Plątające się w futro gałęzie nie były najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem. Usuwanie ich z kłębków tym bardziej. Dlatego Vinys pluł sobie w brodę za wybranie właśnie takiej trasy. Jednak zmysły wyraźnie kierowały go tutaj, gdzie ślad po śledzonym zapachu urywał się i mieszał z tysiącem innych. Pozorne ofiary kręciły się w okolicy kusząc mocno. Co więcej mały wilk czuł, że był blisko jednej z nich. Jego czujne ucho wręcz słyszało jak krew tętni w ciepłym ciele. Jego brzuch skręcił się z głodu a sierść nastroszyła. Zastrzygł uchem jeszcze raz i przywarł do ziemi węsząc uważnie. Pożywienie znajdowało się kilka kroków od niego. Dwa krzaczki, powiew wiatru, jeden skok. Mogłaby być jego gdyby nie kroki. Jego ciało zadziałało z automatu zatrzymując się w kompletnym bezruchu i wyostrzając zmysły do absurdalnych wysokości, zwiększając tym samym czujność do 120%. Jedyne co się w nim poruszało to klatka piersiowa będąca zaświadczeniem o byciu żyjącym stworzeniem. Uderzyła w niego woń kurzu pomieszana z nutą stęchlizny i lasu. Wilk. Zaniepokojony nie odważył się ruszyć z miejsca chcąc jak najmocniej stopić się z otoczeniem, co w jego umyśle nie wydawało się głupim pomysłem. Jednak był pewien szczegół, którego nie przewidział. Odgłos jaki wydarł się z jego żołądka sprawiał że idący niedaleko czworonóg zatrzymał się rozglądając. Teraz już nawet oddech nie uchodził z płuc Vinysa. Zbyt wiele ryzykowałby wydając swoją kryjówkę, swoje istnienie i ogólnie ponownie tego dnia mógł napluć sobie w brodę za ufanie swoim głupim instynktom. Słyszał zbliżające się kroki. Naliczył trzy uderzenia serca zanim zbliżyły się na tyle aby stać się dla niego zagrożeniem. Nastroszył sierść na karku i wyszczerzył kły. Uszy powróciły do swojego rytmu słuchania, aby nie przegapić najmniejszego posunięcia teoretycznego wroga.
- Oh! - czyjś głos rozbrzmiał wśród drzew.
- Oh! - czyjś głos rozbrzmiał wśród drzew.
- kim jesteś? - kroki cofnęły się o dwa w tył. Vinys powtórzył ruch nieznanego przesuwając łapy za siebie.
- Czy to ważne kim jestem?- głos uszedł z jego pyska zanim zdążył pomyśleć co dokładnie chce powiedzieć. Jego pytanie jednak wyraźnie zbiło z tropu osobę, naprzeciw której stał. Chwila ciszy zapadła i trwała wieki. Godziny upływały w mikrokosmosie tego świata, liczone w uderzeniach serca i krwi płynącej przez żyły.
- Tak? - ton nie był zbyt pewny. Brzmiał jak pytanie rzucone w eter. Bez właściciela. Bez adresata i odbiorcy. Porzucone podczas nocy szczenię bez zalążka wiedzy o samym sobie.
- Me imię jest Vinys. - obcy wilk pachniał wieloma innymi, co tylko bardziej stroszyło jego sierść, a jednocześnie poruszało instynkty żądające bezpieczeństwa, które nie dane mu było przez lata. Nieufnie wyprostował łapy słysząc spokojny oddech obcego, tym samym unosząc się z pozycji, którą uznawał za bojową. Jego żołądek ponownie odezwał się głośno. Potrzeby wzywały, jednak użerająca obecność drugiej istoty utrudniała mu zaspokojenie jej. Dlatego ryzykując wiele, a jednocześnie pokazując dozę zaufania obrócił się plecami do przeciwnika powoli odchodząc. Niedaleko jednak zaszedł gdyż kroki podążyły za nim. Nie wiedział czy ciągnięte ciekawością czy wrogością. Jego mięśnie spinały się nieustannie a uczy słuchały. Przeciwnik był większy, dwa jeśli nie trzy razy. Jego atak mógłby być śmiertelny.
- Dlaczego za mną idziesz? - spytał się w końcu Vinys przystając wśród trawy delikatnie muskającej poduszki jego łap.
- Zaciekawiło mnie po prostu co tu robi nieznany mi wilk. - odpowiedź była dla niego zadowalająca. Wszakże był zagrożeniem. Nieznanym gościem na obcych terenach, prawdopodobnie należących do małego stada.
- Szuka domu i pożywienia. - Spławił obcego, a jednocześnie nie ukrywał się ze swoim celem. Przeżyć - mówiły mu instynkty, a samotność doskwierała mu coraz mocniej próbując wygryźć się przez skamieniałe serce. Cisza zapadła na dłuższą chwilę.
Nie wiedział co ma powiedzieć ani jak zagregować. Oferta dała mu do myślenia i zastanawiał się czy nie wrócić tam gdzie została mu podana. Mógł mieć w końcu wszystko o czym marzył. Dom, rodzinę, bezpieczeństwo. Jednak wątpliwości zalewały jego ciało. Uczucia kłóciły się w ciężkiej potyczce z instynktem. Wrócić, czy nie? Decyzja zapadła kiedy oddalił się o dwa dni. Coś pękło w jego stwardniałym umyśle zamkniętym na takie absurdy. Jego łapy zawróciły przechodząc z chodu w marsz. Z marszu w trucht. Z truchtu w bieg. Wiatr szumiał mu w uszach i wielokrotnie potykał się o kamienie i gałęzie. Czuł, że musi spróbować. Chciał tego całym swoim serduchem.
Dobiegł, jednak ślady dawno zatarł przelotny deszczyk, który pozostawił po sobie jedynie świeżość i las. Cisza gryzła jego uszy, gdyż była przywoływaczem wspomnień, których nie miał ochoty pamiętać. Jakby przez chwilę wszystko zamarło, aby dotrzeć do jego zmysłów ze zdwojoną siłą. Nie ciężko było mu złapać trop. Jeden, drugi, trzeci. Wilki! Powoli i cicho poruszał się w ich kierunku tym razem uważając już na swoje otoczenie, chociaż kamienie wielokrotnie próbowały odebrać mu godność i posłać na spotkanie z matką ziemią. W zębach kurczowo trzymał swój "dar", nie będąc nawet pewnym czy przedmiot jest tym czym jest. Jednak starannie wybierał go spośród tysięcy innych i musiał być idealny. W końcu dotarł na znany zapach i nieuważnie wpadł w jego właściciela...
-Zatem. Przedstaw swój dar i złóż nam przysięgę, a z przyjemnością powitamy cię wśród szeregów naszego klanu.- Vinys z ukrywaną radością przyjął te słowa. W końcu wypuścił z pyska średniej wielkości otoczaka, jeszcze wilgotnego z wody. Przysiągł lojalność zraz potem. Jednocześnie nie był w stanie stwierdzić jak czuł się alfa, dlatego od razu postanowił wytłumaczyć swoje intencje.
- Otoczak. Bardzo niezwykła rzecz. Ten jest całkowicie bez skaz. Niesamowite, że ten brutalny świat pełen defektów, potrafi stworzyć coś idealnego, pomimo że niepozornego.- przejechał pazurem po powłoce nie pozostawiając na nim śladu. - Nieskazitelny jak łza. Ciężki do znalezienia i wydobycia z dna rzeki, a jednocześnie taki nic nieznaczący. Prawie jak metafora życia.- westchnął lekko nachylając się i nosem przesuwając go bliżej łap alfy. - I może to niewiele, ale przetrwa znacznie więcej i dłużej niż ofiara z pożywienia czy rośliny, która zwiędnie oderwana od korzeni. Oprócz tego jedyne co mogę ci jeszcze oddać to ja sam...
Cisza zapadła. Vinys słyszał jak alfa oddycha chwilę niespokojnie jakby w zaskoczeniu i zastanowieniu. No tak. Któż spodziewałby się otoczaka w ramach ofiary. Czegoś tak nieznaczącego, a za razem trwałego i idealnego.
-Witaj więc wśród nas Vinysie... - nieco skonsternowany alfa podszedł bliżej. - i dziękuję za.. otoczaka.
- Otoczak to niezwykła część natury. Symbioza ziemi i wody, skutkująca idealnym tworem gotowym żyć dłużej niż my oboje razem wzięci. - szepnął chrapliwym głosem podnosząc się z ziemi i obracając głowę w kierunku wilczego oddechu. - Dziękuję alfo. Do zobaczenia wkrótce. -
-Czuj się jak u siebie.
Vinys wyszedł z jaskini. Powietrze zdawało się być wyjątkowo lekkie. Tak jak on. I pomimo, że jego lodowa powaga pozostawała na pysku wewnątrz szalał z radości, a i nawet mały uśmieszek wkradł się na jego pyszczek rozjaśniając go nieco. Postąpił krok do przodu i odetchnął. Miał nowy dom i gotów był go poznać. Ruszył przed siebie i uszedł już spory kawał bez problemów. Jednak bogowie zdawali się czasem lubić płatać mu figle i położyli na jego trasie kamień. Kamień, który podwinął jego łapę i niefortunnie stoczył się razem z nim w dół niewielkiego wzniesienia. Vinys przejechał po ziemi mały kawałek aby szybko wstać i się otrzepać. W całym tym zamieszaniu jednak nie usłyszał kroków, dopóki...
-Hej!- głos zjeżył sierść na jego karku, a on sam odwrócił się energicznie zaskoczony.
- Czy to ważne kim jestem?- głos uszedł z jego pyska zanim zdążył pomyśleć co dokładnie chce powiedzieć. Jego pytanie jednak wyraźnie zbiło z tropu osobę, naprzeciw której stał. Chwila ciszy zapadła i trwała wieki. Godziny upływały w mikrokosmosie tego świata, liczone w uderzeniach serca i krwi płynącej przez żyły.
- Tak? - ton nie był zbyt pewny. Brzmiał jak pytanie rzucone w eter. Bez właściciela. Bez adresata i odbiorcy. Porzucone podczas nocy szczenię bez zalążka wiedzy o samym sobie.
- Me imię jest Vinys. - obcy wilk pachniał wieloma innymi, co tylko bardziej stroszyło jego sierść, a jednocześnie poruszało instynkty żądające bezpieczeństwa, które nie dane mu było przez lata. Nieufnie wyprostował łapy słysząc spokojny oddech obcego, tym samym unosząc się z pozycji, którą uznawał za bojową. Jego żołądek ponownie odezwał się głośno. Potrzeby wzywały, jednak użerająca obecność drugiej istoty utrudniała mu zaspokojenie jej. Dlatego ryzykując wiele, a jednocześnie pokazując dozę zaufania obrócił się plecami do przeciwnika powoli odchodząc. Niedaleko jednak zaszedł gdyż kroki podążyły za nim. Nie wiedział czy ciągnięte ciekawością czy wrogością. Jego mięśnie spinały się nieustannie a uczy słuchały. Przeciwnik był większy, dwa jeśli nie trzy razy. Jego atak mógłby być śmiertelny.
- Dlaczego za mną idziesz? - spytał się w końcu Vinys przystając wśród trawy delikatnie muskającej poduszki jego łap.
- Zaciekawiło mnie po prostu co tu robi nieznany mi wilk. - odpowiedź była dla niego zadowalająca. Wszakże był zagrożeniem. Nieznanym gościem na obcych terenach, prawdopodobnie należących do małego stada.
- Szuka domu i pożywienia. - Spławił obcego, a jednocześnie nie ukrywał się ze swoim celem. Przeżyć - mówiły mu instynkty, a samotność doskwierała mu coraz mocniej próbując wygryźć się przez skamieniałe serce. Cisza zapadła na dłuższą chwilę.
Nie wiedział co ma powiedzieć ani jak zagregować. Oferta dała mu do myślenia i zastanawiał się czy nie wrócić tam gdzie została mu podana. Mógł mieć w końcu wszystko o czym marzył. Dom, rodzinę, bezpieczeństwo. Jednak wątpliwości zalewały jego ciało. Uczucia kłóciły się w ciężkiej potyczce z instynktem. Wrócić, czy nie? Decyzja zapadła kiedy oddalił się o dwa dni. Coś pękło w jego stwardniałym umyśle zamkniętym na takie absurdy. Jego łapy zawróciły przechodząc z chodu w marsz. Z marszu w trucht. Z truchtu w bieg. Wiatr szumiał mu w uszach i wielokrotnie potykał się o kamienie i gałęzie. Czuł, że musi spróbować. Chciał tego całym swoim serduchem.
Dobiegł, jednak ślady dawno zatarł przelotny deszczyk, który pozostawił po sobie jedynie świeżość i las. Cisza gryzła jego uszy, gdyż była przywoływaczem wspomnień, których nie miał ochoty pamiętać. Jakby przez chwilę wszystko zamarło, aby dotrzeć do jego zmysłów ze zdwojoną siłą. Nie ciężko było mu złapać trop. Jeden, drugi, trzeci. Wilki! Powoli i cicho poruszał się w ich kierunku tym razem uważając już na swoje otoczenie, chociaż kamienie wielokrotnie próbowały odebrać mu godność i posłać na spotkanie z matką ziemią. W zębach kurczowo trzymał swój "dar", nie będąc nawet pewnym czy przedmiot jest tym czym jest. Jednak starannie wybierał go spośród tysięcy innych i musiał być idealny. W końcu dotarł na znany zapach i nieuważnie wpadł w jego właściciela...
-Zatem. Przedstaw swój dar i złóż nam przysięgę, a z przyjemnością powitamy cię wśród szeregów naszego klanu.- Vinys z ukrywaną radością przyjął te słowa. W końcu wypuścił z pyska średniej wielkości otoczaka, jeszcze wilgotnego z wody. Przysiągł lojalność zraz potem. Jednocześnie nie był w stanie stwierdzić jak czuł się alfa, dlatego od razu postanowił wytłumaczyć swoje intencje.
- Otoczak. Bardzo niezwykła rzecz. Ten jest całkowicie bez skaz. Niesamowite, że ten brutalny świat pełen defektów, potrafi stworzyć coś idealnego, pomimo że niepozornego.- przejechał pazurem po powłoce nie pozostawiając na nim śladu. - Nieskazitelny jak łza. Ciężki do znalezienia i wydobycia z dna rzeki, a jednocześnie taki nic nieznaczący. Prawie jak metafora życia.- westchnął lekko nachylając się i nosem przesuwając go bliżej łap alfy. - I może to niewiele, ale przetrwa znacznie więcej i dłużej niż ofiara z pożywienia czy rośliny, która zwiędnie oderwana od korzeni. Oprócz tego jedyne co mogę ci jeszcze oddać to ja sam...
Cisza zapadła. Vinys słyszał jak alfa oddycha chwilę niespokojnie jakby w zaskoczeniu i zastanowieniu. No tak. Któż spodziewałby się otoczaka w ramach ofiary. Czegoś tak nieznaczącego, a za razem trwałego i idealnego.
-Witaj więc wśród nas Vinysie... - nieco skonsternowany alfa podszedł bliżej. - i dziękuję za.. otoczaka.
- Otoczak to niezwykła część natury. Symbioza ziemi i wody, skutkująca idealnym tworem gotowym żyć dłużej niż my oboje razem wzięci. - szepnął chrapliwym głosem podnosząc się z ziemi i obracając głowę w kierunku wilczego oddechu. - Dziękuję alfo. Do zobaczenia wkrótce. -
-Czuj się jak u siebie.
Vinys wyszedł z jaskini. Powietrze zdawało się być wyjątkowo lekkie. Tak jak on. I pomimo, że jego lodowa powaga pozostawała na pysku wewnątrz szalał z radości, a i nawet mały uśmieszek wkradł się na jego pyszczek rozjaśniając go nieco. Postąpił krok do przodu i odetchnął. Miał nowy dom i gotów był go poznać. Ruszył przed siebie i uszedł już spory kawał bez problemów. Jednak bogowie zdawali się czasem lubić płatać mu figle i położyli na jego trasie kamień. Kamień, który podwinął jego łapę i niefortunnie stoczył się razem z nim w dół niewielkiego wzniesienia. Vinys przejechał po ziemi mały kawałek aby szybko wstać i się otrzepać. W całym tym zamieszaniu jednak nie usłyszał kroków, dopóki...
-Hej!- głos zjeżył sierść na jego karku, a on sam odwrócił się energicznie zaskoczony.
<Ktoś?>
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń