Pora roku:

Pora roku: Początek Zimy.
Jeśli śnieg utrzymuje się dłużej niż kilka dni, możemy zacząć mówić o początku zimy. Temperatura powietrza jest coraz niższa, należy uważać na poranne przymrozki. Cienka warstwa śniegu przyjemnie skrzypi na każdym kroku lecz aura nie zachęca do wyjścia – cały czas jest pochmurnie i pada, czy to deszcz czy to śnieg. Życie w lesie zamarło na czas zimy – jedynie kilka gatunków zwierząt, nie udających się w cieplejsze rejony, zostały wśród gołych drzew, żyjąc jak gdyby nigdy nic. Nawet niektóre niebezpieczne stworzenia, nawet te z Djevelskogu, ograniczyły swoją aktywność, co nie znaczy, że należy tracić czujność. Nie zaleca się wycieczki w wysokie góry, nawet skrzydlatym wilkom, ze względu na ryzyko zejścia lawiny i silne, północne fronty powietrza niosące masę zimnego powietrza.

Menu pionowe i populacja (na samym dole)

Informacje
Oficjalna data otwarcia: 08.03.2021

POPULACJA: 9
W tym NPC: 3

Wadery (♀): 5
Basiory (♂): 4
Szczenięta: 0

LICZBA ZMARŁYCH WILKÓW: 0
LICZBA PAR: 0

Następne postarzenie: 21-23.02.22

wtorek, 11 stycznia 2022

Od Yareena - Quest #1 (Polowanie na Odyńca)

Odyniec – świnia, jak każda inna. Wyróżniał ją tylko zapach, charakteryzujący się przez te kilka ważnych dni, wśród wszystkich innych leśnych zapachów. Niektóre trzymały się w grupach, niektóry spędzały czas samotnie. Na te drugie ciężej było zapolować, były bardziej ostrożniejsze i chociaż nie miały znikąd pomocy, jakimś dziwnym trafem „znikały” w lesie. Już trzeci raz próbowałem któregoś upolować. Wyczuwałem, że były odrobinę wyższe i masywniejsze od zwykłego dzika, ale nie przejąłem się tym. Myślałem, że to zwierzęta jak każde inne, niczym się nie wyróżniające. A jednak okazały się inne – dopiero potem Pandora mi wyjaśniła, że były to odyńce Fenrira. 
Pierwszy raz był najkrótszy i chyba najdziwniejszy. Wyczuwałem ich zapach oraz zlokalizowałem ich położenie. Znajdowały się w środku lasu. Ukrywałem się w cieniu, szedłem pod wiatr, a kiedy już znalazłem się na miejscu ich „leżakowania”, po wyskoczeniu z ukrycia, okazało się, że żadnego tam nie było. Gdzie mogły się wszystkie podziać? Dopiero potem ktoś mi powiedział, że zrobiły sobie ze mnie żarty i umknęły bezdźwięcznie, nim dotarłem na miejsce. 
Druga szansa pojawiła się wiele godzin później, gdy na nowo je zlokalizowałem i tym razem upewniłem się, że były na miejscu – usłyszałem ich głosy. Byłem bardziej ostrożniejszy niż wcześniej i one prawdopodobnie też. Wyskoczyłem z ukrycia i podążyłem najpierw za węchem, a potem za dźwiękiem. Wyobraziłem sobie biegnące przede mną odyńca. Chociaż wszystkie ruszyły razem, ja wybrałem jednego, losowego. Kiedy już miałem na niego skoczyć i wbić mu pazury w żebra, on nagle „pofrunął”. Mimo, że to dziwnie brzmi, postaram się to wyjaśnić, w sposób logiczny. Z powodu mojej ślepoty, to, co zobaczyłem przez wiatr, było niczym latanie ptaka. Dzik, najprościej rzecz ujmując, skoczył na pień drzewa, odbił się od niego i momentalnie przeleciał nade mną, lądując sobie wygodnie na czterech kopytach, kiedy to ja uderzyłem głową w drzewo. Zabawne, prawda?
Trzeci raz był przypadkowy, wydawało mi się wtedy, ze one same mnie odnalazły i chciały się pośmiać – a mimo tego ponownie spróbowałem. Nie przyczajałem się, nie podkradałem. Widziały mnie, a mimo to, kiedy zacząłem na nie biec, nie ruszyły się. Gdy byłem blisko, rozproszyły się we wszystkie strony. Ponownie pobiegłem za losowym. Tym razem pogoń była dłuższa, przebiegliśmy dobry kawał drogi i kiedy zaczynałem myśleć, że tym razem go złapie, zwierzak się zatrzymał, odwrócił i zaczął we mnie biec. Myśląc, że to samobójca, nie przestraszyłem się. Zaprzestałem jednak ataku, kiedy wyczułem, że w moją stronę nie zmierza jeden dzik, ale całe stado. Okrążyli mnie i zamierzali zmiażdżyć potężnymi kłami… nie chcąc ryzykować życia, wzleciałem w górę i uniknąłem ciosu. Zwierzęta po raz trzeci triumfalnie machając swoimi ogonkami, ruszyły w las. 
- Co masz taką skwaszoną minę? – zapytała Pandora, kiedy wszedłem do jaskini.
- Te wstrętne dziki robią sobie ze mnie żarty – wyjaśniłem.
- Bo źle się do tego zabierasz – wyjaśniła, grzebiąc w swoich roślinach. Zwróciłem łeb w jej kierunku.
- A jak powinienem? – przez moment się nie odzywała. Usiadłem i spojrzałem na jej zapasy. Były spore.
- To dziki tego boga, są bardzo sprytne. To jest jak łapanie innego, inteligentnego wilka – wyjaśniła. Prychnąłem.
- Skoroś taka mądra, może mi pomożesz? – Pandora spojrzała na mnie. Poczułem, że się uśmiecha. 
Nasz plan był prosty i może nawet zabawny. Szybko wdrożyliśmy go w życie. Pandora zlokalizowała zwierzęta, które poruszały się u podnóża góry. Samica wzleciała w niebo i skierowała się na zbocze, a ja pognałem do lasu. Ukryłem się w zaroślach, nie daleko stada dzików, a Pandora rozpoczęła nasz dziwaczny plan. Stanęła na zboczu i skryła swoje ciało pod skalna kulą, która natychmiast zaczęła się toczyć w dół stoku. Spłoszone dziki, nie wiedząc, skąd przybyła „lawina” pognały w strachu przed siebie, do lasu – w moim kierunku. Kiedy stado było blisko, skoczyłem. Żaden jednak nie wpadł mi w łapy, zdołały uskoczyć, wiec przeszliśmy do drugiej fazy. Zatrzymałem jednego z nich. Stanął w miejscu i mnie obserwował. Prawdopodobnie myślał, że zacznę uciekać, gdy zobaczę skałę, ale gdy samica była już blisko nas, skała się rozpadła, a ona skoczyła na zwierzę odwrócone tyłem. Kiedy wbiła się w jej zad, odyniec zaczął szaleń. Również skoczyłem w jego kierunku, wgryzając mu się w przednie kopyta. Był silny, nawet za bardzo jak na zwykłego dzika. Zaraz pojawiła się reszta zwierząt, które pomogły mu nas zrzucić. Skubane były nad wyraz sprytne i rozumne. Przeszliśmy więc do ostatniej fazy (mając nadzieje, że to wystarczy). Pandora ponownie wzleciała w górę i zamieniła się w skalną kulę, która runęła z impetem na ziemie, wznosząc w górę pył. Razem z wiatrem przyniosłem więcej piachu, który po chwili zatrzymałem. Cała przestrzeń wokół nas była teraz siwo-brązowa. Korzystając z kamuflażu, skoczyłem na rannego odyńca, wgryzając mu się wpierw w pysk, a potem w krtań. 
Pył opadł na ziemie, a reszta zwierząt widząc swojego martwego brata, uciekła. Spojrzałem na Pandorę, która właśnie wygrzebywała się spod kamieni.
- Nie sądziłam, że to będzie aż tak boleć – zaśmiała się, dodając, że kręci się jej przez to w głowie.
- Dzięki – odparłem i położyłem na ziemie dzika. – Jestem ciekawy, czy jest smaczniejszy od zwykłych dzików.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz