Pora roku:

Pora roku: Początek Zimy.
Jeśli śnieg utrzymuje się dłużej niż kilka dni, możemy zacząć mówić o początku zimy. Temperatura powietrza jest coraz niższa, należy uważać na poranne przymrozki. Cienka warstwa śniegu przyjemnie skrzypi na każdym kroku lecz aura nie zachęca do wyjścia – cały czas jest pochmurnie i pada, czy to deszcz czy to śnieg. Życie w lesie zamarło na czas zimy – jedynie kilka gatunków zwierząt, nie udających się w cieplejsze rejony, zostały wśród gołych drzew, żyjąc jak gdyby nigdy nic. Nawet niektóre niebezpieczne stworzenia, nawet te z Djevelskogu, ograniczyły swoją aktywność, co nie znaczy, że należy tracić czujność. Nie zaleca się wycieczki w wysokie góry, nawet skrzydlatym wilkom, ze względu na ryzyko zejścia lawiny i silne, północne fronty powietrza niosące masę zimnego powietrza.

Menu pionowe i populacja (na samym dole)

Informacje
Oficjalna data otwarcia: 08.03.2021

POPULACJA: 9
W tym NPC: 3

Wadery (♀): 5
Basiory (♂): 4
Szczenięta: 0

LICZBA ZMARŁYCH WILKÓW: 0
LICZBA PAR: 0

Następne postarzenie: 21-23.02.22

poniedziałek, 15 listopada 2021

Brak komentarzy

Od Akosa i Yrsy "Na łasce bogów" (RP)

Wadera zgodziła się na przenocowanie basiora. Jednak nie doczekała się jego powrotu z jelenimi skórami, bo w końcu po prostu znużona zasnęła. 
Wszędzie wokół słychać było rozchodzące się echem szepty. 
Było ich tak wiele, że nie sposób było je zrozumieć. Każdy mówił coś innego i w innym tempie. Przemierzała czarną otaczająca nicość, podłoże po którym stąpała przypominało płytką wodę i stawiając po nim kroki wydawało taplające dźwięki, ale też było czarne jak smoła. W oddali widziała coś leżącego na ciemnym podłożu. Gdy zbliżyła się, by przyjrzeć się temu, przestraszyła się i odskoczyła. Było to ciało martwej wilczycy, leżało w kałuży własnej krwi, z jej boku wystawały zaostrzone kije, dziurawiące jej ciało. Nagle znikąd pojawiły się inne wilki i stwory zwane ludźmi, rozgorzała walka. Większość czworonożnych braci ginęła, nie mieli szans, ale walczyli do ostatku sił. Gdy tak się temu przyglądała, w pewnym momencie poczuła, że coś chwyta ją za łapę. To ta wilczyca, nagle ożyła. Popatrzyła w jej oczy i z żalem zapytała ,,Dlaczego nas nie ochroniłeś?’’.
Po wypowiedzeniu tych słów wszystko się rozmyło, zatopiło w czarnej wodzie. Obudziła się jak zwykle z krzykiem, rzucając we wszystkie strony.

– Yrsa! – zawołałem do czarno-białej wadery, szamotającej się we śnie. Leżała z zaciśniętymi powiekami, krzycząc niezrozumiałe dla mnie słowa. Podszedłem do niej, chcąc ocucić ją z tego koszmaru, lecz wtedy z jej łap wystrzeliła lodowa igła, która niebezpiecznie szybko zbliżyła się w kierunku mojego ciała, rosnąc w ogromny sopel na surowej skale. Tuż przed moim gardłem przezroczysty, lodowy szpikulec zatrzymał się a wilczyca się nieco uspokoiła, po czym zaczęła powoli otwierać oczy.

Wciąż jeszcze przez chwilę rzucała się przez sen i krzyczała, a gdy otworzyła oczy, były nieobecne, bez źrenic. Potrzebowała chwili by się uspokoić i zyskać świadomość. W końcu jej wzrok wrócił do normalności, nie był już pusty. Widok który zastała po przebudzeniu tylko bardziej ją zszokował, sople lodu od razu pękły i rozkruszyły się na proch. 
- P-Przepraszam! - wydusiła, patrząc na basiora zmieszanym, przepraszającym wzrokiem, pochyliła uszy i skuliła się.

Gdy lód rozkruszył się, mogłem w końcu przełknąć ślinę. Odsunąłem się ostrożnie, nie chcąc, aby wadera nie zauważyła tego. Była lekko roztrzęsiona a jej wzrok błądził. Okiem zwykłego wilka wyglądała na opętaną, lecz ja nie czułem wobec niej takiego odczucia. Odnosiłem wrażenie, że teraz obawia się własnej mocy, zwłaszcza, że żywioł Lodu jest nieokiełznany i lekko kapryśny. Yrsa miała siłę zawładnąć nad nim, lecz, w takich momentach jak te, żywioł przejął kontrolę nad nią, najpewniej chcąc ją chronić. 
– Wszystko w porządku? – zapytałem cicho i spokojnie, powoli zbliżając się w kierunku wadery. Jej ciało nadal lekko drżało. Spojrzała na mnie jak przerażony szczeniak na widok ludzi idących w jego stronę, niosąc żelazną broń, by go zgładzić. 
– NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO MNIE! – krzyknęła, po czym szybko wybiegła z mojej jaskini wprost przed siebie. Nie myśląc wiele, pobiegłem za nią.

Będąc nadal w szoku wybiegła z jaskini gdy tylko zaczął się zbliżać. Czuła się w winna, że znów nie zapanowała nad swoim żywiołem, tylko wziął nad nią kontrolę i do tego mogła zrobić komuś krzywdę. Było ciemno, na niebie nie było księżyca ani gwiazd. Biegła na oślep niewiele myśląc, czuła tylko zimną glebę pod jej łapami, ocierające się o wilgną trawę. Dopiero zatrzymał ją głęboki dół, do którego prawie wpadła ześlizgując się, ale szybko zaczęła wdrapywać się na górę.

Nastała noc, więc mogłem wznieść się w powietrze, szukając Yrsy. Martwiłem się o nią, zwłaszcza, że ostatnio dużo się działo w lesie, w którym zniknęła. Ostatnio nawiedziły go wiwerny, które wyrządziły sporo szkód - zabiły one żyjącą tam zwierzynę oraz zniszczyły teren. Na szczęście były to młode osobniki, które szybko odleciały. Wróciłem do rzeczywistości, kierując się na wschód. Leciałem nad koronami drzew, lecz nigdzie nie widziałem znajomej, smukłej sylwetki. Nagle coś zauważyłem i zniżyłem lot, lądując niedaleko dużego dołu, które wypaliły gady. Yrsa zdążyła już wygramolić się z tarapatów, lecz poczułem swego rodzaju ukłucie winy... 
 Przepraszam...  powiedziałem na powitanie. Srebra wilczyca milczała, a ja cierpliwie czekałem. Chciałem, aby została w moim Klanie, ale siłą nie będę jej trzymać. Czułem coś do niej, lecz nie chciałem, aby okazało się to szczenięcym zauroczeniem a co gorsza - nieodwzajemniona.

Ryzyko upadku otrzeźwiło nieco jej umysł. Gdy ponownie wdrapała się na szczyt, starała się na nowo złapać równowagę. Nagle zauważyła jak z nieba, spomiędzy mroku szybuje do niej alfa. 
- Przepraszasz? - Po chwili milczenia spytała i pochyliła łeb na bok w głębokim zdziwieniu. - Przecież to ja prawie zrobiłam Ci krzywdę. Cofnęła się, chciała zrobić parę kroków jednak szybko musiała zawrócić, ponieważ znów zaczęła tracić grunt pod łapami, nadal stojąc naprzeciw przepaści. Bała się kolejnej konfrontacji, że znów nie zapanuje nad sobą, a jej sen wciąż hulał jej w głowie, wciąż jeszcze słyszała te szepty.

Zastanawiałem się co zrobić z Yrsą. Z jednej strony chciałem, aby spędziła noc w mojej jaskini, a nie na zewnątrz, lecz z drugiej strony bardzo się bała, że ten... incydent się powtórzy. 
 Co się stało?  zapytałem subtelnie, lecz wprost. 
 Co?  zapytała wadera, lekko zbita z tropu. 
 Wtedy, u mnie w jaskini... Śnił Ci się koszmar...? 
Lodowa wilczyca chwilę myślała nad odpowiedzią. Wyraźnie biła się z myślami. 
 Widziałam... wojnę... ludzi... i... i... 
Nic nie mówiłem, pozwalając waderze samej mówić, lecz poczułem ucisk w sercu. 
– ...i jakąś martwą waderę. Zadała mi pytanie... 
Ucisk zmienił się w tysiące maleńkich igieł, sprawiając, że moje serce o mało nie zamarło. 
 Mówiła coś? 
 Tak... Zapytała dlaczego nas nie ochroniłeś? 
Nie chciałem zamykać oczu, aby nie przywołać widoku martwego ciała Iossy. Wziąłem głęboki wdech. 
 Widzisz linie czasu? 
Chwila trwała wieczność a jego pustkę wypełniała głucha cisza.
 Tak. 
Myślałem co odpowiedzieć. Yrsa unikała mojego spojrzenia, najpewniej zawstydzona swoim darem widzenia. Przydałby mi się ktoś taki... Lecz odłożyłem swoje przemyślenia na temat przyszłości, biorąc kolejny, głębszy wdech, szykując się na coś, co wymaga dużej odwagi... Mam nadzieję, że nie odwróci się ode mnie... 
 To była moja najmłodsza siostra...

Yrsa? Teraz Twój ruch, Akos się niecierpliwi xd

środa, 10 listopada 2021

Brak komentarzy

Od Antilii cd. Yareena "Śnieżny Onyx"

– Pandora, zobaczą Cię! – na wpół szepnęłam a na wpół krzyknęłam. Położyłam uszy przy głowie i gorączkowo rozglądałam się za nadchodzącymi ludźmi, podczas gdy Pandora wyszła na sam środek ich wioski, idąc tropem zapachu Yareena. Zdążyłam już zmoknąć do suchej nitki, lecz mi jako wilkowi wody, nie przeszkadzało, przynajmniej wtedy. Nie chciałam tutaj przebywać dłużej, niż to jest potrzebne. Wilczyca dostrzegła leżące niedaleko powalone drzewo, do którego szybko podbiegła. Przekląłam pod nosem i ruszyłam za nią, chowając się w cieniu. Biaława wadera położyła swoją łapę na chropowatej korze i przymknęła lekko oczy. Ja natomiast stałam na czatach, pilnując, by nie zostać wykryte, choć widziałam mnóstwo tych dwunożnych istot biegających tam i z powrotem. Deszcz przybierał na sile, przez co te dziwne stworzenia zaczęły się ślizgać po błotnistym podłożu. Nie miałam najmniejszej ochoty na spotkanie z tymi stworzeniami. Niestety, los postanowił zadrwić z moich marzeń…
Gdy Pandora rozmawiała z martwym, powalbym drzewem, jeden z ludzi dostrzegł mnie oraz moją towarzyszkę. Zaczął coś krzyczeć w swoim dziwnym języku, podnosząc alarm. Nie, nie, nie…! – zaczęłam krzyczeć w myślach, widząc, jak ludzie zaczęli biec w naszym kierunku. Trzymając e przednich kończynach lśniące przedmioty oraz zapalone pochodnie. Serce mi zadrżało, a umysł szukał drogę ucieczki.
– Pandora! – krzyknęłam głośno, mając nadzieję, że usłyszy mój krzyk. Na szczęście przerwałam jej trans, po czym od razu powiedziała:
– Yareen jest w środku tego metalowego kółka w ziemi!
Ludzie zaczęli zacieśniać krąg, który niczy obręcz, zaciskał się wokół nas. Niedaleko huknął piorun, który styknął się z ziemią, zupełnie jakby dłoń z nieba postanowił dotknąć palcem Matkę Ziemię. Deszczowe krople zaczęły spadać szybciej, a ja poczułam siłę tego żywiołu. Ludzie zatrzymali się i czekali na nasz ruch.
– Musimy uciekać! – zawołałam do towarzyszki. Wiedziałam, że będzie się sprzeciwiać, lecz nie miałyśmy szans z tak dużą liczbą ludzkich istot.
– Nie zostawię go! – odpowiedziała, ostro marszcząc brwi.
– To co robimy?! – zapytałam, widząc, że dwunodzy zacieśniają drogę ucieczki. – Nie mamy dużo czasu!
– Ty odwróć ich uwagę a ja pójdę do tego metalowego okręgu!
l– Dobrze… – przystałam na tą propozycję. Wolałam to lub cokolwiek innego od stania tutaj i czekania na śmierć.
– Teraz! – krzyknęła Pandora, która wystrzeliła w kierunku domów, a ja przed siebie.
Ludzie rozdzielili się, lecz po stworzeniu kilku ścian wody blokujących pościg za Pandorą, które spowodowały wydanie jakiś dziwnych dźwięków, ruszyli za mną. Bogowie, dopomóżcie!

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•

Yareen patrzył niewidomymi oczami gdzieś w dal, licząc, że zdoła zlokalizować przeciwnika, lecz miejsce, w którym obecnie się znajdował, utrudniał mi korzystanie z swoich mocy. Śmiech odbijał się od nagich skał, zniekształcając jego wydźwięk, co nieco zabolało białego wilka. Nagle usłyszał on chlupot wody oraz dziwny, specyficzny dźwięk. Niby to szczęk i dzwonienie zębów, ale jakby mlaskanie oraz wysoki pisk…
– Cieszę się, że wpadłeś nas odwiedzić, ponieważ od dawna nikt do nas nie zaglądał… – zachichotał piskliwie tajemniczy głos, po czym nostalgicznie jakby westchnął. – Ja i moje dzieci zdążyliśmy porządnie zgłodnieć…! – Rzucił ostro, po czym tajemniczy głos pomnożył się i zaczął dobiegać zewsząd. Wysokie piski połączone z chlupotaniem wody nie wróżyły niczego dobrego. Odór również wzmocnił swoją siłę, przez co basior o mało nie padł z jego powodu. Udało mu się jednak zachować świadomość, mimo, że to było bardzo trudne. W pewnym momencie zaczął czuć szczypanie, które szybko przerodziło się w kłujący ból. Cofnął się w głąb suchego skrawka ziemi, lecz chwilę potem stracił grunt pod nogami, po czym wylądował w wodzie. Szybko wstał, brodząc w wodzie i nadal cofając się przed tajemniczym wrogiem, który nadał kąsał i ranił coraz bardziej. W oddali usłyszał piskliwy śmiech tajemniczego osobnika.
– Uciekaj, uciekaj ile chcesz! – zawołał. – I tak jesteś już martwy…
Biały wilk dalej się cofał, coraz bardziej zanurzając się w śmierdzącej wodzie, aż nagle wyczuł ścianę. Poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła…
...gdy nagle zobaczył...

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•

Biegłam wzdłuż granicy ludzkiej osady, oglądając się niemal ciągle za siebie. Miałam na ogonie grupkę ludzi a ich ilość nieco wzrosła wraz z przebytym dystansem. Przebiegałam przez centrum ich wioski, aby nie zgubić pościgu, tak, aby Pandora mogła dostać się do tego szarego, metalowego walca, który był na środku wioski. Nie widziałam jej, tak więc postanowiłam zrobić okrążenie wokół celu naszej akcji.
Deszcz nie odpuszczał, lecz mi to nie przeszkadzało - wręcz przeciwnie: moja moc rosła z każdą kroplą dotykającą moje ciało. Nie odważyłam się jednak użyć swojej magii. Każdy wilk naszego klanu doskonale zna zasadę, aby nie ujawniać swoich magicznych zdolności w obecności człowieka. Wystarczającym dużym dziwactwem są moje skrzydła, nie mówiąc o… ciele Pandory… Skręciłam ostro w lewo, ledwie utrzymując się w pionie na śliskiej ziemi. Kilka ludzików nie miało tyle szczęścia co ja i skończyli w błocie kilka metrów dalej. Ruszyłam przed siebie, widząc w oddali majaczący się kształt metalowej klapy.
Nagle dostrzegłam białawy kształt leżący na ziemi niedaleko. Gdy się przyjrzałam, rozpoznałam Pandorę, której w nogę wbito jakąś strzałę. Leżała na ziemi i rozglądała się za nadciągającym wrogiem. Miała też przebite jedno skrzydło. Cholera! – pomyślałam, biegnąc w stronę leżącej wilczycy. Musiałam zmienić plan działania, i to szybko!
– Antilia! – zawołała.
Ja natomiast odrobinę zwolniłam, skupiając się na mocy wody, która powoli miażdżyła pręty wbite w ciało wadery. Gdy pękły, chwyciłam ją za kark i wzniosłam się w powietrze.
Nie odleciałam daleko od ludzkiej osady, lecz niemal natychmiast Pandora zaczęła się lekko… rzucać.
– Musimy wrócić po Yareena! – krzyczała. Ja natomiast milczałam, ponieważ miałam w pysku jej kark. Myślałam, że jesteś lżejsza… – skomentowałam za to w myślach. Wylądowałam kawałek dalej, w buszu leśnym, tak aby nikt nie zauważył jej.
– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytała ostro. – Mus…
– Wracam po niego! – przerwałam jej i wzbiłam się w powietrze. Zanim odleciałam, dodałam: – Jeśli możesz, spróbuj się zregenerować!

•❅──────✧❅✦❅✧──────❅•

Gdy tylko udało mi się podnieść tą metalową płytę, uderzył we mnie ogromny smród. Usłyszałam jednak bardzo niepokojący hałas i głosy, które zmusiły mnie do pokonania i wejścia do tajemniczej jaskini. W środku panował mrok a jedynym źródłem, i to słabego, światła był otwór przez który wleciałam. Zawisłam w powietrzu kilka metrów nad taflą zielonkawej wody. Zauważyłam, jak pode mną przemyka kilka sporych rozmiarów szczurów. Rozejrzałam się i znalazłam coś, co znacząco różniło od szarego, brudnego otoczenia.
– Yareen! – zawołałam w kierunki białego futra. Wilk spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami, w których zatliła się iskierka. Nagle poczułam ból w ogonie. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, jak szczur wgrywa mi się w futro i mięśnie. Udało mi się go zrzucić, lecz kolejne szykowały się na atak.
– Antilia? – Nie chciał uwierzyć, że to ja.
– Chcesz tu zostać? – zapytałam ostro, unikając skaczącego, przerośniętego gryzonia. Wilk wzniósł się lekko, a po chwili oboje wznieśliśmy się w deszczowe niebo. Skierowałam naszą dwójkę w stronę miejsca, gdzie odstawiłam Pandorę.
Yar? Pandora zniknie czy inny piorun strzeli tą trójkę? xd

niedziela, 7 listopada 2021

Brak komentarzy

Od Yareena cd. Antilii "Śnieżny onyks"

Pandora.

To była scena jak ze starych, wojennych baśni, które słyszałam od starców. Czarne, zachmurzona niebo, grzmoty i pioruny oraz deszcz. Gdzieś palił się ogień, aby rozjaśnić chodź troszkę ciemność, która spowiła cały ludzki obóz. Pomimo świeżego zapachu deszczu, ostrej woni burzy i cuchnącego smrodu ludzi, nie gubiłam zapachu kuzyna. Utrzymałam się przy nim, niczym tonący brzytwy. Bałam się, że jeśli raz go zgubię, mogę go z powrotem nie znaleźć. Antillia była tuż za mną. Obserwowała dwunogów i przyglądała się ich konstrukcjom. Zawsze mnie ciekawili, pomimo tego, jak potrafili być agresywni i z jaką bezwzględnością zabijali nas i lasy, to jednak coś mnie w nich intrygowało. To nie było chodzenie na dwóch nogach, bo moje skrzydła były ciekawsze. To nie wina ich języka, bo zwierzęta mają również swój. Może to przez to, co potrafili zrobić. Co potrafili trzymać w przednich kończynach i co potrafili dzięki nim zrobić, stworzyć. Jak uderzali o siebie przedmioty, jak się ze sobą łączyli i sprawiały, że drzewo bez korzeni nie upadało na ziemię, a trzymało pion. To było dla mnie jak ‘magia’.
W oddali słyszałam kolejne grzmoty. Ludzie zaczęli biegać po obozie, ochraniając głowy, jakby bali się, że zaraz się stopią. Bali się deszczu? Wątpiłam w to. Przy większym ruchu zatrzymałyśmy się z samicą na poboczu i obserwowaliśmy ludzi. Wszyscy byli do siebie podobni: mieli włosy, każdy z nich miał po dwie pary kończyn i byli podobnie ubrani. Ciekawe jak oni siebie odróżniali? Prawdopodobnie tak łatwo, jak my, wilki. Po krótkiej chwili ludzie się uspokoili, w wiosce panowała jedynie burza: grzmoty, deszcz i wiatr. Wszyscy się schowali, dlatego poczułam się bezpieczniej. Ruszyłyśmy dalej, nie gubiłam zapachu Yareena. Zapach wiódł mnie środkiem miasteczka, starałam się iść poboczem, kryć się między ich domami, kiedy zapach rozdzielił się na środku drogi.
- To tak, jakby zapadł się pod ziemie – wymruczałam, biegnąc na środek. Zapach kumulował się nad jakimś metalowym kółkiem i rozchodził się w różne strony. Okrążałam koło, nie wiedząc, co zrobić. Czy to można było otworzyć? Dlaczego jego zapach się rozniósł?
- Pandora, zobaczą cię – szepnęła Antilia, ale ją zignorowałam. Musiałam go znaleźć, bez niego nie miałam zamiaru wracać do watahy. Rozejrzałam się i zobaczyłam niedaleko duże drzewo. Podbiegłam do niego i dotknęłam do łapą, aby móc zobaczyć jego wspomnienia. Nie słyszałam już samicy.
Drzewo przekazało mi obraz, jak ludzie przynieśli do wioski białego wilka. Był nieprzytomny. Miał sznur na szyi, a jego ciało opletli w siatkę. Wyglądał na martwego. Dwunożni coś mówili, widać było na ich twarzach radość. Po chwili otworzyli metalowe kółko w ziemi. Zdjęli siatkę i sznur z ciała Yareena, po czym wrzucili go do tak zwanej studni (jeśli drzewo dobrze przekazało mi informacje).
- Pandora! – krzyk skrzydlatej wadery wyrwał mnie ze wspomnień drzewa. Odwróciłam się do niej i zobaczyłam ludzi, trzymający broń w rękach.
- Yareen jest w środku tego metalowego kółka w ziemi! – przekazałam jej szybko informacje, nim zaatakowali.


Yareen.

Straciłem poczucie czasu, brodząc w śmierdzącej wodzie, w ciemnościach. Moim jedynym teraz celem było znalezienie suchego miejsca, w którym mógłbym się położyć i odpocząć, ale ciecz się nie kończyła.
- Czemu brodzisz w tej wodzie? – usłyszałem obcy głos. Stanąłem w miejscu i uniosłem uszy, lekko jeżąc sierść.
- Kto tu jest?
- Wilki nie widzą w ciemności? – w głosie nieznajomego usłyszałem śmiech.
- Ja akurat niczego nie widzę – mruknąłem. – Gdzieś jest sucho?
- Zejdź na bok – jak powiedział, tak zrobiłem. Skręciłem w lewo. – Tylko uważaj na… - nim dokończył, uderzyłem łapą o twardą ścianę. - …schodek – dokończył, w dalszym ciągu nie kryjąc rozbawienia, które musiałem zignorować. – Nienawidzę kiedy was tu wrzucają – głos zdawał się być bliżej.
- Kto? – czując, że stałem na czymś twardym i suchym, otrzepałem się z wody i się położyłem. Nie wydawało mi się, abym musiał czuć zagrożenie.
- Ludzie. Wrzucają tutaj wilki, które zdychają z głodu – usłyszawszy to, wyobraziłem siebie leżącego w tej śmierdzącej wodzie i rozkładającego się na części pierwsze. – Chociaż ja tam nie marudzę, odkąd sobie wymyślili taką zabawę, o wiele łatwiej dla nas z pożywieniem – przyznał, co mnie trochę zdziwiło.
- Kim jesteś? Kanibalem? – głos się roześmiał, a jego śmiech odbił się echem po całym pomieszczeniu.
- Jestem szczurem, a ty jesteś w studni bez wyjścia – dalej się śmiał.



<Antilia? Help>