– No tak, przecież jest jeszcze zima… – przyznał, subtelnie śmiejąc się. Przekrzywiłam głowę, przyglądając się nieznajomemu wilkowi, który przedstawił się imieniem Yareen. Z pozoru niby zwykły basior o białym futrze oraz dużej posturze. Jednak coś mi nie dawało spokoju… Podeszłam powoli w jego stronę, ostrożnie stawiając kroki w mokrym, skrzypiącym puchu. Skierował swój łeb w moim kierunku ale wydawało się, że kieruje się słuchem a nie wzrokiem. Skupiłam się na jego oczach.
Oczy wilka wydawały się nieobecne i patrzyły gdzieś w dal, jakby widziały jakiś cudowny krajobraz. Poza tym ich kolor również mnie intrygowały – tęczówki oraz źrenice były błękitne niczym północne, bezchmurne niebo. W tej chwili pomyślałam, że jest on być może ślepy, co potwierdzały moje obserwacje. Nie ośmieliłam się jednak zapytać go o to na głos, ponieważ wydawało mi się to nie na miejscu.
– Niemniej jednak może w głębi lasu Lysskog będzie to zioło… – powiedziałam, odwracając się tyłem do wilka, po czym ruszyłam w głąb zaczarowanego lasu. Obejrzałam się za siebie, aby sprawdzić, czy basior podąża moim tropem. Szedł powoli, trzymając pewien dystans. Podobało mi się to, ponieważ nie wchodził w moją przestrzeń prywatną oraz, w razie potrzeby – skraca czas mojej reakcji na ewentualny atak ze strony Yareena. Nie wydawał się być wrogo nastawiony ale wolałam dmuchać na zimne. Mógł być uśpionym szpiegiem lub zabójcą… Czasami sama siebie uważałam za paranoiczkę ale tym razem mogłam mieć rację. Nawet jeśli udaje ślepego, to doskonale się maskuje oraz jest bardzo wiarygodny. Ostrożnie zerkałam na niego kątem oka, uważnie obserwując jego mowę ciała. Szedł za mną lecz jego nadal były takie… nieobecne. Kręcił głową, jakby widział wszystko dookoła ale jednak nie do końca…
"Zaczynam wariować…" – pomyślałam smętnie, schylając głowę przed zwalonym pniem dębu. Natura podległa bogini Innhild rządziła się własnymi prawami, które należy traktować z należytym szacunkiem dla Najwyższej Łowczyni oraz opiekunki flory i fauny. Niezależnie jednak czy inni czy ja sama uważam się za wariatkę, nadal będę chciała zachować czujność, niezależnie jak bardzo ekstrawagancko przy tym wyglądam. Szliśmy powoli wzdłuż dosyć dużego strumyka, szukając jaskółczego ziela. Nagle usłyszałam znajomy dźwięk – połączenie klekotania bociana z wysokim głosikiem słowika.
– Co to było? – zapytał Yareen. Chwilowo zapomniałam, że miałam towarzystwo ze sobą.
Przed nami pojawił się Fyod – jeden z Ånd zwanymi też duchami lasu. Jakiś czas temu spotkałam go w małych kłopotach. Pomogłam mu a Fyod w podziękowaniu podarował mi rzadkie ziele, którego właśnie potrzebowałam. Po tym spotkaniu udałam się do Agnara, aby dowiedzieć się nieco więcej o tych duchach. Wilk wytłumaczył mi kim są oraz jakie obowiązki pełnią wobec ochrony puszcz, które zamieszkują. Od tamtej pory, gdy wchodziłam na teren lasu Lysskog często przychodził się przywitać a czasami pomagał mi znaleźć odpowiednie rośliny. Nie za dobrze rozumiałam jego mowę, lecz wiem, że on doskonale zna nasz język. Tak przynajmniej twierdził Alfa. Fyod wyciągnął coś w rodzaju ręki w moim kierunku i potrząsnął moja prawą łapą na przywitanie.
– Nie ma czego się bać. To Ånd – duch broniący lasu przed intruzami – wyjaśniłam, kiedy przywitałam się z strażnikiem.
– Aha – Yareen podszedł powoli, wysoko unosząc pysk i węsząc w powietrzu. Zerwał się delikatny wietrzyk powodując u mnie dreszcz na grzbiecie.
– Przepraszam, nie chciałem… – powiedział basior a podmuchy powietrza ustały. – Moje oczy są ślepe ale jestem w stanie postrzegać świat przy pomocy mojego żywiołu.
– Jest nim powietrze, tak? – spytałam. "Czyli jednak jest ślepy…" – pomyślałam. Basior kiwnął głową na znak potwierdzenia. Spojrzałam na Ducha Lasu i spytałam go, czy zna on miejsce, gdzie rosną jeszcze jaskółcze ziela. Istota zbudowana z drewna oraz roślin wskazała swoją kończyną, kierując nas ścieżką na północny zachód. Podziękowałam, po czym zaczęłam podążać wskazaną przed Ånda drogą. Śnieżnobiały wilk nadal podążał za mną w milczeniu. Po kilku minutach znalazłam kępkę rośliny o żółtych kwiatach, tak jak mówił wilk.
– To chyba te ziele, którego szukałeś… – powiedziałam, podchodząc do ziela. Zebrałam je, chowając raz do swojej sakwy a raz do sakwy Yareena. Już miałam wziąć ostatni kwiat, kiedy usłyszałam kolejny dźwięk ze strony Duchów Lasu. Ten nie było sygnałem powitalnym lecz alarmującym. Nagle przed oczami przeleciał mi Fyod, biegnąc w stronę zachodniej części buszu a za nim gromadka leśnych zwierzątek – tych zwykłych jak i magicznych. Basior spojrzał na mnie z pytającym wyrazem pyska.
– Coś się dzieje z lasem – powiedziałam i ruszyłam za biegnącym stworzeniem.
(Yareen? Palimy jakąś trawkę? xD)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz