Tej nocy snił mi się kolejny koszmar, ten sam co ostatniej nocy i jeszcze wcześniejszej. Byłam niewielką kulką niebieskawego światła, która lewitowała bez żadnego celu w czarnej niczym smoła pustce. Latałam w różne kierunki, lecz ciemność nie odpuszczała a poczucie nicości dalej trwało. Nie czułam niczego co pozytywne – żadnej radości, poczucia posiadania przynależności czy bezpieczeństwa. Czułam natomiast przytłaczającą samotność, żałosność oraz nienawiść do swojego życia. Moje światło powoli gasło a ja miałam świadomość, że umieram… Nagle poczułam czyjąś obecność. Znajomą obecność, której szukałam odkąd straciłam pamięć…
Niedaleko mnie były trzy inne świetliki, których światło było niemal oślepiające. Szczęście oraz bliskość rodziny, jakie je wypełniało, nadawało mi taki blask. To była moja rodzina! Próbowałam do nich lecieć, nagle przekształcając się w wilka, którego ciało było wykonane z podobnego biało–niebieskiego ognia co niewielka kulka, którą wcześniej byłam. Biegłam do nich, nie leciałam. Nie czułam swoich skrzydeł, które dawały mi swego rodzaju wolność, a jedynie swoje łapy oraz serce, które rwało się do spotkania ze swoją rodziną. Nadzieja wypełniła mnie, dając siłę do biegu. Tamte kule również przybrały wilczą postać – dwóch dorosłych wilków oraz mniejszego, lecz niemal dorosłego. Chciałam zawołać, krzyknąć, cokolwiek… Mogłam tylko biec.
Mamo! Tato! – krzyczałam w myślach, lecz nawet nie szepnęłam. Biegłam dalej, lecz moi rodzice z nieznanym mi wilkiem oddalali się ode mnie, zupełnie, jakby przede mną uciekali… Nagle moje astralne ciało natrafiło na jakąś barierę. Niewidzialny mul zagrodził mi drogę do odnalezienia mojej rodziny. Biłam w niego, lecz moje wysiłki spadły na manowce. Rodzice coraz bardziej oddalali się, zupełnie jakby mnie nie widzieli… Jakby zapomnieli o mnie…
Czułam, jak moje światło gaśnie a ja umierałam. Pogodziłam się z tym, lecz poczucie pustki bolało niewyobrażalnie.
W chwili, gdy niebieska kulka, którą byłam we śnie, umarła, budziłam się zlana zimnym potem. Uczucie beznadziei, jakie towarzyszyło podczas mojej śmierci we śnie, było również obecne po przebudzeniu. Czułam się beznadziejnie, zarówno psychicznie jak fizycznie. Odkąd męczy mnie ten koszmar, mam wysoką gorączkę oraz jestem apatyczna. Dusjer często mnie odwiedza, podrzucając jakieś jedzenie, jednak nie miałam ochoty nic jeść. Jakimś jednak cudem udało mu się namówić mnie na zjedzenie ofiarowanego posiłku. Zastanawiałam się jak on to robi... Odwiedzał mnie dość często, pod nieobecność moich przyjaciół i zielarzy jednocześnie. Pandora została wysłana z Yareenem na pewną wyprawę, szczegółów nie znam. I nie wiem czy są mi one potrzebne do szczęścia…
Powoli wstałam na trzęsących się nogach z swojego legowiska. Zebrałam trochę jelenich skór i innych futer, aby nadać swojej podłodze nieco wygody oraz przytulności, żeby nie było samej litej skały. Wyszłam na zewnątrz, czując chłodny, wiosenny wiatr. Zadrżałam delikatnie, kierując się w stronę niewielkiego jeziora niedaleko domu. Mimo niewielkiej tafli na powierzchni jezioro było dosyć głębokie, by móc spokojnie nurkować. Ostrożnie dotknęłam chłodnej wody, naruszając tym gładkie wodne lustro. Była bezchmurna noc, podczas której gwiazdy migały wesoło a Księżyc, swoją srebrzystą tarczą, rozganiał mroki. Pełnia jest idealną porą… – pomyślałam. Weszłam do wody i od razu zanurzyłam się.
Czułam, jak woda otula moje ciało, a moc wypełniła mnie, dodając siły. Chociaż wtedy czułam się zdrowa i silna, zupełnie jakbym nigdy nie chorowała… Zeszłam nieco głębiej, lecz dalej byłam w zasięgu tańczących płomieniach Księżyca. Odwróciłam się na plecy, by zobaczyć srebrnego strażnika. Czułam się taka lekka i wolna od wszystkiego… Unosiłam się w wodnej toni, wolna od trosk czy bólu.
Trochę jak w moim koszmarze…
Nagle poczułam bardzo dziwne uczucie, którego nie jestem w stanie opisać znanymi mi słowami. Jakby taki dreszcz ale też i łaskotanie; jakby ktoś odebrał mi całą moc a zarazem wypełnił mnie ją. Wrażenie trwało a ja nadal byłam niesiona przez spokojna wodę.
Niespodziewanie przede mną pojawiła się iskierka wielkości małego kamyczka, która świeciła równie mocno co Słońce. Mieniła się subtelnymi kolorami i, uwierzcie mi, wydawało się, że śpiewa pięknym, subtelnym głosem pieśń w nieznanym języku. Rozłożyłam skrzydła, zupełnie jakbym chciała ochronić to maleństwo przed światem zewnętrznym a następnie delikatnie ujęłam światło w łapy. Przyglądałam się przez chwilę temu, a następnie powoli wypłynęłam na powierzchnię, powoli rozumiejąc, że znalazłam gwiazdkę Yule…
Szłam powoli, dalej osłaniając skrzydłami gwiazdkę, która lewitowała przede mną. Kierowałam się w stronę ołtarza Flotte Org, gdzie zamierzałam oddać gwiazdę jednemu z boskich bliźniaków. Nadal jednak zastanawiałam się komu ją ofiarować… Z jednej strony moja patronka i bogini przeznaczenia, Framtid, jest żoną Skolla, boga Słońca oraz dnia. Z drugiej – odnosiłam wrażenie, że to Księżyc ofiarował mi gwiazdkę, tak więc powinnam ją dać Managarmrinowi – bogu Księżyca i patrona wilków nocy. Miałam totalny mętlik w głowie… Ale musiałam podjąć decyzję.
Gdy dotarłam na miejsce, ciemne niebo zaczęło przybierać cieplejsze kolory – od aksamitnego fioletu po ciepłej pomarańczy. Zbliża się wschód… – pomyślałam, spoglądając na wschodnią część horyzontu. Muszę podjąć decyzję. Westchnęłam. Powoli wspięłam się do pozostałości ogromnej niegdyś świątyni, która pomagała nam w komunikacji między nami a naszymi bogami. Gdy stanęłam przed kamieniem runicznym, powoli zaczęłam składać swoje zdrętwiałe skrzydła. Gwiazda przez całą drogę śpiewała piękną pieśń, nawet teraz to robiła, tyle że jej głos wydawał się inny… Nie wiem czy smutniejszy czy weselszy. Po prostu inny.
Wpadłam na pewien pomysł. Powiedziałam na głos imiona obu braci, obserwując reakcję Gwiazdy. Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam dać jej wybór. Mi ktoś nie zaoferował takiego luksusu i skończyłam z trwałą amnezją. Nie mówię, że jest mi tutaj źle, w Klanie, lecz czuję się niekompletna…
Yule zareagowała na imię na boga nocy, błyskając mocniejszym światłem.
– Postanowione… – powiedziałam na głos. Zaczęłam odmawiać modlitwę ku czci Managarmra, przekazując mu gwiazdę. Kula białego światła nieco przygasła, po czym rozpadła się na srebrzysty pył. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Zdążyłam polubić to coś, czymkolwiek to było.
Miałam nadzieję, że podjęłam dobrą decyzję.
•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•
Minęło kilka dni od tego nietypowego… wydarzenia. Nikomu nie powiedziałam o tym, bo po co? Gdy wróciłam do swojej jaskini, od razu zasnęłam. Tym razem mój koszmar stał się przyjemnym snem – udało mi się dotrzeć do swojej rodziny, która również mnie szukała i bardzo za mną tęskniła. Od tamtej pory nie mam żadnych snów. Na dodatek, gdy wróciłam od opatrywania Pandory po nieudanym lądowaniu, znalazłam srebrzysty pył na delikatnej króliczej skórze oraz piękne perły. Domyśliłam się, że to jest Księżycowy Pył niemal od razu.
Dziękuję – pomyślałam, przywołując obraz gwiazdy Yule.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz