Wszędzie i ciągle ciemność. Moje oczy do niczego się nie nadawały. Równie dobrze mogłem ich nie mieć, jakbym miał puste oczodoły nie czułbym różnicy. Jedyne, na czym mogłem polegać, to na innych zmysłach i na powietrzu. Co by się stało, gdyby zanikł? To nie możliwe. Bez niego wszyscy by umarli, w końcu to w powietrzu istnieje tlen. O to nie musiałem się martwić, wiedziałem, że zawsze będę „widział powietrzem”. Tak jak teraz, kiedy przechadzałem się po nowych terenach, pełnych magicznych roślin. Pandora dokładnie mi wyjaśniła, jak dojść do tego lasu, którego nazwy nie pamiętałem. Miałem jej przynieść kilka ziół, jeśli uda mi się je znaleźć. Skupiłem się więc na szukanie ich po węchu, a czasami przez powietrze. Szukałem mocą delikatnych i małych roślinek, a gdy przy nich byłem, sprawdzałem węchem. Niestety wiele z nich była podobna, dlatego mogłem mieć w torbie więcej ziół, niż chciała. To nie był problem z jej mocą zatrzymywania życia roślin, mogły one być świeże, dopóki magia na nich istniała – czyli dopóki żyła Pandora.
Użyłem znowu mocy, by znaleźć jakąś roślinę, kiedy wyczułem z jej pomocą jakieś zwierzę. Prawdopodobnie był to wilk, chociaż rozmiarem pasował mi też do roślinożercy. Ruszyłem w tamtą stronę z ciekawości, aż w końcu wyczułem delikatną woń wilka. Gdy byłem już wystarczająco blisko jegomościa, odezwałem się:
- Jesteś z tej watahy? – przez moment obca osoba się nie odzywała, przez co zacząłem wątpić, że ona tu była.
- Tak. A ty? – pokiwałem głową, kierując łeb w stronę jej głosu.
- Od jakichś dwóch dni.
- Jesteś tutaj na spacerze, czy…? – zadała kolejne pytanie.
- Szukam ziół – ogonem poruszyłem torbę, wiszącą z boku.
- Jesteś zielarzem?
- Można tak powiedzieć. Pomagam przyjaciółce, dołączyła razem ze mną – wyjaśniłem. – Tak właściwie, to się nie przedstawiłem. Yareen.
- Antilla – odparła samica.
- Nie wiem, czy znasz się na ziołach, ale nie widziałaś gdzieś może Jaskółczego ziela? Mały z żółtymi kwiatkami.
<Antilla? Wiem, nudne>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz