Pandora.
To była scena jak ze starych, wojennych baśni, które słyszałam od starców. Czarne, zachmurzona niebo, grzmoty i pioruny oraz deszcz. Gdzieś palił się ogień, aby rozjaśnić chodź troszkę ciemność, która spowiła cały ludzki obóz. Pomimo świeżego zapachu deszczu, ostrej woni burzy i cuchnącego smrodu ludzi, nie gubiłam zapachu kuzyna. Utrzymałam się przy nim, niczym tonący brzytwy. Bałam się, że jeśli raz go zgubię, mogę go z powrotem nie znaleźć. Antillia była tuż za mną. Obserwowała dwunogów i przyglądała się ich konstrukcjom. Zawsze mnie ciekawili, pomimo tego, jak potrafili być agresywni i z jaką bezwzględnością zabijali nas i lasy, to jednak coś mnie w nich intrygowało. To nie było chodzenie na dwóch nogach, bo moje skrzydła były ciekawsze. To nie wina ich języka, bo zwierzęta mają również swój. Może to przez to, co potrafili zrobić. Co potrafili trzymać w przednich kończynach i co potrafili dzięki nim zrobić, stworzyć. Jak uderzali o siebie przedmioty, jak się ze sobą łączyli i sprawiały, że drzewo bez korzeni nie upadało na ziemię, a trzymało pion. To było dla mnie jak ‘magia’.
W oddali słyszałam kolejne grzmoty. Ludzie zaczęli biegać po obozie, ochraniając głowy, jakby bali się, że zaraz się stopią. Bali się deszczu? Wątpiłam w to. Przy większym ruchu zatrzymałyśmy się z samicą na poboczu i obserwowaliśmy ludzi. Wszyscy byli do siebie podobni: mieli włosy, każdy z nich miał po dwie pary kończyn i byli podobnie ubrani. Ciekawe jak oni siebie odróżniali? Prawdopodobnie tak łatwo, jak my, wilki. Po krótkiej chwili ludzie się uspokoili, w wiosce panowała jedynie burza: grzmoty, deszcz i wiatr. Wszyscy się schowali, dlatego poczułam się bezpieczniej. Ruszyłyśmy dalej, nie gubiłam zapachu Yareena. Zapach wiódł mnie środkiem miasteczka, starałam się iść poboczem, kryć się między ich domami, kiedy zapach rozdzielił się na środku drogi.
- To tak, jakby zapadł się pod ziemie – wymruczałam, biegnąc na środek. Zapach kumulował się nad jakimś metalowym kółkiem i rozchodził się w różne strony. Okrążałam koło, nie wiedząc, co zrobić. Czy to można było otworzyć? Dlaczego jego zapach się rozniósł?
- Pandora, zobaczą cię – szepnęła Antilia, ale ją zignorowałam. Musiałam go znaleźć, bez niego nie miałam zamiaru wracać do watahy. Rozejrzałam się i zobaczyłam niedaleko duże drzewo. Podbiegłam do niego i dotknęłam do łapą, aby móc zobaczyć jego wspomnienia. Nie słyszałam już samicy.
Drzewo przekazało mi obraz, jak ludzie przynieśli do wioski białego wilka. Był nieprzytomny. Miał sznur na szyi, a jego ciało opletli w siatkę. Wyglądał na martwego. Dwunożni coś mówili, widać było na ich twarzach radość. Po chwili otworzyli metalowe kółko w ziemi. Zdjęli siatkę i sznur z ciała Yareena, po czym wrzucili go do tak zwanej studni (jeśli drzewo dobrze przekazało mi informacje).
- Pandora! – krzyk skrzydlatej wadery wyrwał mnie ze wspomnień drzewa. Odwróciłam się do niej i zobaczyłam ludzi, trzymający broń w rękach.
- Yareen jest w środku tego metalowego kółka w ziemi! – przekazałam jej szybko informacje, nim zaatakowali.
Yareen.
Straciłem poczucie czasu, brodząc w śmierdzącej wodzie, w ciemnościach. Moim jedynym teraz celem było znalezienie suchego miejsca, w którym mógłbym się położyć i odpocząć, ale ciecz się nie kończyła.
- Czemu brodzisz w tej wodzie? – usłyszałem obcy głos. Stanąłem w miejscu i uniosłem uszy, lekko jeżąc sierść.
- Kto tu jest?
- Wilki nie widzą w ciemności? – w głosie nieznajomego usłyszałem śmiech.
- Ja akurat niczego nie widzę – mruknąłem. – Gdzieś jest sucho?
- Zejdź na bok – jak powiedział, tak zrobiłem. Skręciłem w lewo. – Tylko uważaj na… - nim dokończył, uderzyłem łapą o twardą ścianę. - …schodek – dokończył, w dalszym ciągu nie kryjąc rozbawienia, które musiałem zignorować. – Nienawidzę kiedy was tu wrzucają – głos zdawał się być bliżej.
- Kto? – czując, że stałem na czymś twardym i suchym, otrzepałem się z wody i się położyłem. Nie wydawało mi się, abym musiał czuć zagrożenie.
- Ludzie. Wrzucają tutaj wilki, które zdychają z głodu – usłyszawszy to, wyobraziłem siebie leżącego w tej śmierdzącej wodzie i rozkładającego się na części pierwsze. – Chociaż ja tam nie marudzę, odkąd sobie wymyślili taką zabawę, o wiele łatwiej dla nas z pożywieniem – przyznał, co mnie trochę zdziwiło.
- Kim jesteś? Kanibalem? – głos się roześmiał, a jego śmiech odbił się echem po całym pomieszczeniu.
- Jestem szczurem, a ty jesteś w studni bez wyjścia – dalej się śmiał.
<Antilia? Help>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz