Pora roku:

Pora roku: Początek Zimy.
Jeśli śnieg utrzymuje się dłużej niż kilka dni, możemy zacząć mówić o początku zimy. Temperatura powietrza jest coraz niższa, należy uważać na poranne przymrozki. Cienka warstwa śniegu przyjemnie skrzypi na każdym kroku lecz aura nie zachęca do wyjścia – cały czas jest pochmurnie i pada, czy to deszcz czy to śnieg. Życie w lesie zamarło na czas zimy – jedynie kilka gatunków zwierząt, nie udających się w cieplejsze rejony, zostały wśród gołych drzew, żyjąc jak gdyby nigdy nic. Nawet niektóre niebezpieczne stworzenia, nawet te z Djevelskogu, ograniczyły swoją aktywność, co nie znaczy, że należy tracić czujność. Nie zaleca się wycieczki w wysokie góry, nawet skrzydlatym wilkom, ze względu na ryzyko zejścia lawiny i silne, północne fronty powietrza niosące masę zimnego powietrza.

Menu pionowe i populacja (na samym dole)

Informacje
Oficjalna data otwarcia: 08.03.2021

POPULACJA: 9
W tym NPC: 3

Wadery (♀): 5
Basiory (♂): 4
Szczenięta: 0

LICZBA ZMARŁYCH WILKÓW: 0
LICZBA PAR: 0

Następne postarzenie: 21-23.02.22

wtorek, 7 września 2021

Od Yareena cd. Antilii „Śnieżny Onyx”

Czułem jakby cienki wąż owinął się wokół mojej szyi i chciał udusić, ale był zbyt słaby i doprowadził jedynie do nieprzytomności. Zaciągnął mnie do miejsca śmierdzącego odpadkami, gdzie smród szczypał w nos, a zawartość żołądka podchodziła do gardła. Powoli wstałem, łapy mi się trzęsły, a kiedy utrzymałem równowagę, zawróciło mi się w głowie. Zacisnąłem szczękę i na moment wstrzymałem oddech. Co się stało?

Spalony las to okropny ubytek i niszczenie przyrody, ale wszystko ma swoje plusy. Gleba robi się nagle żyźniejsza i nim się obejrzysz, spod popioły wyrastają Płomieniki. Fioletowo-żółte kwiatki, skrywające pyłek nie w pylniku, ale w zielonych liściach. Pył był takiego samego koloru co liście, dlatego ciężko było go rozróżnić. Wystarczyła na szczęście wiedza, jak go ściągnąć, a dla kogoś ślepego nie było nawet innej możliwości. W celu jego zdobycia wybrałem się do doliny Fjell. Martwa cisza wokół i popiół pod łapami nie sprawiały mi ani problemu, ani przykrości. Czułem się normalnie, aż zacząłem się zastanawiać, jak by zareagował alfa, gdybym stwierdził, że spalenie lasu ma swoje zalety. 
Długo szukałem Płomienników, łatwiej już było znaleźć Nagrobniki, rosnące na świeżo pogrzebanych zwłokach. Kiedy udało mi się zebrać zadawalającą ilość pyłu, potrzebnego do przeróżnych płynów (pyłek Płomienników nadawał się jednocześnie na katar, na odtrutkę, na biegunkę i wiele więcej), postanowiłem wrócić do Pandory lecąc. Z łatwością wzbiłem się w powietrze, wiatr muskał moje łapy, niosąc mnie na zachód. Wyczuwałem w powietrzu dziwny zapach, ale nie zwróciłem na niego większej uwagi. Kiedy leciałem, rzadko zajmowałem głowę czymś innym. Byłem zachwycony ‘pustką’. W powietrzu nie było drzew (jeśli leciałeś wystarczająco wysoko), krzewów, rzek, zwierząt (prócz ptaków), kamieni, wystających gałęzi czy śnieżnych zasp, dzięki czemu czułem się na swój sposób ‘wolny’ od ślepoty. Nie musiałem się skupiać, czy stawiając łapę w tym miejscu, nie nastąpię na jeża. Wystarczyła mi wiedza, w którą stronę lecieć i jak wysoko. Ptaki same mi zlatywały z drogi, a innych problemów jeszcze nie spotkałem. Aż do dzisiaj.

Coś oplotło się wokół mojej szyi i mocno ściągnęło na ziemię. Nie miałem czasu z tym walczyć, ponieważ od razu zacząłem się dusić. Byłem na wystarczającej wysokości, aby nie wpadać w korony najwyższych drzew, przez co po spotkaniu się z twardą powierzchnią, natychmiast straciłem przytomność.

Kląłem pod nosem, brodząc w śmierdzącej wodzie i co jakiś czas potykając się o jakieś przedmioty. Niczego nie widziałem i tym razem naprawdę czułem się jak prawdziwy ślepiec. Nie wyczuwałem ani jednego, słabego podmuchu wiatru. Musiałem być gdzieś zamknięty, a jedyna wskazówka, mówiąca gdzie, to był unoszący się dookoła smród. Nie mogłem nawet skontaktować się z Pandorą. Pierwszy raz od dawna zacząłem się naprawdę bać.


W tym czasie...


- No po prostu zniknął! – Pandora zaczęła panikować. – Wczoraj rano poszedł mi nazbierać Płomienników, które rosną tylko w popiele. Zaczęłam go szukać po południu, bo miał wrócić przed zenitem. Szukałam i szukałam i nigdzie go nie było. Szukałam więc go w nocy myśląc, że po prostu się zgubił, ewentualnie wpadł do jakiejś dziury. Ale zamiast tego przed wschodem słońca znalazłam jego torbę i… i… - zacięła się. Wszystko powiedziała na jednym wdechu, przez co zabrakło jej tchu. 
- I co? – Antilia ją pospieszyła. Ta wzięła kilka szybkich wdechów, czując suchość w gardle.
- I ślady ludzi! A Yareena nigdzie nie ma! – dokończyła prawie płacząc. – Musisz mi pomóc! – spojrzała na nią, rozkładając skrzydła. Była gotów lecieć po niego i rozszarpać każdego na drodze. Momentalnie ze smutnej i płaczliwej waderki pojawiła się zdenerwowana i agresywna matka. 



<Antilia? Wybacz, że długo czekałaś>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz