Pora roku:

Pora roku: Początek Zimy.
Jeśli śnieg utrzymuje się dłużej niż kilka dni, możemy zacząć mówić o początku zimy. Temperatura powietrza jest coraz niższa, należy uważać na poranne przymrozki. Cienka warstwa śniegu przyjemnie skrzypi na każdym kroku lecz aura nie zachęca do wyjścia – cały czas jest pochmurnie i pada, czy to deszcz czy to śnieg. Życie w lesie zamarło na czas zimy – jedynie kilka gatunków zwierząt, nie udających się w cieplejsze rejony, zostały wśród gołych drzew, żyjąc jak gdyby nigdy nic. Nawet niektóre niebezpieczne stworzenia, nawet te z Djevelskogu, ograniczyły swoją aktywność, co nie znaczy, że należy tracić czujność. Nie zaleca się wycieczki w wysokie góry, nawet skrzydlatym wilkom, ze względu na ryzyko zejścia lawiny i silne, północne fronty powietrza niosące masę zimnego powietrza.

Menu pionowe i populacja (na samym dole)

Informacje
Oficjalna data otwarcia: 08.03.2021

POPULACJA: 9
W tym NPC: 3

Wadery (♀): 5
Basiory (♂): 4
Szczenięta: 0

LICZBA ZMARŁYCH WILKÓW: 0
LICZBA PAR: 0

Następne postarzenie: 21-23.02.22

niedziela, 1 sierpnia 2021

Od Akosa cd. Úrfearn "Nauka to potęgi klucz"

Z każdym uderzeniem mojego serca niepokój rósł i zacieśniał się wokół mojej szyi. Rozpocząłem gorączkowe poszukiwania, które były tak chaotyczne, że nie dały żadnego rezultatu. Zamiast jednak wpaść w panikę, przypomniałem sobie nauki moich dawnych nauczycieli i treningi, jakim zostałem poddany. Wziąłem głęboki wdech i oczyściłem umysł, skupiając się na otaczającym mnie terenie. Nie mogłem użyć swojej mocy z racji braku pory nocnej. Na szczęście nauczono mnie, aby nie zawsze polegać na swoim żywiole, lecz na instynkcie oraz nabytych przez wymagające ćwiczenia oraz trudne wyzwania, jakie mi narzucano, umiejętnościach. Moja rodzina oraz przyszli poddani mieli wobec mnie wysokie oczekiwania, ale ja miałem jeszcze większe. Przymknąłem oczy i otworzyłem się na otaczającą mnie przyrodę i informację krążące w jej obiegu.

Poczułem ziemię, na której stałem; wiatr, delikatnie poruszający liśćmi ogromnych drzew; wodę, płynącą z górskich szczytów.
I poczułam obcą, nieznaną mi obecność wrogo nastawionego wilka, najpewniej basiora. Miała ona ostrą woń gniewu i zemsty, przesyconą rządzą krwi. Nie chodziło tu o chęć mordu przypadkowych wilków, lecz o wymierzenie sprawiedliwości pewnemu wilkowi. 
Chodziło im o Úrfearn!
Potrząsnąłem głową. Nie trać koncentracji! – upomniałem się w myślach.
Wróciłem do poprzedniego stanu, chcąc zdobyć więcej informacji. Na szczęście byłem bardzo dobry w medytacji, którą również trenowałem od lat, tak więc długo mi to nie zajęło. Poza głównym wilkiem, były też inne wilki, lecz ich woń była nikła, zupełnie przyćmiona przez dominującą obecność basiora. Był pyszny i bardzo pewny siebie, a napędzająca go nienawiść była jak duszący dym, który otaczał jego aurę.
I pozostawiał ledwie widoczny ślad, który ciągnął się za nim niczym zabłąkany szczeniak.
Uśmiechnąłem się, lecz nie było w tym uśmiechu ani szczypty radości. Ruszyłem w pościg, mając przeczucie, że muszę zdążyć przed zachodem słońca – kiedy jestem w stanie użyć swoich mocy.

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•

Ślad wił się przez większą część wschodniej granicy i co jakiś gubiłem trop, na szczęście szybko go odnalazłem z powrotem. Czułam, że czas przecieka mi przez palce i muszę się śpieszyć… Podążając za niewidzialnym śladem, pozwoliłem sobie na swego rodzaju automatyzację ruchów – wykonywałem jakiś ruch, w tym przypadku bieg, lecz nie skupiałem się na tej czynności, lecz na buzujących we mnie emocjach. Nie mogłem zrozumieć jak można tak nienawidzić szczeniaka, zwłaszcza, że nie odpowiada ono za czyny swojego rodzica. Jednak wiedziałem, że na tym świecie żyją przeciwieństwa nas samych. Úr jest niezwykła i dużo przeszła w swoim życiu. Podziwiam ją za jej siłę i odwagę, lecz dlaczego nie powiedziała, że ktoś na nią poluje? Zacząłem przypominać sobie jej historię, którą kiedyś mi opowiedziała. Przyznała, że nie chce powiedzieć wszystkiego, ze względu na bolesne wspomnienia czy niechęć do zwierzania się niemal obcym wilkom.
Urodziła się jako owoc zdrady jej matki, która zapłaciła za ten czyn swoim życiem, wydając na świat, dwie waderki. Ojczym nienawidził Olchę i jej siostrę bliźniaczkę, utrudniając im życie, doprowadzając do śmierci jednej z nich. Úrfean została oskarżona o zamordowanie swojej siostry, lecz zdołała uciec i znaleźć schronienie w moim klanie.
Nagle poczułem, że znalazłem rozwiązanie, lecz nim je poznałem, zdążyło mi już umknąć.
Dlatego przyśpieszyłem, czując, że moje ciało powoli opada z sił, lecz nadal było napędzane czystą adrenaliną.

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•
 
Niematerialny ślad, a raczej jego siła, z każdym krokiem. To znaczy, że jestem blisko… Znajdowałem się przy kaskadzie wodospadu Fjellkrystal, na lewym brzegu. Czaiłem się na brzegu, ukrywając się między leśnym busze, nie chcąc tracić ewentualnego elementu zaskoczenia, jeśli będzie trzeba stanąć do walki. Za kilka minut Słońce zajdzie za horyzont, odzyskując tym samym dostęp do mojej mocy, która w świetle dnia jest nieaktywna i bezużyteczna. Co nie znaczy, że i ja jestem bezużyteczny… – pomyślałem, przypominając sobie słowa Iossy, mojej najmłodszej siostry. Była aniołem, choć czasami lubiała rozrabiać. Poczułem ukłucie w sercu na wspomnienie o niej, lecz szybko wziąłem się w garść, chcąc ocalić swoją uczennicę i podopieczną przed losem, jaki spotkał Iossę.
Nagle coś usłyszałem.
Odwróciłem głowę w tamtym kierunku, chcąc zobaczyć co właściwie usłyszałem. Zamarłem, uważnie obserwując, przygotowując ciało do dużego wysiłku, być może nawet walki.
Úrfearn stała na krawędzi kaskady, niebezpiecznie blisko granicy między ziemią a przestrzenią między nią a pieniącą się wodą, ukrywającą niebezpieczne podwodne skały. Ogon podkuliła tak, że wygląda prawie jakby miała go złamanego, a uszy przykleiły się do jej głowy. Naprzeciwko niej stał duży, szary basior, który emanował statusem dowódcy, a obok niego kilka innych wilków, które najwidoczniej były zdominowane przez niego – stały w dużej odległości od niego i Úr oraz nie wtrącali się do rozmowy, która między nimi się odbywała. Być może jest nawet ich formalnym przywódcą… – pomyślałem. I chyba mam rację.
Nawet z tak dużej odległości, jaka nas dzieliła, widziałam w jej oczach strach, wręcz przerażenie, ale również swojego rodzaju odwagę – nie bała się powiedzieć tego co myślała, choć nadal towarzyszyła jej obawa i świadomość, że zaraz najpewniej zginie. Zauważyłam na jej nadgarstkach i kostkach kamienne bransolety, które nie wyglądały na najlżejsze. Delikatny wiatr porwał jej szarawe lotki, z których została brutalnie obdarta. Czułem, jak buzują we mnie emocje – gniew i obrzydzenie skierowane ku jej oprawcom, strach o życie młodej waderki, nawet chęć pomszczenia krzywd Úrfean.
Słońce już niemal zaszło a ja poczułem stopniowy przypływ energii, na nowo wypełniające moje ciało. Wtedy szary basior popchnął Úrfean, patrząc swoimi złotymi oczami, jak spada, czując upojoną radość z tego co zrobił. W pierwszej chwili chciałem rzucić się w przepaść za szczeniakiem, lecz po chwili przyszła chłodna kalkulacja. Jeśli mnie zobaczą, być może nie uda mi się jej uratować. Musiałem więc czekać, choć najchętniej już bym zanurkował w kaskadach wodospadu Fjellkrystal.
Garstka wilków odeszła, nie patrząc nawet w stronę przepaści. Również ich przywódca odszedł, upewniając się, że jego ofiara nie zdołała się wynurzyć. Oddalił się odrobinkę, nie zwracając uwagi na otoczenie. To jest moja szansa! Pokonałem kilka metrów w ułamku sekundy, tratując wszystkie krzewy oraz rośliny po drodze, i skoczyłem, zawisając przez chwilę w powietrzu a potem zacząłem spadać w dół, skupiając swój wzrok na pieniącej się wodzie w oddali.

Nie zauważyłem, że szary basior o złotych oczach dostrzegł ruch kątem oka. I że nie obserwuje moje poczynania, odsłaniając swoje zęby w szalonym gniewie, że ktoś pokrzyżował mu plany zabicia jego cholernej pasierbicy.

Gdy tylko moje ciało znalazło się pod wodą, poczułem tysiące igieł kłujących moją skórę. Byłem mocno rozgrzany a skok do zimnej wody normalnie mógłby się bardzo źle skończyć. Jednak teraz liczyło się odnalezienie mojej podopiecznej. Poczułem, jak silny prąd rzuca mną o podwodne kamienne stożki, które rozcinały mi skórę i obijały moje ciało. Ból rósł z każdym kolejny uderzeniem, lecz nie zwracałem na niego uwagi, skupiając się na zmyśle wzroku. Warunki były trudne – woda była spieniona a ogromne bąble powietrza dookoła nie ułatwiały zadania. Jest! Kilka metrów przede mną płynęła rozmazana, nieruchoma kulka szarej sierści. Na szczęście prąd wody sprzyjał mi, więc bez problemu podpłynąłem do niej. Chciałem się wynurzyć wraz z nieprzytomną uczennicą, lecz poczułem opór. Rozejrzałem się, ledwie co widząc w spienionej wodzie. Dostrzegłem, że jej łapa zaklinowała się między kilkoma skałami. Po kilku szarpnięciach udało mi się uwolnić nogę Úrfearn, lecz stworzyłem głęboką ranę z której zaczęła się sączyć duża ilość krwi. Odłożyłem zmartwienia na bok, wypływając na powierzchnię.
Jednak te powróciły z zdwojoną siłą. Oddech Úrfearn był świszczący a z jej pyska wydobywały się bąbelki wypełnione powietrzem. Woda nie oszczędziła waderke, powodując u niej bardzo poważne obrażenia. Chciałem płakać, ale udało mi się powstrzymać łzy. Położyłam nieprzytomne wilczątko na grzbiecie, po czym wzniosłem się ku nocnemu niebu, kierując się do jaskini naszej uzdrowicielki. Gdy leciałem, dostrzegłem parę złotych oczu, patrzących z nienawiścią na mnie.
– Dopadnij mnie, jeśli potrafisz – wyszeptałem w głuchą ciszę, lecąc na wschód.

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•

Tamte lądowanie nie należało do… najzgrabniejszych. Cieszyłem się, że nikt tego nie widział, a zwłaszcza Isobel. W tamtym momencie obchodziło mnie jedynie życie Úrfearn oraz odnalezienie naszej jedynej, na tamten moment, uzdrowicielki. Szybko wszedłem do jaskini, gorączkowo poszukując biało-błękitnej skrzydlatej wilczycy. Nikogo nie zastałem w domu. Głośno zakląłem, myśląc co teraz zrobić.
– Czemu przeklinasz w moim domu? – Antilia stała przy wejściu do swojej jaskini, oświetlana przez srebrny blask księżyca. Ta noc miała fazę ostatniej kwarty. Miała na sobie skórzany wór przepasany wzdłuż jej talii, z którego wystawały dziwne kwiaty. 
– Musisz jej pomóc... – powiedziałem, niemal błagając, ściągając z grzbietu ledwie żywego szarego szczeniaka.  

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•

Uzdrowicielka westchnęła, kończąc bandażować i opatrywać rany nadal nieprzytomnego szarego szczeniaka. Dookoła niej i leżącej Úrfearn były resztki maści, postrzępione opatrunki i trochę zaschniętej krwi. Kilka godzin temu wpadłem do jej mieszkania z ciężko ranną Úrfearn. Teraz leżała na ziemi, bezwładna i mocno wyziębiona, lecz była w dobrych łapach. Ufałem Antilii i wierzyłam w jej wiedzę oraz umiejętności. Czułem, jak moja moc powoli ubywa, zupełnie jakby ktoś zrobił we mnie dziurę. Nastaje dzień...
– Teraz pozostaje czekać... – powiedziała cicho, odchodząc od waderki i zaczynając sprzątać bałagan. 
– Jak to? – zapytałem. – Nic więcej nie możesz zrobić?
– Teraz już nie. – W jej oczach widać było, że chce walczyć, lecz umie zobaczyć, kiedy doszło do końca walki i kiedy się poddać. – Jest silna, lecz potrzebuję kilku ziół, a tych na razie nie mam. Muszę poprosić Yareena, aby je zebrał. – Zaczęła szykować się do wyjścia. Podeszłem do Úr. Położyłem łapę na jej czole. Jest mocno wyziębiona a jej ciało delikatnie drżało. Większość jej ciała była pokryta opatrunkami. Lecz nadal walczy. 
– Chyba nie będę musiała cię prosić abyś z nią został. – Wilczyca uśmiechnęła się ciepło, widząc, jaką troską otoczyłem to szarawe wilczątko.
– Nie – Również się uśmiechnąłem, tylko w tym uśmiechu było więcej smutku. Wadera kiwnęła głową i ruszyła w drogę.
Ja natomiast zacząłem układać plan zemsty na złotookim szaraku. Pożałujesz tego – pomyślałem, odsłaniając kły.



Úr? Akos jest wściekły i chcę dokonać zemsty. Co ciekawe, podczas pisania tego puściłam sobie Holding Out For A Hero xD #gimbynieznajo

Brak komentarzy

Prześlij komentarz