Niech ktoś mi wyjaśni, dlaczego niektórzy rodzą się w stu procentach zdrowi, a inni mają jakąś wadę? Geny? Podły los? A może mieszka gdzieś na świecie jakaś wredna wiedźma, rzucająca na przypadkowe szczeniaki jakieś klątwy? Gdyby tak było, dopadłbym ją i rozerwał na strzępy. Czy nie mogłem się urodzić jako normalny, widzący na oczy wilk? Teraz muszę kombinować, co tu zrobić, aby nie wpaść przypadkiem do rzeki.
Kto by pomyślał, że nocując po środku lasu, który potem okazało się, znajdował się w dolinie, obudzę się ze wszystkich stron otoczony wodą? Dzień wcześniej złapała mnie potężna burza, która wzięła się znikąd. Byłem zmuszony odnaleźć jakąś przypadkową kryjówkę, którą okazała się być stara, lisia nora. Była nadzwyczaj duża, jak dla tego rudego chytrusa, którego czułem słabnący już zapach. Nie zastanawiając się długo, wszedłem do środka. Tam po kilku godzinach czuwania, zasnąłem. Obudził mnie szum wody oraz mokra ciecz, w której byłem zanurzony tylko po łapy. Kiedy szum się pogłębił, a ja wyczuwałem silne drgania z tyłu mnie, natychmiast biegiem skierowałem się do wyjścia z nory. Woda płynęła wąskimi korytarzami z mocnym ciśnieniem, tuż pod mną. Gdy wyskoczyłem na zewnątrz, zimna ciecz wręcz wyskoczyła z nory. Pobiegłem przed siebie, ale po chwili się zatrzymałem. Wyczuwałem kilka… paręnaście nurtów rzeki. Ostrożnie skierowałem się w kierunku watahy, szybko się przekonując, że wczorajsza burza pozostawiła po sobie spory ładunek wody, aktualnie wypływający ze wszystkich nor i formułujących się w szybkie, ale jeszcze płytkie rzeczki. Musiałem byś ostrożny.
Po chwili coś mi spadło na głowę, kiedy z kolejnej dziury wypadła woda. Było to coś małego, ale… szklanego? Nie, nie było szklane. Miało przedziwną strukturę, którą pierwszy raz dotykałem. Zaciekawiony zabrałem ją ze sobą, a gdy w końcu udało mi się wrócić do jaskini, pokazałem ją Pandorze.
- Co to jest? – samica zaczęła się głośno zastanawiać.
- Wygląda jak gwiazda. Skąd ją wziąłeś?
- Spadła mi na głowę – oboje się zaśmialiśmy.
- Więc masz szczęście, gwiazda ci spadła z nieba. I to w dzień – powiedziała żartobliwie, szybko zmieniając temat, gdzie byłem wczorajszej nocy i niemal od razu karcąc mnie za głupotę oraz chwaląc bogów, że jestem żywy.
- I wykończony. Zdrzemnę się – powiedziałem. Zabrałem swoją „gwiazdkę z nieba” i położyłem się w głębi jaskini.
Miałem przedziwny sen, w którym pojawił się bóg Managarmr, przynajmniej tak się przedstawił. Na moje nieszczęście, sny również miałem „ciemne”. Powiedział mi, że szuka czegoś, co znalazłem. Wyjaśniając mu, że ostatnio „spadła mi gwiazdka z nieba”, samiec poprosił, abym mu ją oddał. Westchnąłem, bo pierwszy raz trafiło mi się takie cudeńko, a bogowie mi to już odbierają, a nawet się tym nie nacieszyłem. Trochę niechętnie oddałem mu ją.
Gdy się obudziłem, nigdzie nie było gwiazdy, Pandora również jej nie widziała. Czy ja naprawdę oddałem ją bogu? Sądziłem, że to zwyczajny sen.
- Nie wiem gdzie twoja gwiazdka, ale za tobą leży jakiś woreczek – odparła. Czyżbym jednak nie został z niczym?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz