Pora roku:

Pora roku: Początek Zimy.
Jeśli śnieg utrzymuje się dłużej niż kilka dni, możemy zacząć mówić o początku zimy. Temperatura powietrza jest coraz niższa, należy uważać na poranne przymrozki. Cienka warstwa śniegu przyjemnie skrzypi na każdym kroku lecz aura nie zachęca do wyjścia – cały czas jest pochmurnie i pada, czy to deszcz czy to śnieg. Życie w lesie zamarło na czas zimy – jedynie kilka gatunków zwierząt, nie udających się w cieplejsze rejony, zostały wśród gołych drzew, żyjąc jak gdyby nigdy nic. Nawet niektóre niebezpieczne stworzenia, nawet te z Djevelskogu, ograniczyły swoją aktywność, co nie znaczy, że należy tracić czujność. Nie zaleca się wycieczki w wysokie góry, nawet skrzydlatym wilkom, ze względu na ryzyko zejścia lawiny i silne, północne fronty powietrza niosące masę zimnego powietrza.

Menu pionowe i populacja (na samym dole)

Informacje
Oficjalna data otwarcia: 08.03.2021

POPULACJA: 9
W tym NPC: 3

Wadery (♀): 5
Basiory (♂): 4
Szczenięta: 0

LICZBA ZMARŁYCH WILKÓW: 0
LICZBA PAR: 0

Następne postarzenie: 21-23.02.22

niedziela, 27 czerwca 2021

Brak komentarzy

Powitajmy Pandorę!

 

,,Strach może być twoim najlepszym przyjacielem lub najgorszym wrogiem.''

WŁAŚCICIEL: Pande.#5497 | as_pande.monium@wp.pl
IMIĘ: Pandora
WIEK: 8 lat
OPIS FIZYCZNY: Wyróżnia się w tłumie. Los obdarował ją częściami innych zwierząt, to pewnie geny dziadka, który lubił majstrować z magią i innymi zwierzętami. Pandora jest stosunkowo niską waderą, jednak przez jelenie rogi oraz smocze skrzydła wydaje się być większa, niż normalnie. Rogi jej nie odpadają wraz z konkretną porą roku, jednak w dalszym ciągu rosną. Jej skrzydła są ciężkie i twarde przez łuski, przez co często ciągnie je po ziemi. Na szczęście w lataniu w niczym to nie przeszkadza. Ma błękitne oczy, które czasem wydają się świecić. Jej futro jest białe i puszyste, chociaż w niektórym świetle potrafi być nawet kolorowe. Trzeba jeszcze dodać, że zamiast tylnych łap, ma kopyta.
OSOBOWOŚĆ: Niektóry twierdzą, że brakuje jej piątej klepki. Czasami się tak wydaje, ale tak na prawdę wilczyca ma sporo energii. Sporo, nawet za dużo. Gdyby mogła, byłaby w czterech miejscach na raz. Szybko zaczyna się czymś nowym interesować i pozyskuje wiedze na ten temat w przeróżny sposób - jej ulubiony, to pytać. Zadaje za dużo pytań, niczym małe szczenię, które dopiero poznaje świat. Trochę wścibska, uparta, ale też nieugięta. Twardo wierzy w swoje przekonania i nawet, jeśli są pozbawione sensu, nie wpoisz jej niczego innego. Czasami może przerażać innych, kiedy pod wpływem ekscytacji staje się nieuważna i nagle kogoś uderza swoim skrzydłem, albo coś niszczy.Po dłuższym poznaniu samicy, okazuje się ona bardzo miłą i sympatyczną waderą, zawsze mającą coś do powiedzenia - chociaż bardzo często urywa zdanie w połowie sądząc, że wszystko już wyjaśniła. Jest księgą wiedzy na różne tematy, a w szczególności natury. Mogłaby rozmawiać o roślinach i ziołach cały czas. Pandora ma duże serce i jest bardzo opiekuńcza, czasami traktuje Yareena jeszcze jak szczenię, a myśl, że może już dorósł i już jej nie potrzebuje, wprawia ją w lekki smutek. Zawsze chce czuć się potrzebna, więc każdemu oferuje swoją pomoc, w ten sposób zwracając na siebie uwagę.
ŻYWIOŁ: Ziemia
MOCE:
  • Jest w stanie "zamrozić" życie każdej rośliny, dzięki czemu roślina nie rośnie i nie więdnie. Moc będzie działała prawdopodobnie, dopóki wadera żyje;
  • Może leczyć czyjeś rany w mgnieniu oka. Potrzebne do tego są jej rośliny, z której odbiera życie i ich energię przenosi na poszkodowanego. Moc bardzo przydatna przy lekkich ranach, nie jest w stanie wyleczyć dużych obrażeń. One musze się zagoić już same;
  • Stare drzewa przekazują jej wiedzę na temat świata, a konkretnie na temat tego, co widziały przez całe swoje długie życie. Pobiera od nich wspomnienia, jakby czytała pamiętnik;
  • Wyczuwa mrowienia w ziemi do kilometra, dzięki czemu wyczuwa poruszające się istoty w tym obrębie;
  • Jest w stanie utworzyć kamienną tarcze, zazwyczaj w kształcie kuli, która otacza osobę ze wszystkich stron.
RODZINA: Miała ogromną rodzinę, jeśli liczyć ciotki, wujków i kuzynów. Żyła w watasze liczącej wiele osobników, jednak kiedy jej kochana siostra i rodzice mieli śmiertelny wypadek, postanowiła odejść z watahy, której tereny sprawiały jej ból, gdy tylko wspominała dobre czasy. Aktualnie jej rodziną jest Yareen - kuzyn, którym postanowiła się zaopiekować.
STANOWISKO: Zielarka
HISTORIA: Od małego sprawiała problemu, nie dlatego, że chciała rodzicom zrobić na złość, ale chciała poznać świat do tego stopnia, że nie zważała na zagrożenia ani na zakazy ojca. Robiła co chciała i nawet reprymendy rodziców tego nie zmieniały. Pewnie to dlatego, kiedy przyszedł na świat jej mały braciszek, rodzice całkowicie zapomnieli o jej istnieniu. Było jej to trochę na rękę, ale życie bez miłości także jest okrutne. Jej brat był idealny, posłuszny i nigdy nie zawodził. Kochała go, pomimo, że nie miała z nim dobrego kontaktu. Rodzice nie pozwalali im spędzać za dużo czasem razem, aby Romulus (jej brat) 'nie zszedł na psy'. Miała jeszcze starszego brata, niestety był od starszy o dobre siedem lat, więc samiec zdążył opuścić jaskinie, nim Pandora się urodziła. Tak na prawdę widziała go może trzy razy w życiu. Pewnego dnia usłyszała od rodziców, że jej starszy brat (Kvistch) stracił żonę i porzucił 'winne' temu, ślepe szczenię. Słysząc coś tak absurdalnego, udała się do babci u której pozostawiono malucha. Kiedy się okazało, że i ta nie ma zamiaru się nim zaopiekować, Pandora bez namysłu zabrała szczeniaka ze sobą. Chcąc odejść z rodzinnych terenów, posadziła malucha na swoich plecach, pożegnała brata i rodziców, po czym odeszła.

INNE ZDJĘCIA:




Brak komentarzy

Od Yareena Cd. Antilli ,,Śnieżny Onyks’'

Gdy usłyszałem znajomy głos, nie będę ukrywał, poczułem ulgę. Wiedziałem, że nie ważne co się stanie, chyba przeżyje. Przynajmniej dzisiaj.

- Już myślałam, że mi tu spłoniesz. Wiesz co ja bym ci zrobiła, jakbyś mi umarł?! – przytuliła się do mnie i zaczęła sprawdzać, czy nie miałem żadnej rany.

- W odwecie bym cię nawiedzał – szturchnąłem ją ogonem, lekko od siebie odsuwając, ale zaraz znowu do mnie przyległa.

- Pamiętaj, jak pierwszy umrzesz, masz do mnie przychodzić i czekać na mnie – dopiero teraz zwróciła uwagę na drugiego wilka, znajdującego się tutaj. – Ktoś ty? – zapytała spokojnie, podchodząc do niej.

- Antilla, pomogła mi – wyjaśniłem, mając nadzieje, że patrzę w ich stronę.

- Tak? – Pandora poruszyła uszami. – Dziękuje ci kochana! – powiedziała radośnie i mocno przytuliła samice, prawdopodobnie na moment uniemożliwiając jej oddychanie.

- Nie ma… za co – powiedziała z lekkim trudem, mając ściśniętą klatkę piersiową.

- Chyba bym umarła, jakby się okazało, że spłonął – zachlipała, po czym ją puściła i wróciła do mnie. – Miałeś szczęście. Wracajmy. Masz może werbenę? – wzruszyłem ramionami.

- Nie wiem czy nie wypadła – wadera wzruszyła ramionami.

- Nie ważne. Znajdziemy po drodze. Chodźmy – kiedy już mieliśmy iść, usłyszałem ciche uderzenie, jakby coś upadło na ziemie. Zatrzymałem się i zapytałem Pandory, co to było.

- Twoja koleżanka zemdlała. Jak pozbyliście się ognia? – opowiedziałem jej o współpracy i ugaszeniu płomieni. – Musiała sporo energii zużyć. Pomożesz mi ją zanieść do jaskini? – pokiwałem łbem i podszedłem do leżącej samicy. Pandora pomogła mi wciągnąć ją na plecy. – Tylko skrzydeł jej nie podepcz.

- Nie zauważy jak coś – samica udała, że tego nie usłyszała, po czym skierowaliśmy się w stronę jaskini. Dotarliśmy do niej, nim słońce całkowicie ukryło się za horyzontem. Położyłem Antille na środku pomieszczenia i oddałem w łapy Pandory. Sam zaś wyszedłem na zewnątrz i usiadłem przed jaskinią, wciągając do płuc powietrze. W dalszym ciągu wyczuwałem spalone drzewa i trawę, ta woń unosiła się w powietrzu i prawdopodobnie zniknie dopiero, kiedy przyjdzie deszcz. Co mogło wywołać pożar? Tym bardziej, kiedy jeszcze śnieg do końca nie stopniał? Ktoś musiał go podpalić, przypadkiem lub specjalnie. „To nie moja sprawa”, pomyślałem i się położyłem.


<Antilla? Wracam już>
Brak komentarzy

Odchodzą

 Powód: Sprawy prywatne

Agnar
3 lata | | Vados#7776 | amyhikaru8@gmail.com
KARTA POSTACI

Aviaku
Kiira
3 lata | | Vados#7776 | amyhikaru8@gmail.com
KARTA POSTACI

Będziemy tęsknić! 

niedziela, 20 czerwca 2021

1 komentarz

Od Vinysa Do Kogoś "Ciemne Serce''

Śnieg, ciemność, zimno. Tak wiele czuł, a tak niewiele wiedział. Metaliczny zapach krwi unosił się w powietrzu, a ból łapy nie pozwalał podnieść się z mroźnego podłoża. Jego ciężki oddech odbijał się w powietrzu i echem w jego żyłach. Jego uszy nie słyszały już nic poza szybkimi uderzeniami serca, a usta smakowały wyłączenie własnej krwi. Ciało trzęsło się w spazmach bliskie oddania się w łapy bogów i poprowadzenie do zaświatów, gdzie godnie zasiadłby pośród rodziny, tracąc życie w walce. Jednak nie tak łatwo pozwalał się złamać. Ostatki sił i oddechu poniosły go ku najbliższemu dźwięku, który nie stanowił symfonii zgonu i cierpienia. Kły zatopiły się w ciele. Teraz już nie tylko jego krew wypełniała jego pysk. Zawzięcie przegryzał się coraz głębiej nie słysząc już nic. Osuwał się w ciemność, aby podnosić się znowu. Słuchać i słyszeć. Mówić i głosić. Chodzić z uniesioną głową, gdyż przeżył. Przeżył zagładę własnej rodziny z ręki najbliższych przyjaciół. I chociaż nie mógł już widzieć wiedział, że ciała tworzą zgrabne stosy pośród przesiąkniętych krwią zasp. Tej zimy stracił wszystko co kochał i cząstkę siebie, a chłodne noce kształtowały się wraz z nim, tworząc zimne stopy w jego sercu i wieczny strach o najbliższych. Strach o kolejną stratę. 

Plątające się w futro gałęzie nie były najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem. Usuwanie ich z kłębków tym bardziej. Dlatego Vinys pluł sobie w brodę za wybranie właśnie takiej trasy. Jednak zmysły wyraźnie kierowały go tutaj, gdzie ślad po śledzonym zapachu urywał się i mieszał z tysiącem innych. Pozorne ofiary kręciły się w okolicy kusząc mocno. Co więcej mały wilk czuł, że był blisko jednej z nich. Jego czujne ucho wręcz słyszało jak krew tętni w ciepłym ciele. Jego brzuch skręcił się z głodu a sierść nastroszyła. Zastrzygł uchem jeszcze raz i przywarł do ziemi węsząc uważnie. Pożywienie znajdowało się kilka kroków od niego. Dwa krzaczki, powiew wiatru, jeden skok. Mogłaby być jego gdyby nie kroki. Jego ciało zadziałało z automatu zatrzymując się w kompletnym bezruchu i wyostrzając zmysły do absurdalnych wysokości, zwiększając tym samym czujność do 120%. Jedyne co się w nim poruszało to klatka piersiowa będąca zaświadczeniem o byciu żyjącym stworzeniem. Uderzyła w niego woń kurzu pomieszana z nutą stęchlizny i lasu. Wilk. Zaniepokojony nie odważył się ruszyć z miejsca chcąc jak najmocniej stopić się z otoczeniem, co w jego umyśle nie wydawało się głupim pomysłem. Jednak był pewien szczegół, którego nie przewidział. Odgłos jaki wydarł się z jego żołądka sprawiał że idący niedaleko czworonóg zatrzymał się rozglądając. Teraz już nawet oddech nie uchodził z płuc Vinysa. Zbyt wiele ryzykowałby wydając swoją kryjówkę, swoje istnienie i ogólnie ponownie tego dnia mógł napluć sobie w brodę za ufanie swoim głupim instynktom. Słyszał zbliżające się kroki. Naliczył trzy uderzenia serca zanim zbliżyły się na tyle aby stać się dla niego zagrożeniem. Nastroszył sierść na karku i wyszczerzył kły. Uszy powróciły do swojego rytmu słuchania, aby nie przegapić najmniejszego posunięcia teoretycznego wroga.
- Oh! - czyjś głos rozbrzmiał wśród drzew. 
- kim jesteś? - kroki cofnęły się o dwa w tył. Vinys powtórzył ruch nieznanego przesuwając łapy za siebie.
- Czy to ważne kim jestem?- głos uszedł z jego pyska zanim zdążył pomyśleć co dokładnie chce powiedzieć. Jego pytanie jednak wyraźnie zbiło z tropu osobę, naprzeciw której stał. Chwila ciszy zapadła i trwała wieki. Godziny upływały w mikrokosmosie tego świata, liczone w uderzeniach serca i krwi płynącej przez żyły.
- Tak? - ton nie był zbyt pewny. Brzmiał jak pytanie rzucone w eter. Bez właściciela. Bez adresata i odbiorcy. Porzucone podczas nocy szczenię bez zalążka wiedzy o samym sobie.
- Me imię jest Vinys. - obcy wilk pachniał wieloma innymi, co tylko bardziej stroszyło jego sierść, a jednocześnie poruszało instynkty żądające bezpieczeństwa, które nie dane mu było przez lata. Nieufnie wyprostował łapy słysząc spokojny oddech obcego, tym samym unosząc się z pozycji, którą uznawał za bojową. Jego żołądek ponownie odezwał się głośno. Potrzeby wzywały, jednak użerająca obecność drugiej istoty utrudniała mu zaspokojenie jej. Dlatego ryzykując wiele, a jednocześnie pokazując dozę zaufania obrócił się plecami do przeciwnika powoli odchodząc. Niedaleko jednak zaszedł gdyż kroki podążyły za nim. Nie wiedział czy ciągnięte ciekawością czy wrogością. Jego mięśnie spinały się nieustannie a uczy słuchały. Przeciwnik był większy, dwa jeśli nie trzy razy. Jego atak mógłby być śmiertelny.
- Dlaczego za mną idziesz? - spytał się w końcu Vinys przystając wśród trawy delikatnie muskającej poduszki jego łap.
- Zaciekawiło mnie po prostu co tu robi nieznany mi wilk. - odpowiedź była dla niego zadowalająca. Wszakże był zagrożeniem. Nieznanym gościem na obcych terenach, prawdopodobnie należących do małego stada.
- Szuka domu i pożywienia. - Spławił obcego, a jednocześnie nie ukrywał się ze swoim celem. Przeżyć - mówiły mu instynkty, a samotność doskwierała mu coraz mocniej próbując wygryźć się przez skamieniałe serce. Cisza zapadła na dłuższą chwilę.

Nie wiedział co ma powiedzieć ani jak zagregować. Oferta dała mu do myślenia i zastanawiał się czy nie wrócić tam gdzie została mu podana. Mógł mieć w końcu wszystko o czym marzył. Dom, rodzinę, bezpieczeństwo. Jednak wątpliwości zalewały jego ciało. Uczucia kłóciły się w ciężkiej potyczce z instynktem. Wrócić, czy nie? Decyzja zapadła kiedy oddalił się o dwa dni. Coś pękło w jego stwardniałym umyśle zamkniętym na takie absurdy. Jego łapy zawróciły przechodząc z chodu w marsz. Z marszu w trucht. Z truchtu w bieg. Wiatr szumiał mu w uszach i wielokrotnie potykał się o kamienie i gałęzie. Czuł, że musi spróbować. Chciał tego całym swoim serduchem.
Dobiegł, jednak ślady dawno zatarł przelotny deszczyk, który pozostawił po sobie jedynie świeżość i las. Cisza gryzła jego uszy, gdyż była przywoływaczem wspomnień, których nie miał ochoty pamiętać. Jakby przez chwilę wszystko zamarło, aby dotrzeć do jego zmysłów ze zdwojoną siłą. Nie ciężko było mu złapać trop. Jeden, drugi, trzeci. Wilki! Powoli i cicho poruszał się w ich kierunku tym razem uważając już na swoje otoczenie, chociaż kamienie wielokrotnie próbowały odebrać mu godność i posłać na spotkanie z matką ziemią. W zębach kurczowo trzymał swój "dar", nie będąc nawet pewnym czy przedmiot jest tym czym jest. Jednak starannie wybierał go spośród tysięcy innych i musiał być idealny. W końcu dotarł na znany zapach i nieuważnie wpadł w jego właściciela...

-Zatem. Przedstaw swój dar i złóż nam przysięgę, a z przyjemnością powitamy cię wśród szeregów naszego klanu.- Vinys z ukrywaną radością przyjął te słowa. W końcu wypuścił z pyska średniej wielkości otoczaka, jeszcze wilgotnego z wody. Przysiągł lojalność zraz potem. Jednocześnie nie był w stanie stwierdzić jak czuł się alfa, dlatego od razu postanowił wytłumaczyć swoje intencje.
- Otoczak. Bardzo niezwykła rzecz. Ten jest całkowicie bez skaz. Niesamowite, że ten brutalny świat pełen defektów, potrafi stworzyć coś idealnego, pomimo że niepozornego.- przejechał pazurem po powłoce nie pozostawiając na nim śladu. - Nieskazitelny jak łza. Ciężki do znalezienia i wydobycia z dna rzeki, a jednocześnie taki nic nieznaczący. Prawie jak metafora życia.- westchnął lekko nachylając się i nosem przesuwając go bliżej łap alfy. - I może to niewiele, ale przetrwa znacznie więcej i dłużej niż ofiara z pożywienia czy rośliny, która zwiędnie oderwana od korzeni. Oprócz tego jedyne co mogę ci jeszcze oddać to ja sam...
Cisza zapadła. Vinys słyszał jak alfa oddycha chwilę niespokojnie jakby w zaskoczeniu i zastanowieniu. No tak. Któż spodziewałby się otoczaka w ramach ofiary. Czegoś tak nieznaczącego, a za razem trwałego i idealnego.
-Witaj więc wśród nas Vinysie... - nieco skonsternowany alfa podszedł bliżej. - i dziękuję za.. otoczaka.
- Otoczak to niezwykła część natury. Symbioza ziemi i wody, skutkująca idealnym tworem gotowym żyć dłużej niż my oboje razem wzięci. - szepnął chrapliwym głosem podnosząc się z ziemi i obracając głowę w kierunku wilczego oddechu. - Dziękuję alfo. Do zobaczenia wkrótce. -
-Czuj się jak u siebie. 

Vinys wyszedł z jaskini. Powietrze zdawało się być wyjątkowo lekkie. Tak jak on. I pomimo, że jego lodowa powaga pozostawała na pysku wewnątrz szalał z radości, a i nawet mały uśmieszek wkradł się na jego pyszczek rozjaśniając go nieco. Postąpił krok do przodu i odetchnął. Miał nowy dom i gotów był go poznać. Ruszył przed siebie i uszedł już spory kawał bez problemów. Jednak bogowie zdawali się czasem lubić płatać mu figle i położyli na jego trasie kamień. Kamień, który podwinął jego łapę i niefortunnie stoczył się razem z nim w dół niewielkiego wzniesienia. Vinys przejechał po ziemi mały kawałek aby szybko wstać i się otrzepać. W całym tym zamieszaniu jednak nie usłyszał kroków, dopóki...
-Hej!- głos zjeżył sierść na jego karku, a on sam odwrócił się energicznie zaskoczony.

<Ktoś?>
1 komentarz

Powitajmy Vinys'a!

,,Życie jest ulotne i przeleci Ci przez palce niczym piach, jeśli go nie zatrzymasz. A co z nim zrobisz? Twoja sprawa.''

WŁAŚCICIEL: TheFoksik#6758 | kochana422@gmail.com
IMIĘ: Vinys
WIEK: 7 lat
OPIS FIZYCZNY: Vinys to drobnej budowy, niewysoki basior. Wiecznie szczupły i mały nie ma najmniejszych problemów ze wspinaczką i przeciskaniem się przez najmniejsze szpary niczym kot. Urodzony na zimnych pustkowiach nosi kolor zlewający się z tamtejszym krajobrazem, który z wiekiem przyozdobił się także szarością na pysku, łapach i przydługim ogonie, który jest idealnym sterem do wodnych podróży. Jego futro jest z natury puchate, miękkie i dość grube, aby wiosną i latem zmniejszyć swoją objętość i zbieleć. Jego uszy są nienaturalnie duże, z racji potrzeby wentylacji podczas życia na lodowych pustyniach, gdyż jego futro grzeje niesamowicie mocno. Jego cechą charakterystyczną są jego rany, pamiątka po przeszłości. Blizny ma na ogonie i najważniejsze na pysku. Jego oczy zostały oślepione w trakcie walki, gdzie pozostały tego najwyraźniejsze ślady. Poza tym małe blizny ma na nosie i ustach, nic znaczącego.
OSOBOWOŚĆ: Vinys wydaje się być z pozoru ciężkim do wstrzymania, zgrzybiałym basiorem, który bezuczuciowo podchodzi do każdej sytuacji. Wiecznie poważny i spokojny, stonowany. Taki zupełnie oderwany od swojego żywiołu. To wszystko w teorii jest prawdziwe, jednak stanowi tylko kamienną maskę broniącą delikatne serce przed kolejnymi atakami bezlitosnego świata. Trochę ciężko jest przebić się do niego przez brak zaufania i śmiertelny strach przed zbliżeniami, jednak są momenty, kiedy ta przeprawa jest tego warta. Pod maską chłodu kryje się, bowiem odzwierciedlenie stereotypu wilka powietrza. Bywa kapryśny i marudny. Wściekły rzuca się do wszystkiego wokół i ciężko jest się mu uspokoić. Jednak cecha spokoju jest jedyną, która pozostaje z nim po zdjęciu maski. Rzadko kiedy miewa epizody pełne złości lub nieprzebranego smutku i łez. Przeważnie pozostaje pogodnym i ruchliwym wilkiem. Nieco nieśmiałym i życzliwym. Wyciągnie pomocną łapę kiedy może, a bliskich będzie chronił własnym życiem. Często bywa też że budzi się w nim szczenięca radość i kiedy myśli że nikt nie patrzy, bawi się w kałużach, ściga się z wiatrem, skacze nad falami, tarza się w trawie czy turla z pagórków. Bardzo też lubi od czasu do czasu poleżeć i zwyczajnie słuchać natury. Jednak nikt nie jest idealny, a maska nie jest jego jedyną wadą. Jest szczery, jednak to w połączeniu ze źle ukierunkowaną empatią, której nikt nie miał szansy go w życiu nauczyć, często doprowadza do wypowiadania przez niego nieprzyjemnych uwag. Co więcej nie radzi sobie też z własnymi uczuciami i jest bardzo wrażliwy. Nakrzyczysz na niego, łzy. Nie odezwiesz się, łzy. Koszmar, łzy. Niepowodzenie, łzy. Nie zawsze będzie płakał na twoich oczach jednak jego serce łatwo się kruszy, a łzy są odzwierciedleniem jego rozbicia. Wtedy jedyne co może mu pomóc to samotność, albo pomocna łapa innego wilka. Vinys posiada jednak jeszcze jedną wadę. Niewielką, ale upierdliwą. Bywa ciekawy. I możesz powiedzieć "ale przecież to nie jest wada!". Tak długo jak nie przerwie ci w pół zdania aby spytać się o coś oderwanego od tematu, bo odpłynął w myślach, a jeśli mu nie odpowiesz pójdzie sobie... płakać pod drzewko. Całe szczęście, że częściej jednak instynkty zamykają mu pysk zanim zdąży coś wyszczekać.
ŻYWIOŁ: Powietrze
MOCE:
  • Vinys wykazuje niezdrową tendencję do unoszenia się nad ziemią nawet do 5 metrów. Można by to nazwać lewitacją, chociaż w większości przypadków jest ona niekontrolowana i zaskakuje go w najmniej spodziewanych momentach (a nawet podczas snu).
  • Vinys czasem nieco nieświadomie unosi przedmioty do góry. Nie są to jakieś niesamowite wysokości i często nie wychodzi mu kontrola tego, ale zdarzyło mu się unieść innego wilka.
  • Jego mała postura oznacza niewiele siły, dlatego bogowie postanowili obdarzyć go nietypową bronią. Przy ataku wystarczy jeden jego skok na minimum 3 łapy aby wywołać mocną falę powietrza, ostrą lub odpychającą w zależności od intencji Vinysa. Jednym słowem, odetnie ci głowę lub pośle w krzaki.
  • Przydatną dla niego mocą jest swoistego rodzaju echolokacja, pozwalająca mu na wyłapywanie drgań powietrza na duże odległości. Zważając na to że widzi uszami i węchem moc ta jest niezwykle dla niego poręczna i przydatna.
PARTNER: Brak
ZAUROCZENIE: Brak
RODZINA: Brak
STANOWISKO: Strażnik nocny
PATRON: Arnora
HISTORIA: Historia Vinysa zaczyna się przed 6 laty kiedy przyszedł na świat pośród lodu, chłodu i miłości. Jego wataha składała się z 3 rodzin walczących o przetrwanie na nieprzebaczających sutych śniegiem równinach. 4 starców, 4 samców, 2 samice i 6 szczeniąt pośród których Vinys był najmniejszy i najsłabszy. Nie oddany w opiekę bogów w obawie o rychłą śmierć mało nie został porzucony na pastwę losu, gdyby nie starszyzna, która adekwatnie zabroniła porzucenia bezbronnego szczenięcia pośród ciężkiej zimy. Z racji, że klan był z natury nomadami przemieszczali się po lodowych terenach, a Vinys powłóczył się za nimi, a jako radosny szczeniak korzystał z każdej szansy na zabawę. Szybko okazało się też jak bardzo nie pasuje do swojej rodziny ze swoim żywiołem, gdzie wśród wszystkich pokoleń posiadał żywioł powietrza, a nie lodu. W dodatku geny zrobiły mu psikusa rzucając mu błękitne oczy, podczas gdy w rodzinie nikt owych nie posiadał. Zmiany w jego życiu nastąpiły dopiero kiedy osiągnął w miarę, samodzielność. Potrafił już polować i zadbać o własną skórę, często lepiej niż jego rówieśnicy, pomimo różnicy we wzroście. Jednak nadszedł też dzień, który śmie do tej pory nazywać "Zemstą bogów" gdyż jego rodzice popełnili wielki błąd podczas jednej z modlitw życząc sobie śmierci jednego ze starszych, który uprzykrzał życie wszystkim wokoło, dość nieświadomie, ze względu na pochłaniające go choroby umysłu, o których nikt nie zdawał sobie wtedy i tam sprawy. Gniew spadł na klan. Przyjaciel zdradził przyjaciela i w tan sposób Vinys został jedynym żywym po bratobójczej walce, tracąc przy tym jeden ze zmysłów i został zmuszony do podróży gdyż nie miał już nic co trzymałoby go w domu.
CIEKAWOSTKI:
  • Bardzo lubi ścigać się z ptakami. Nie ważne czy to kaczki, wróble czy niecierpiące go z jakiegoś powodu łabędzie.
  • Czerpie przyjemność z towarzystwa innych wilków choć tego nie okazuje
  • Lubi dawać bezużyteczne prezenty swoim bliskim tak po prostu, bez okazji. Chociaż zdarza się że nie są aż tak bezwartościowe. kiedyś przyniósł swojej mamie magiczny kamień, a innego razu nieświadomie skradł waderze serce dając jej rzadki kwiat (już wtedy był całkowicie ślepy) 

MANA: 350 many.
INNE ZDJĘCIA:

czwartek, 10 czerwca 2021

Brak komentarzy

Od Antilli Cd. Yareena ,,Śnieżny Onyx''

Biegłam wraz ze zwierzętami, starając się dowiedzieć gdzie jest źródło ognia. Magiczny las Lyskkog płonął, a to nie wróżyło nic dobrego. Biegłam za Fyodem, chcąc wydostać się z zagrożonego buszu. Minęłam parę jeżyków biegnących na swoich krótkich łapkach, chcąc uniknąć płomieni. Ogień zaczął ogarniać coraz większe tereny i zbliżać się do nas. Zaniepokoiłam się i to bardzo. Las Lyskkog jest unikalnym miejscem i jedynym w swoim habitem dla wielu niezwykłych stworzeń oraz magicznych roślin, które można było spotkać jedynie w tutaj. Przeskoczyłam nad dużym krzewem, który jeszcze nie stanął w płomieniach. ”Jeszcze...” – pomyślałam gorzko. Czułam, jak rosła we mnie obawa o tutejszych mieszkańców. Mieszkałam tu od niedawna, lecz już czułam się tutaj jak w domu – znałam już większość terenów a wilki oraz inni mieszkańcy terenów naszej watahy odnosili się do mnie życzliwie. Po prostu było mi szkoda tych wszystkich stworzeń uciekających w popłochu, ratując siebie oraz swoją rodzinę, tracąc bezpieczne schronienie.

Nagle coś mnie tchnęło.

Obróciłam się i rozejrzałam za białym futrem nowo poznanego basiora, Yareena.

Zamiast tego zobaczyłam gęsty dym w oddali i pomarańczową aurę oblewającą korony pobliskich drzew.

– Nie… – szepnęłam. I ruszyłam wprost w kierunku serca pożaru lasu Lyskkog.

Pierwsze metry przebyłam pieszo, lecz czułam, jak ciepło mnie obezwładnia. Wtedy skorzystałam ze swoich skrzydeł – rozłożyłam je i szybko wzniosłam się ku niebu, uciekając od niszczycielskiego ognia. Jako wilk wody nie miałam ochoty na bliskie spotkanie z przeciwnym żywiołem, który właśnie szalał po zaczarowanej puszczy. Byłam po stronie żywiołu, który dosłownie paruje w obecności swojego przeciwnika. Ciepłe powietrze unoszące się znad kniei pozwalało mi na lot szybowniczy, lecz gryzący dym utrudniał oddychanie. Zaniosłam się kaszlem, po czym zakryłam pysk łapami, łudząc się, że to da jakiś efekt. Dało, ale niewielki.

Oczy coraz bardziej szczypały i łzawiły, ale nadal rozglądałam się za niewidomym wilkiem. Martwiłam się o niego, zwłaszcza że pożar coraz szybciej się rozprzestrzeniał. Kątem oka zobaczyłam garstkę, prawdopodobnie, ostatnich mieszkańców lasu. Była to para szlachetnych jednorożców. Ich śnieżnobiała sierść lśniła złotym i bursztynowym blaskiem a ich lśniące kopyta rozchlapywały błoto na boki, brudząc ich nieskazitelny wygląd. Lecz nie one mnie interesowały, tylko inne stworzenie o białej sierści.
Nagle go dostrzegłam, jak siłował się z gałęzią zaczepioną o jego torbę pełną leczniczych ziół.
Zniżyłam lot, kiedy gałąź przegrała pojedynek z basiorem, oddając mu jego pakunek. Kiedy tylko dotknęłam ziemi, wilk wpadł na mnie, po czym oboje zrobiliśmy fikołka i uderzyliśmy w gruby pień dębu. Wstałam powoli, kręcąc głową, chcąc się pozbyć mroczków sprzed oczu.

– To ty? – zapytał niepewny, wstając powoli. Mimo że jego oczy nie widziały, widać było w nich strach. Nie byłam zdziwiona, ponieważ ogień zatoczył wokół nas niebezpieczny pierścień. Ja mogłam spokojnie odlecieć, ale Yareen nie miał takiej możliwości. A przynajmniej tak myślałam, ponieważ mógł on opanować pewną zdolność unoszenia go nad ziemią, skoro jego żywiołem jest powietrze...
”Nie zostawię go po raz drugi” – obiecałam sobie.

– Tak, to ja – Antilia.

Podszedł do mnie bliżej, zupełnie jakby czuł zbliżające się jęzory ognia. Robiło się coraz cieplej a dym coraz mnie dusił. Mój towarzysz również zakaszlał. ”Niedobrze…” – pomyślałam, gorączkowo myśląc co zrobić.
Nagle do głowy wpadł mi pomysł. Niebezpieczny i być może się nie uda. Ale muszę spróbować…

– Mam pewien plan. I będziesz musiał mi pomóc… – zaczęłam niepewnie, lecz kiedy zobaczyłam, jak szybko płomienie pożerają wiekowe dęby i drobne, leśne poszycie. Zadrżałam, lecz nie z zimna. Gdybym chciała, dodałabym, że ciepła mam teraz pod dostatkiem, ale nie miałam ochoty na czarny humor.

– Co mam zrobić? – zapytał śnieżnobiały wilk. Pokrótce opowiedziałam mu swój pomysł. W odpowiedzi powiedział, że ma szansę to się udać. ”Szansa to słowo klucz... ” – pomyślałam, gorzko. Lecz przystąpiłam do wykonania swojego planu.

Zamknęłam oczy i oczami wyobraźni przywołałam obraz pobliskich jezior, strumyków i rzek. Wyobraziłam sobie, jak życiodajna ciecz, miejscami nadal przykryta warstwą lodu, zaczyna lewitować, tworząc dużą bańkę wody. Bańka ta zaczęła przemierzać okolicę, lecąc pchana siłą wiatru w wyznaczonym przeze mnie oraz Yareena kierunku. Mocniej zacisnęłam powieki i wbiłam pazury w ziemię, czując jak ogień coraz szybciej się zbliża a moje siły magiczne – maleją z każdym uderzeniem mojego serca. Jednak nadal nakazywałam magii przepływać przez moje ciało. Wiedziałam, że mocno przepłacę za to, ale wolałam ból głowy, który przytłumię odpowiednimi ziołami od ciężko gojących się oparzeń… Czułam, jak woda zbliża się coraz bardziej. Spłaszczyłam wodę, chcąc, aby okryła las niczym ciepły, puchaty koc.

I okryłam las wodnym kocem, który skutecznie stłumił trawiący las Lyskkog pożar,

Kiedy płomienie syczały, ginąc, ja upadłam na jedno kolano, ciężko oddychając. Skutki tego zaklęcia już zaczęły się pojawiać. Zacisnęłam zęby, starając się wygrać z silnym bólem głowy.

– Udało się… – powiedział cicho biały wilk.

– Tak – powiedziałam. Niespodziewanie mój nos wyczuł obcą woń. Pachniała ona ogniem i spalenizną ale nie pasowała do otoczenia lasu – woni palonego drewna ani mokrych liści. Tylko coś innego, obcego. Olśniło mnie. Kiedy chciałam powiedzieć Yareenowi, że las najprawdopodobniej został podpalony, za zgliszczy wyłoniła się nieznana mi wilczyca.
– Yareen?! Nic Ci nie jest?

<Yar? Bawimy się w detektywów? xd>

wtorek, 1 czerwca 2021

Brak komentarzy

Od Úrfearn „Zimowe polowanie”

Jak zwykle wstałam nieco po wschodzie słońca. W jaskini było dość chłodno. Kiira jeszcze spała, a gdy tylko wyczuła brak mojej bliskiej obecności, po jej grzbiecie przeszedł lekki dreszcz. Ziewnęłam i rozciągałam się chwilę przed wejściem do naszej jaskini. Na zewnątrz śnieg lśnił w promieniach w porannego słońca, które leniwie wyłaniało się zza drzew. Pokrywa śnieżna znajdowała się dość wysoko, bowiem sięgała mi do samych wierzchołków uszu.
-brrr –zadygotałam, gdy tylko zapadłam się delikatnym puchu. Z lekkim trudem powróciłam do wydeptanego „placu”, gdzie to stałam zaledwie kilka sekund wcześniej. Strzepałam z siebie resztki śniegu po czym zatrzepotałam skrzydłami i wzbiłam się w powietrze. Lecąc zgrabnie między drzewami starałam się wypatrzeć jakiegoś królika, który oddalił się od swej nory. Po około półgodzinnym locie, wylądowałam na jednej z gałęzi, starego dębu. Niedaleko znajdowała się królicza nora, którą pokazała mi niedawno kremowa wadera. Przyczaiłam się, a gdy tylko dostrzegłam swoją potencjalną ofiarę, szybkim ruchem łapy wytworzyłam Cyklondo i podrzuciłam średniej wielkości, białego królika. Złapałam go jeszcze w powietrzu i zagryzłam go, sprawnym ruchem szczęki. Pozostawiając na śniegu kałużę krwi, odleciałam jeszcze kawałek i wydeptałam sobie krąg, w śniegu, gdzie to na spokojnie spożyłam posiłek. Gdy skończyłam, oblizałam się jeszcze, po czym wymyłam się w śniegu. Po wszystkim wróciłam przed swoją jaskinię i ćwiczyłam chodzenie po śniegu, aż do wieczora. Wraz z zachodem słońca udałam się na spoczynek, u boku Kiiry, w którą to wtulałam się, zadowolona dniem.
Brak komentarzy

Od Yareena cd. Antilli „Śnieżny Onyx”

Duch Lasu był dla mnie prawie niewidzialny, mimo, że znajdował się w powietrzu, wiatr go przenikał i ja jedynie co mogłem poczuć, to jakąś minimalną różnicę w przepływie powietrza. Tak naprawdę zostało mi tylko wierzyć nowopoznanej, że to coś nas nie skrzywdzi. Nigdy nie miałem do czynienia z duchami, a nawet jeśli, nie miałem o tym pojęcia. Pandora też raczej nie, ponieważ w jej zwyczaju leży to, że gdy tylko widzi coś ciekawego, coś niesamowitego, coś niezwykłego, natychmiast daje mi o tym znać i barwnie to opisuje. Czasami mam wrażenie, że dzięki niej wiem, jak wyglądają kolory.

Usłyszałem dziwny dźwięk i cały las się nagle poruszył. Zwierzęta zaczęły uciekać w jednym kierunku, wiatr krążył między drzewami, poruszamy przez skrzydła ptaków. Przestałem rozróżniać gatunki, wszystkie istoty się ze sobą wymieszały i utworzyły jeden wielki tłum, kierujący się w jednym kierunku. Po chwili zgubiłem także swoją towarzyszkę, nie wiedziałem czy przestałem ją rozróżniać w tłumie, czy uciekła razem z nim. Ja stałem w miejscu, gdyż nie wiedziałem, co się dzieje. Powinienem uciekać, ale nie wiedziałem gdzie. Przez przemieszczanie się tylu istot, straciłem orientacje. Odsunąłem się do tyłu, aby nikt mnie nie staranował i starałem się „zobaczyć” co wywołało panikę. Przylgnąłem do ziemi, aby bardziej się skupić. Powietrze wędrowało między drzewami, gałęziami i liśćmi, omijało zwierzęta i w końcu poczułem uderzenie ciepła oraz charakterystyczny, żywiczny zapach. Im byłem bliżej źródła, czułem, jak całe moje ciało się ogrzewa. Było to złudne uczucie, równie dobrze mógłbym w rzeczywistości zamarzać. Kiedy powietrze dotknęło ognia, szybko się wycofałem, czując poparzenie. Podniosłem się i zauważyłem, że wszystkie zwierzęta już uciekły. Na nowo widziałem rośliny. Miałem zamiar się ewakuować, jednak poczułem ostry ruch przed sobą. Coś chaotycznie się poruszało i wierciło. Podszedłem do źródła ruchu i wyczułem jakieś małe zwierzę, które zaklinowało się pod wystającym korzeniem. Po zapachu stwierdziłem, że to młody borsuk.

Ogień się zbliżał. Czułem jego zbliżające się ciepło i ostry, duszący zapach, drapiący w gardło. Nie czekając dłużej, stanąłem tyłem do zwierzaka i wymierzyłem mu kopniaka tylną łapą. Dzięki temu wypchnąłem go ze szczeliny. Kontynuował ucieczkę, a ja ruszyłem za nim. Nie miałem pojęcia gdzie biegł, wystarczył mi fakt, że miałem za kim podążać, a przecież każdy z nich uciekał w bezpieczne miejsce.

Coś mną szarpnęło i się zatrzymałem. Torba zahaczyła o jakąś gałąź i wywaliła mnie na ziemie. Machnąłem parę razy łbem, aby odzyskać świadomość. Chwyciłem torbę w pysk i zacząłem ją zdejmować, przynajmniej próbowałem. Nie potrafiłem określić, jak ona się zahaczyła, z której strony, dlatego szarpałem nią na wszystkie strony. W końcu gałąź się połamała, a ja zgubiłem swojego borsuka, którego śledziłem.

- Świetnie, żebym jeszcze w ogień nie wbiegł – mruknąłem sam do siebie i zacząłem biec w jakimś kierunku. Wiedziałem jedynie, że to kierunek przeciwny od kierunku ognia. Jeśli miałbym teraz umrzeć, na pewno nie przez niego.

~ Chyba się zgubiłem w płonącym lesie Langvarig ~ wysłałem wiadomość do Pandory z nadzieją, że jest w jaskini. Miała dzisiaj robić jakieś leki, więc powinna tam być.

Nagle w kogoś uderzyłem.

<Antilla? Zostawiłaś go xd>
Brak komentarzy

Wracamy!

  Kochani!

Jako że ciężkie miesiące są już za nami, a nowy szablon wszedł w życie, blog zostaje ponownie otwarty. Kwestie estetyczne bloga jeszcze są niedomknięte, ale bez problemu można już kontynuować swoje historie zamieszczając opowiadania, a także czekamy na formularze nowych członków!

Czekamy na wasze opowiadania i formularze!

Administratorka Klanu Wilczej Paszczy - Sali