− Wypłynąłem na przestwór suchego oceanu… − mruczałem skrobiąc pazurem w desce tratwy, na której dryfowałem − Nie! Chwila, to nie to… − zaskomlałem niezadowolony z zacytowania niewłaściwego tekstu – i dlaczego cytuję jakiś dwunogów?! – mewa która siedziała na moim grzbiecie zaskrzeczała z wyraźnym niezadowoleniem. Przykryłem uszy łapami, chcąc wygłuszyć nieco otoczenie. Wstałem i rozkładając płetwę na grzbiecie zrzuciłem z siebie niewdzięcznego ptaka. Mogę przysiąc, że słyszałem, jak na mnie fuknął obrażony. Skrzywiłem się słysząc ponownie niechciany hałas. Ach moje biedne uszy…
– Nie znasz się na sztuce, ani na łowieniu ryb. Powinieneś mi być wdzięczny i nie komentować. – Spojrzałem na stworzenie swymi jasnoróżowymi oczyma. Zbliżał się przypływ, a po nim nadejdzie odpływ. Ląd który dostrzegłem z oddali będzie bogatszy o nowe, ciekawe znaleziska. W sam raz do mojej kolekcji, którą o dziwo udało mi się zapakować do fragmentu starego, czarnego żagla. Ludzie nie dość że są groźni to jeszcze głupi. Kto to widział by wpływać na podwodne kratery? Nic dziwnego, że ich wymyślny wynalazek się rozsypał. Przynajmniej tyle, że mogłem zyskać ów cenny materiał, w którym trzymam swoje skarby. Uśmiechnąłem się zadowolony. Podkuliłem ogon, przysuwając bliżej siebie swój tobołek. Wzięło mnie na wspominki, a ze wzruszenia aż jedna łza spłynęła po moim policzku. Minęło kilkanaście dni, odkąd dryfowałem ku nowemu światu, od hibernacji, Gdzieś z tyłu głowy miałem zamiar poszukać sobie jakieś stada… Źle. Nie jakiegoś, tylko o konkretnych wytycznych. Ma to być stado żyjące na lądzie, ale posiadające tereny z dostępem do morza lub oceanu. Nie pogardziłbym jakąś spokojniejszą zatoczką, ale najzwyklejsze wybrzeże też nie będzie złe. Westchnąłem niezadowolony, gdy po tygodniu podróży nagle niebo ściemniało, zebrały się północne, ostatnie zimowe wiatry, a gdzieś w dali usłyszałem głośny huk grzmotu. Rozwinąłem linę, którą to miałem przymocowaną do swej tratwy, złapałem jej koniec w pysk, do tego swój tobołek i wskoczyłem do wody, która przy powierzchni była równie lodowata co powietrze, natomiast już na -8m była w miarę ciepła. Rozłożywszy płetwy ruszyłem w kierunku pobliskich skał, aby tam przeczekać burzę i zacząć szukać czegoś wartościowego dla Alfy, gdyż nie byłem przekonany co do flagi, którą zwinąłem z wraku jednego statku. *Tak… niebiesko żółte dziadostwo raczej nie przyda się Alfie, ani nie umili mu przebywania w jaskini.* ~pomyślałem po czym, zawiązałem koniec liny o podwodną skałę. Zakopałem obok niej swój tobołek w morskim piachu i ruszyłem na przeszukiwanie dna. Byłem jeszcze dość daleko od brzegu. Na oko, coś ponad 20km. Normalne granice stad, żyjących na lądzie nie zapuszczają się tak daleko w może, co pozwala mi tu na ewentualny połów. Cieszyło mnie też to, że nie znalazłem żadnych oznakowań morskich watach, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że znajduję się na „wodach niczyich”.
Po ponad godzinie zwiedzania i upolowaniu sobie młodego, półmetrowego tuńczyka, znalazłem w drodze powrotnej do swoich szpargałów, błyszczące przedmioty. Było to kilka złotych dukatów. Przywiązanych do rzemyków. Zapewne należały do Piratów – ludzkich barbarzyńców polujących na innych ludzi. Pływali oni na swoich wymyślnych tratwach z wielkimi żaglami i malunkami czaszek na flagach. Czyżby pozbyli się swych cennych łupów? Wielce prawdopodobne. Przyjrzałem się znalezisku uważnie. Nie znalazłem żadnych śladów które mogły by sugerować, że są przeklęte, czy w jaki kolwiek sposób zaklęte. Były czyste, nieskażone żadnym rodzajem magii. *Idealna ofiara dla alfy* ~pomyślałem i zabrałem kilka egzemplarzy ze sobą. Wróciłem do swoich rzeczy, gdzie to ułożywszy się na miękkim morskim dnie zapadłem w sen.
Obudziłem się u schyłku nocy. Odmówiłem modlitwy do swych patronów, poczym zapolowałem na leniwą flądrę. Po posiłku zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem w kierunku lądu, gdzie powinna się znajdować jakaś podwodna jama, albo większe ugrupowanie skał, mogących dać mi schronienie na następną zimę. Ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłem niczego takiego w okolicy. Niechętnie wyszedłem na brzeg i zacząłem żmudny proces osuszania się. Biegałem w tę i z powrotem aby się nieco rozgrzać i wytrzepać z siebie resztki wody. Dostałem sporej zadyszki i ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu zaczęły mnie piec drogi oddechowe. Na szczęście już po paru minutach mogłem przejść transformacje. Od razu zrobiło mi się nieco cieplej. Poza bólem gardła i lekkim pieczeniem w zatokach nic poważniejszego mi nie dolegało. W jakim byłem szoku, gdy z impetem wpadł na mnie pewien wilk. Na szczęście nie okazał się on agresywny. Osobnik ewidentnie się śpieszył, ale zabrał mnie na spotkanie z samym alfą. Jakże mi ulżyło, gdy Akos mnie wysłuchał. Złożyłem basiorowi przysięgę wierności i wręczyłem mu ofiarę w postaci złotego dukata na rzemyku. Oczywiście wcześniej opowiadając nieco o sobie. Mogłem dostrzec, że był nieźle zaskoczony widząc mnie. Równie zaskoczone były inne wilki z jego… przepraszam naszego klanu. Otrzymałem pozwolenie na przywłaszczenie sobie jedynej odkrytej do tej pory podwodnej jamy. O dziwo było tam niezwykle jasno, a to za sprawą luminescencji roślin i niezwykłych kryształów, które znajdowały się we wnętrzu sporej groty. Imienia wilka, który na mnie wpadł niestety nie poznałem. Był tak zabiegany, że o nim nie wspomniał i ulotnił się od razu, po zaprowadzeniu mnie do Alfy. *Zapewne się jeszcze spotkamy* ~pomyślałem, gdy kończyłem się urządzać. Po przespaniu kolejnej nocy i porannym posiłku pływałem sobie niczym krokodyl przy brzegu i zwiedzałem okolicę. Nad wodą wystawały jedynie uszy i oczy, które i tak co jakiś czas przykrywane były falami. Płetwę grzbietową złożyłem, alby nie straszyć ryb w okolicy. Po dłuższej chwili moim oczom ukazał się pewien nie rozsądny wilk, który postanowił wskoczyć w jakimś celu do wody. Ruszyłem w jego kierunku i całe szczęście bo nieszczęśnik, jak się okazało nie potrafił zbyt dobrze pływać pod morskimi falami. Złapałem pobratymca za futro na karku i wyciągnąłem go, lub ją z wody.
− Poco Ci to było? – spytałem zwyczajnym dla siebie, spokojnym głosem, na co wilk spojrzał na mnie jakbym co najmniej go zwyzywał. Zadrżałem z zimna i złożyłem ponownie płetwy, aby zapobiec uciekaniu przez nie ciepła, ale wtedy też postanowiłem się lepiej przyjrzeć szalonemu osobnikowi, który to wczesną wiosną postanowił się utopić. Okazało się że mówiłem do…
Po ponad godzinie zwiedzania i upolowaniu sobie młodego, półmetrowego tuńczyka, znalazłem w drodze powrotnej do swoich szpargałów, błyszczące przedmioty. Było to kilka złotych dukatów. Przywiązanych do rzemyków. Zapewne należały do Piratów – ludzkich barbarzyńców polujących na innych ludzi. Pływali oni na swoich wymyślnych tratwach z wielkimi żaglami i malunkami czaszek na flagach. Czyżby pozbyli się swych cennych łupów? Wielce prawdopodobne. Przyjrzałem się znalezisku uważnie. Nie znalazłem żadnych śladów które mogły by sugerować, że są przeklęte, czy w jaki kolwiek sposób zaklęte. Były czyste, nieskażone żadnym rodzajem magii. *Idealna ofiara dla alfy* ~pomyślałem i zabrałem kilka egzemplarzy ze sobą. Wróciłem do swoich rzeczy, gdzie to ułożywszy się na miękkim morskim dnie zapadłem w sen.
Obudziłem się u schyłku nocy. Odmówiłem modlitwy do swych patronów, poczym zapolowałem na leniwą flądrę. Po posiłku zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem w kierunku lądu, gdzie powinna się znajdować jakaś podwodna jama, albo większe ugrupowanie skał, mogących dać mi schronienie na następną zimę. Ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłem niczego takiego w okolicy. Niechętnie wyszedłem na brzeg i zacząłem żmudny proces osuszania się. Biegałem w tę i z powrotem aby się nieco rozgrzać i wytrzepać z siebie resztki wody. Dostałem sporej zadyszki i ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu zaczęły mnie piec drogi oddechowe. Na szczęście już po paru minutach mogłem przejść transformacje. Od razu zrobiło mi się nieco cieplej. Poza bólem gardła i lekkim pieczeniem w zatokach nic poważniejszego mi nie dolegało. W jakim byłem szoku, gdy z impetem wpadł na mnie pewien wilk. Na szczęście nie okazał się on agresywny. Osobnik ewidentnie się śpieszył, ale zabrał mnie na spotkanie z samym alfą. Jakże mi ulżyło, gdy Akos mnie wysłuchał. Złożyłem basiorowi przysięgę wierności i wręczyłem mu ofiarę w postaci złotego dukata na rzemyku. Oczywiście wcześniej opowiadając nieco o sobie. Mogłem dostrzec, że był nieźle zaskoczony widząc mnie. Równie zaskoczone były inne wilki z jego… przepraszam naszego klanu. Otrzymałem pozwolenie na przywłaszczenie sobie jedynej odkrytej do tej pory podwodnej jamy. O dziwo było tam niezwykle jasno, a to za sprawą luminescencji roślin i niezwykłych kryształów, które znajdowały się we wnętrzu sporej groty. Imienia wilka, który na mnie wpadł niestety nie poznałem. Był tak zabiegany, że o nim nie wspomniał i ulotnił się od razu, po zaprowadzeniu mnie do Alfy. *Zapewne się jeszcze spotkamy* ~pomyślałem, gdy kończyłem się urządzać. Po przespaniu kolejnej nocy i porannym posiłku pływałem sobie niczym krokodyl przy brzegu i zwiedzałem okolicę. Nad wodą wystawały jedynie uszy i oczy, które i tak co jakiś czas przykrywane były falami. Płetwę grzbietową złożyłem, alby nie straszyć ryb w okolicy. Po dłuższej chwili moim oczom ukazał się pewien nie rozsądny wilk, który postanowił wskoczyć w jakimś celu do wody. Ruszyłem w jego kierunku i całe szczęście bo nieszczęśnik, jak się okazało nie potrafił zbyt dobrze pływać pod morskimi falami. Złapałem pobratymca za futro na karku i wyciągnąłem go, lub ją z wody.
− Poco Ci to było? – spytałem zwyczajnym dla siebie, spokojnym głosem, na co wilk spojrzał na mnie jakbym co najmniej go zwyzywał. Zadrżałem z zimna i złożyłem ponownie płetwy, aby zapobiec uciekaniu przez nie ciepła, ale wtedy też postanowiłem się lepiej przyjrzeć szalonemu osobnikowi, który to wczesną wiosną postanowił się utopić. Okazało się że mówiłem do…
<Ktosiu?>
*przygarnia w swoje łapki*
OdpowiedzUsuń