem basior przede mną prezentuje się i zachowuje, jak prawdziwy Alfa. Ukłoniłam się przed wilkiem i wyciągając przed siebie łapy z muszelką, powiedziałam
-Proszę przyjmij ode mnie tę skromną ofiarę, abym mogła dołączyć do Twojego klanu. – powiedziałam zarówno z determinacją, desperacja jak i rozpaczą w głosie. Wpatrywałam się w ziemię pod sobą i nie śmiałam teraz podnieść wzroku. Wyczułam na sobie palący mnie przez chwilę wzrok basiora, a po chwili ustąpił on lekkiemu wyczuwalnemu zdziwieniu. Wilk wziął ode mnie muszelkę. Zapewne przyglądał jej się uważnie, zastanawiając się nad swoją decyzją. Po kilku sekundowej ciszy, która trwałą dla mnie jak wieczność, Agnar odezwą się spokojnie.
- Przyjmuję twoją ofiarę Úrfearn. Możesz dołączyć do mojego klanu, a teraz wstań i podążaj za mną. Zaprowadzę Cię do miejsca, gdzie możesz odpocząć i wyjaśnić mi dokładnie, co Cię spotkało. – powiedział. Wstałam i uśmiechnęłam się delikatnie. Skinieniem głowy zgodziłam się na jakże ciekawą propozycje.
- dziękuję- powiedziałam i lekko chwiejąc się na nogach podążałam, za moim Alfą, który wyrozumiale dostosował tępo chodu do mojego. Gdy dotarli my do jaskini spiżarni, Agnar podał mi nóżki soczystego zająca, które obwąchałam uważnie, a po chwili namysłu pochłonęłam śpiesznie, jakby owe nóżki miały mi zaraz uciec. W tym czasie Alfa na moment gdzieś zniknął i wrócił, akurat z moim ostatnim kęsem. Gdy zjadłam Basior zaprowadził mnie do jaski, w której mieliśmy poczekać na czyjeś przybycie. W tym czasie Alfa postanowił się czegoś o mnie dowiedzieć.
-Mamy teraz trochę czasu. Czy mogłabyś mi opowiedzieć swoją historię?- Zapytał Agnar, spokojnie się na mnie patrząc. Siedział na brzegu jaskini, a gdy przytaknęłam skinieniem głowy i dosiadłam się obok niego skierowałam swój wzrok na ośnieżony krajobraz na zewnątrz, przyglądając się płatkom śniegu tańczącym na wietrze. W mojej wyobraźni wyglądały one, jak bawiące się ze sobą szczenięta.
-Przyszłam na świat na terenach Watahy Cieni. Ojca i matki nigdy nie poznałam. W teorii mną i moją siostrą Fearn zajmował się nasz Ojczym, będący tamtejszą betą, jednak szczerze nas nienawidził i wcale tego nie ukrywał…- zaczęłam opisywać swoją historię. Położyłam uszy po sobie. Ni był to najprzyjemniejszy temat, ale Alfie powinno się ufać. Wzięłam głęboki wdech i najbardziej wypranym z emocji głosem kontynuowałam opowieść – jako młode bety powinnyśmy mieć odpowiednie szkolenie, a że okazało Siudo tego, iż wraz z siostrą posiadamy żywioł powietrza, nie było nawet mowy o ewentualnym jego przełożeniu. W moim poprzednim stadzie Żywioł powietrza był wyjątkowym błogosławieństwem, gdyż władały nim nieliczne wilki. Tak więc, gdy skończyłyśmy 6 miesięcy, nasze szkolenie się rozpoczęło. Oprócz nauk i prób fizycznych, musiałyśmy również pościć i pokutować wraz z starszymi, aby nasi bogowie uczynili nasze duchy wolnymi. W między czasie nasz ojczym usiłował utrudniać nam życie na różne sposoby, aż pewnego dnia… - przerwałam zamknęłam oczy, które zaczęły się szklić od zbierających się w nich łez, które ostatecznie nie spłynęły po moich policzkach. Przełknęłam ślinę i dokończyłam zdanie - … pewnego dnia postanowił otruć Fearn. Od tamtego momentu noszę to imię, którym się przedstawiłam. Wcześniej nazywałam się po prostu Úr – powiedziałam i spojrzałam na Agnara, który patrzył na mnie współczująco. Milczał i nawet dobrze, bo nie wiem czy potem dokończyłabym historię. Wróciłam do wpatrywania się w padający poza jaskinią śnieg. – Jemu się upiekło, z kolei aby pozbyć się również i mnie. W tym celu to właśnie ja zostałam oskarżona o Morderstwo. Na szczęście Mój mentor mnie ostrzegł i pomógł mi przygotować się do ucieczki. Nie było sensu się bowiem tłumaczyć, sprawa była z góry przegrana. Od tamtej pory włóczyłam się po świecie, aż trafiłam tutaj. – zakończyłam i położyłam się. Mimo drzemki która obdarowali mnie bogowie tych terenów, byłam dalej zmęczona i nadal wszystko mnie bolało. Nie spałam jednak. Bacznie obserwowałam wszystko, co miała w zasięgu wzroku.
Po pewnym czasie usłyszałam skrzypienie śniegu od kroków. Spojrzałam zaciekawiona na Alfę, ten uśmiechnął się delikatnie i wstał. Ja również wstałam. Już po kilku sekundach w wejściu do groty stała Rudawo-kremowa Wadera, o przyjaznym zielonym spojrzeniu. Na jej pysku gościł zachęcający uśmiech. Skinęłam głową na przywitanie z Agnarem, po czym Czarny basior się odezwał.
- Úrfearn poznaj Kirę, Kiro poznaj proszę Úrfearn. Pozwólcie również, że zostawię was same. Wzywają mnie obowiązki. – powiedział po czym nas zostawił. Stałyśmy przez chwilę się sobie przyglądając.
Kiira?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz