Znacie to uczucie w snach, że coś czai się w mroku, obserwuje was i czeka, aż się odwrócicie, aby zaatakować, ale kiedy znowu się odwracacie, tego nigdzie nie ma, a uczucie pozostaje? Niestety większość moich snów opierała się na tym odczuciu. Wszędzie ciemność, żadnego światła – skąd miało by się pojawić, skoro nawet nie wiem, jak ono ma wyglądać?
A kojarzycie to uczucie, kiedy nie możesz biec? Chcesz uciec, goni cię jakiś stwór, ale coś cię ciągnie do tyłu, nie możesz się ruszyć, albo biegniesz w zwolnionym tempie i nie możesz przyspieszyć. Nigdy tak nie miałem. Zawsze mogę biec, najszybciej jak mogę, ale co z tego, kiedy nie widzę gdzie? O wszystko się potykam, nie mogę wyczuć co jest wokół mnie, a za każdym razem, kiedy myślę sobie „Spokojnie, nie ma się czego bać, nie musisz uciekać”, coś mnie nagle atakuje. Nie wiem co to, wydaje odgłos podobny do warczenia i śmierdzi siarką. Zawsze jest mi gorąco, jakby wszędzie palił się ogień, a tajemniczy stwór rzuca mną we wszystkie strony. Kiedy łamie mi kark, łapy, żebra, rozrywa na pół, albo miażdży, budzę się. Dopiero na samym końcu wracam do rzeczywistości i od razu rezygnuje z samotnego legowiska. Na pół przytomny wracam do śpiącej pod ścianą Pandory i wchodzę pod jej skrzydło. Wtedy przestaje się trząść i nie zasypiam przez długi czas. Ciągle rozmyślam o stworach, o ciemności, o bólu, który jest niewiarygodnie prawdziwy jak na sen. Zawsze się zastanawiam, czy nie śnie na jawie. Raz nawet zażartowaliśmy, że to Pandora mnie w nocy kopie i dusi – o dziwo ta myśl mnie lekko uspokoiła, przynajmniej nim się nie utopiłem w następnym śnie.
- Dzisiaj potrzebuje Anafalisa, mozge, krucjatę, krwawnice, tasznika, wielosiła i mięte – wymieniła mi składniki, które miałem jej przynieść, część do maści leczniczych, część po prostu do magazynu. W tym czasie samica nałożyła mi torbę, którą zszyła po ostatnim pożarze w lesie i kontynuowała zamiatanie podłogi w jaskini, za pomocą ogona. – Wiesz gdzie szukać, prawda? – skinąłem głową. To było bardziej stwierdzenia niż pytanie, doskonale znałem te kilka roślinek. Ruszyłem na pobliską łąkę. Późna wiosna idealnie nadawała się na porę do zbierania potrzebnych nam składników. Pogoda również dopisywała: słońce, gdzieniegdzie białe cumulusy i delikatny wiatr. Nie zapowiadało się na deszcz, zamiast niego słońce dawało się we znaki. Niby to nie było lato, ale kiedy stałem w środku promieni słonecznych, futro się nagrzewało. Idąc na polanę, wiedziałem, że w pobliżu była plaża i morze. Zapominając na moment o obowiązkach, ruszyłem dalej, aby napić się wody. Nie bywałem tu często, ale Pandora pokazała mi dobre miejsce do picia wody. Lekkie, kamieniste wzniesienie, a pod nim głębokie dno. Wydawało mi się, że szedłem w dobrym kierunku. Miałem zrobić jeszcze dwa kroki, kiedy straciłem kontakt z podłożem. Nie miałem pojęcia, czy wzniesienie zostało zmyte z czasem, czy to ja pomyliłem miejsca, ale gdyby ktoś mnie nie wyciągnął z wody, nie wiem, czy bym sobie poradził.
- Po co ci to było? – usłyszałem spokojny, obcy głos. Westchnąłem i otrzepałem się z wody, kaszląc jednocześnie, aby pozbyć się resztek wody z płuc.
- Dziękuje za pomoc. Nie widziałem po prostu brzegu – wyjaśniłem i poprawiłem mokrą torbę, zastanawiając się, czy jest sens wsadzać do niej rośliny.
- Nie widziałeś? – pokręciłem głową. Przez moment panowała między nami cisza. Czułem, jak obcy wilk mi się przygląda. – Ah… - nie dałem mu dokończyć.
- Jesteś nowy? – zapytałem, nie znając jego „wodnego” zapachu i głosu.
- Tak, nazywam się Tsunami.
- Yareen – przedstawiłem się. – Jeszcze raz dziękuje za ratunek. Powinienem wracać do obowiązków i zebrać zioła – po chwili kaszlnąłem. Najwyraźniej zimna woda średnio mi przysłużyła.
<Tsunami?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz