Pora roku:

Pora roku: Początek Zimy.
Jeśli śnieg utrzymuje się dłużej niż kilka dni, możemy zacząć mówić o początku zimy. Temperatura powietrza jest coraz niższa, należy uważać na poranne przymrozki. Cienka warstwa śniegu przyjemnie skrzypi na każdym kroku lecz aura nie zachęca do wyjścia – cały czas jest pochmurnie i pada, czy to deszcz czy to śnieg. Życie w lesie zamarło na czas zimy – jedynie kilka gatunków zwierząt, nie udających się w cieplejsze rejony, zostały wśród gołych drzew, żyjąc jak gdyby nigdy nic. Nawet niektóre niebezpieczne stworzenia, nawet te z Djevelskogu, ograniczyły swoją aktywność, co nie znaczy, że należy tracić czujność. Nie zaleca się wycieczki w wysokie góry, nawet skrzydlatym wilkom, ze względu na ryzyko zejścia lawiny i silne, północne fronty powietrza niosące masę zimnego powietrza.

Menu pionowe i populacja (na samym dole)

Informacje
Oficjalna data otwarcia: 08.03.2021

POPULACJA: 9
W tym NPC: 3

Wadery (♀): 5
Basiory (♂): 4
Szczenięta: 0

LICZBA ZMARŁYCH WILKÓW: 0
LICZBA PAR: 0

Następne postarzenie: 21-23.02.22

piątek, 7 stycznia 2022

Od Yareena cd. Antilii "Śnieżny Onyx"

Gryzły. Czułem, jak wbijają we mnie te swoje małe, ostre ząbki i jak drapią, tymi swoimi długimi pazurkami. Czułem już nie tylko swąd tej dziury, w której się znajdowałem, ale również smród tych szczurów. Śmierdziały gorzej, niż cała ta przestrzeń. Ich zapach składał się nie tylko z tego, co leżało w tej jamie, ale także z obcej, zaschniętej krwi, zimnego potu, żywego mięsa oraz ‘strachu’. Tak, jakby zjadają wszystkie swe ofiary, wyżerały im uczucia, towarzyszące w tej agonii. Skreśliłem siebie za drugim ugryzieniem. Zwalanie, kopanie i gryzienie na ślepo nic nie dawało. Jeśli trafiłem, one wracały. Było ich więcej, a ja byłem sam. Nie widziałem niczego, czułem jedynie duszący smród i ból. Teraz wiedziałem jak to jest być ofiarą. Gdybym wcześniej nie zabijał mojego pożywienia, a zjadał je w całości na żywca, w tej chwili bardzo bym tego żałował. Śmierć w ten sposób jest nie tylko żałosna, ale także jest torturą. Kawałek po kawałku twojego ciała odrywa się od skóry, mięsa, a w końcu od kości. Już tylko podpalenie żywcem jest równie bolesne – z tą różnicą, że podpalenie jest krótsze, od bycia pożeranym przez szczury. Z drugiej strony, one też muszą coś jeść, prawda?
Nagle coś poczułem. To było inne uczucie, niż ta cała ciemność wokół mnie. To było miłe, a nawet ‘świeże’. W mgnieniu oka zrozumiałem, że był to powiew wiatru. Był bardzo nikły, trwał dosłownie chwilę, ale go odczułem i to napełniło mnie nową nadzieję - myślami, że jednak nie umrę i nie myliłem się. Kto by pomyślał, że w takim miejscu zjawi się Antilia. 
Najpierw był wiatr, a potem dźwięk. Głos samicy odbił się echem od pomieszczenia, zaraz jej zawtórowałem. Wadera uporała się z kilkoma szczurami, a gdy ja nabrałem na nowo nadziei, również odepchnąłem ich parę. Ruszyliśmy w kierunku wyjścia, Antilia mnie prowadziła. Słyszałem jej oddech, tupot łap i szybkie bicie serca. Za sobą również wiele słyszałem: miliony małych stópek, biegnących w naszą stronę, niczym szarża potężnych bawołów. Ich piski roznosiły się wszędzie, dobiegały do naszych uszu i gdyby nie adrenalina, ich wysokie decybele oszołomiły by nas. 
Gdy znowu byliśmy na zewnątrz, a ja poczułem, jak cała moc do mnie wraca, nie miałem praktycznie czasu, by się „rozejrzeć”. Mignęły mi jedynie jakieś duże obiekty, które ominęliśmy - od razu po wyjściu z tunelu, wzbiliśmy się w powietrze. Kulałem, przez co mój lot niczym nie różnił się od kalekiego ptaka, który na siłę próbuje wznieść się wysoko. Kto by pomyślał, że takie małe szczurki, mogą wyrządzić tyle ran – jeden może rzeczywiście by nie mógł, ale kiedy pojawiają się ich całe stada liczące po kilka setek, rzeczywistość blaknie.
- Pandora! – Antilia zawołała moją przyjaciółkę. Jej głos był przyjęty, nie wskazywał na nic dobrego. Kiedy wyczułem jej zapach, a następnie odnalazłem jej położenie, przestałem lecieć i runąłem na ziemię, zaraz obok niej. Skrzydlata pisnęła i mnie zwyzywała, mówiąc coś, abym w tej chwili się nie uśmiechał. 
- Mamy poważne kłopoty, wstawaj – nakazała. Antilia po chwili wylądowała obok nas.
- Dasz radę polecieć? – zapytała Pandorę, ale otrzymała negatywną odpowiedź. Kiedy do moich uszu dotarły kolejne dźwięki, tym razem ludzkie, zrozumiałem, czemu tak się bały. Próbowałem wstać. Wmawiałem sobie, że jeszcze trochę i będziemy bezpieczni. Przecież nie mogło to się inaczej skończyć, prawda?
- Antilia – odezwała się Pandora. – Zabierz go stąd – spojrzałem w kierunku głosu. Znowu spróbowałem wstać, ale z niezadowalającym skutkiem.
- A co z tobą? 
- Zaraz coś wymyśle, ale póki wiem, że coś mu grozi, to nie mogę myśleć.
- Ale…
- Już! – krzyknęła z wyraźnym zdenerwowaniem w głosie. Mówi się, że samice zostały wysłane przez diabły, aby kusiły samców. Jeśli to prawda, to Pandora czasami brzmiała jak król diabłów. Słyszeliście kiedyś jego głos? Niski, z wyraźnym drżeniem, mogącym wywołać trzęsienia, takim, któremu nie możesz się przeciwstawić, bo twoje ciało samo się buntuje. Jeśli nie, to dobrze. Ja słyszałem, niewiele razy, ale raz wystarczył, abym zapamiętał. I abym wiedział, że wtedy Pandorze nie wolno się przeciwstawiać.
Po chwili poczułem, jak Antilia chwyta mnie za kark i podnosi.


<Antilia?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz