– Musisz mi pomóc… – powiedziała Pandora ze szczerym strachem w oczach. Po chwili przybrała inną postawę, w której nie było śladu, strachu, lecz rozpierająca odwaga. Rozłożyła swoje smocze skrzydła, sygnalizując gotowość do lotu. Chciała odzyskać swojego kuzyna, nawet jeśli miała go wyszarpać z objęć oprawców.
– Oczywiście, że Ci pomogę. Najpierw jednak musimy przekazać Twoje informacje Isobel – powiedziałam, rozkładając swoje skrzydła i kierując się do centrum Klanu.
Podczas lotu moje myśli przybrały mroczny odcień, wyobrażając sobie najczarniejszy scenariusz. Jeśli za tym stoją ludzie... O bogowie, miejcie nas w opiece.
Podróż nie trwała długo, biorąc pod uwagę dobrą, wiosenną aurę. Niestety, widziałam, że zbliżał się deszcz, noszony przez stalowoszare chmury nad zachodnim horyzontem. Zmarszczyłam brwi, martwiąc się, że pogoda pokrzyżuje nam plany.
Wylądowałyśmy w pobliżu Skały Alf, gdzie mieszkał Akos wraz ze swoją siostrą, która tymczasowo przejęła jego obowiązki. Gdy tylko Pandora dotknęła ziemi, od razu ruszyła w stronę jaskiń dla wilków zajmujących najwyższą pozycję w hierarchii, wołając wilczycę, szukając jej we wnętrzu Skały. Ja stałam na zewnątrz, czekając na moją towarzyszkę, czując się nieco niekomfortowo biegając po miejscu, gdzie tylko wybrani mogą wejść, w przeciwieństwie do rogatej wadery. Słyszałam, jak jej głos odbijał się echem wewnątrz jaskiń.
– Kto tak krzyczy? – Znajomy, szorstki głos dobiegł zza moich pleców. Obróciłam się i zobaczyłam samicę Bethy wychodzącej zza leśnych zarośli, które otaczały Skałę Alf od strony północnej. Isobel szła dumnym krokiem i wyraźnie dominowała, choć była drobniejsza ode mnie.
– Mamy nowe informacje na temat tych podpaleń – powiedziałam wprost.
– My? – Isobel uniosła jedną brew.
Wtedy wyszła Pandora, a gdy zobaczyła wilczycę, od razu pobiegła i wypaliła:
– Ludzie porwali Yareena i to oni podpalają nasze lasy! Znalazłam ich ślady niedaleko granicy z ich osadą za wodospadem Fjellkrystal! Nie mogę skontaktować się z Yareenem, który poszedł nazbierać płomienniki ze spalonych lasów i… i…
Isobel podniosła łapę, aby uciszyć Pandorę. Ta, lekko roztrzęsiona, przestała mówić.
– Również znalazłam ślady ludzi. Tym razem w jeszcze nie spalonym lesie, lecz czuję, że niedługo się to zmieni… – Zrobiła chwilę ciszy. – Wydaje mi się, że te istoty próbują nas wypłoszyć z naszych terenów, aby je zagarnąć.
– Dlaczego to robią? – zapytałam zmieszana. Te istoty są bardzo dziwne…
– Nie wiem, ale muszą mieć jakiś powód, by prowokować nas do ataku…
– Musimy odbić Yareena! – powiedziała głośno, lecz nie krzyknęła, Pandora.
– Musimy zastanowić się, czy jest jakakolwiek szansa odnalezienia Yareena żywego na terenie ludzi… – powiedziała rzeczowo i nieco oschle Isobel.
Pandora cofnęła się, kręcąc głową i szepcząc, nie chcąc uwierzyć w śmierć basiora. Ja jednak miałam już plan, bardzo prosty do przewidzenia i pewnie Isobel szybko się domyśli, jakie mam zamiary.
– Czy ktoś patroluje te okolice? – zapytałam neutralnym tonem. Isobel lekko podniosła brew, myśląc nad odpowiedzią.
– Szukam chętnych do tego… – odparła równie zrównoważonym głosem co ja.
– Możemy się zgłosić? Ja i Pandora – spytałam, ciągnąc temat.
– Co Ty robisz?! Miałyśmy szukać Yareena! – syknęła mi do ucha wilczyca, lecz wysłałam jej sygnał, że wiem, co robię. Betha chwilę się zastanawiała, aż w końcu zgodziła się na moją propozycję. Przekazała nam potrzebne informacje oraz wskazówki i poleciła jak mamy tam się dostać…
– …kierujcie się w górę rzeki Isfjell, z dala od wodospadu Fjellkrystal, ponieważ widziałam tam mnóstwo ludzkich istot. Kierujcie się lasami i oraz ukrywajcie się w cieniu. Nie latajcie, chyba że zajdzie taka potrzeba – zakończyła Isobel, kierując się powoli w kierunku swojej jaskini. Pandora ruszyła pierwsza, obrażona na mnie, że złamałam daną jej obietnicę. Gdy chciałam do niej podbiec, jednak czekoladowa wadera zagrodziła mi drogę i spojrzała na mnie z góry. Wytrzymałam jej twarde spojrzenie.
– Wiedz, że jeśli złapią was podczas akcji odbicia Yareena z rąk ludzi, nie przyśle wam nikogo na pomoc. Będziecie zdane wyłącznie na siebie.
– Niczego więcej nie oczekuję – powiedziałam równie zimnie i twardo jak mi to oznajmiła i ruszyłam za Pandorą, która pewnie myśli jak ocalić swojego kuzyna od niechybnej śmierci z ręki człowieka.
•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•
– Teraz rozumiesz? – zapytałam po wyjaśnieniu sytuacji. Nie pominęłam również ostrzeżenia Isobel, które nie obeszło się bez… komentarzy.
– Nie rozumiem, dlaczego Betha nie wyśle wojowników… – mruknęła, kiedy przekradała się w gęstym, leśnym buszu. Byłyśmy niedaleko ludzkiej osady, lecz miałyśmy okazję spotkać kilka ludzkich istot. Gdy skradałyśmy się obok tych stworzeń, nie mogłam się nadziwić nimi. Oni naprawdę byli dziwni. Nie dość, że chodzili tylko na dwóch nogach, to nosili do tego skóry i futra zwierząt na sobie oraz nosili coś dziwnego w swoich przednich kończynach. Kto ich stworzył? – zastanawiałam się w myślach.
Wróciłam do rzeczywistości.
– Ponieważ gdy Akos lub Isobel wyślą wojowników do ludzkich siedzib, rozpoczną wojnę. A te istoty są bardzo niebezpieczne, gdy się je rozgniewa…
– Mogłaby jednak pokusić się o wysłanie jakiś dwóch wilków w celu odbicia Yareena… – mruknęła Pandora.
– Hej! Przecież go odbijamy! – odburknęłam. Wskoczyłam na drzewo, ukrywając się w delikatnej koronie drzew. Wiosna już chyliła się ku końcowi, a w oddali nadal majaczyły się ciemne chmury. Na razie szły one bokiem, lecz kapryśna pogoda w każdej chwili zmienić zdanie. I to mnie martwi… Czułam w kościach, że uda nam się uratować basiora, lecz za jakąś cenę.
Pytanie brzmi: co to będzie…?
Po pewnym czasie udało nam się dostać do pewnej wioski ludzi. Słońce skryło się już za horyzontem, a Księżyc był w nowiu, tak więc szłyśmy niemalże po omacku. Pandora wyczuła zapach Yareena, podobnie jak i ja, w owej pobliskiej osadzie. Przyczaiłyśmy się i czekałyśmy na dobry moment, aby zaatakować. Pandora była pełna obaw, lecz wierzyła, że uda nam się uratować jej kuzyna całego i zdrowego. Miałam nadzieję na takie zakończenie tej akcji, lecz brałam pod uwagę wszystkie możliwe scenariusze…
Kiedy natrafiła się okazja, ruszyłyśmy w paszczę lwa. Wtedy w oddali huknął grzmot a pierwsze krople deszczu dotknęły ziemi.
Niestety, nie wszystko poszło po naszej myśli…
Yar? Na kogo trafi- An czy Pandorę?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz